[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na wypolerowanych płaszczyznach dziewczyna dostrzegała pokrzywione odbicia twarzy
duchów poskręcanych przez zawiść albo nierówność ścian kostki.
Przybysz znów zaczął mówić:
- Kostka jest przeznaczona do rozłupywania powierzchni rzeczywistości - powiedział.
-Jest to rodzaj inwokacji, za pomocą której można powiadomić o czymś Cenobitów.
- Kogo?
- Ty to zrobiłaś nieświadomie - powiedział gość. - Prawda?
- Tak.
- To już miało miejsce wcześniej - odpowiedział. - Ale jest na to sposób. Nie można
zamknąć Schizmy, aż nie wezmiemy tego, co do nas należy...
- To chyba jakaś pomyłka...
- Nie próbuj walczyć. Nie masz na to wpływu. Musisz mi teraz towarzyszyć.
Potrząsnęła głową. Miała już dość koszmarów na całe życie.
- Nie pójdę z tobą, do cholery, nie pójdę...
Kiedy to mówiła, do pokoju weszła pielęgniarka, której nie rozpoznała - pewnie z
nocnej zmiany.
- Czy pani mnie wzywała? - zapytała. Kirsty spojrzała na Cenobitę, a potem znowu na
pielęgniarkę. Stali może w odległości jednego metra od siebie.
- Ona mnie nie widzi - powiedziała postać. - Ani nie słyszy. Ja należę do ciebie, Kirsty.
A ty do mnie.
- Nie - powiedziała.
- Czy jest pani pewna, że nic nie potrzebuje? - zapytała pielęgniarka. - Wydawało mi
się, że słyszałam...
Kirsty potrząsnęła przecząco głową. To były przywidzenia, tylko przywidzenia.
- Proszę iść do łóżka - powiedziała pielęgniarka. - Przeziębi się pani. Będę tu za pięć
minut. - I wyszła.
Cenobita zaśmiał się.
ROZDZIAA JEDENASTY
Rory stał w sieni i patrzył na Julię. Swoją Julię. Kobietę, której kiedyś poprzysiągł
wierność i miłość aż do śmierci. Zdawało mu się wówczas, że nie będzie zbyt trudno dotrzymać
danego słowa. Odkąd pamiętał, zawsze idealizował ją. Znił o niej po nocach, a w ciągu dnia
pisywał miłosne poezje. Ale wszystko się zmieniło. Z czasem najwięcej bólu przynosiły mu te
częste drobne zmiany. Ostatnio zdarzało mu się wręcz, że wolałby śmierć pod kopytami
dzikich koni niż gryzące go podejrzenie, że dawno już utracił radość życia.
Nie mógł wręcz uwierzyć, że kiedyś wszystko szło tak doskonale, kiedy teraz tak stał i
patrzył na nią. Teraz wszystko spowite było cieniem wątpliwości. Tonęło w brudzie.
Był zadowolony tylko z jednej rzeczy: wyglądała na zmartwioną. Może znaczyło to, że
w powietrzu wisi jej spowiedz wobec niego. Może zechce wyrzucić wreszcie z siebie swe
tajemnice, a on będzie mógł jej wszystko wybaczyć.
- Wyglądasz na zasmuconą - powiedział.
Wahała się przez moment, a potem powiedziała:
- To bardzo trudne, Rory...
- Co?
Wyglądała tak, jakby nawet nie miała siły zacząć.
- Co? - powtórzył.
Mam ci tyle do powiedzenia. Zauważył, że tak mocno ściska poręcz schodów, aż palce
zbladły jej całkowicie.
- Słucham cię - zaofiarował się. Był gotów znów ją pokochać, jeśli tylko uczciwie
powie mu, o co chodzi. - Powiedz mi.
- Myślę, że lepiej... lepiej jak ci pokażę - powiedziała. Wzięła go za rękę i zaprowadziła
po schodach na piętro.
* * *
Wiatr przewalający się po ulicach nie był zbyt ciepły, jeśliby sądzić po tym, jak piesi
podnosili kołnierze i chylili głowy. Ale Kirsty nie czuła chłodu. Czyżby to jej niewidoczny
towarzysz nie dopuszczał zimna do niej, ogrzewając ją ciepłem ognia, w którym Pradawni
palili grzeszników? A może była po prostu zbyt przerażona, by czuć chłód?
Ale ona wcale nie czuła strachu. To, co wywracało jej wnętrzności, było znacznie
bardziej przejmujące. Otwarła drzwi - te same, które otwarł brat Rory'ego. I teraz szła ramię w
ramię z demonami. A u kresu swej wędrówki zasmakuje zemsty. Odnajdzie tego, który ją zranił
i przeraził. Sprawi, że poczuje się bezradny tak jak ona wówczas dzięki niemu. Chciała patrzeć,
jak będzie się wił w mękach. Wręcz będzie się cieszyła z tego widoku. Doświadczenie bólu
nauczyło ją sadyzmu.
Szła przez Lodovico Street i rozglądała się za jakimś znakiem Cenobity, ale niczego nie
spostrzegła. Mimo to zbliżyła się do domu. Nie miała żadnego gotowego planu: było zbyt wiele
spraw, których nie mogłaby przewidzieć. Po pierwsze, będzie tam Julia. Kirsty nie miała
pojęcia, do jakiego stopnia ona była w to wmieszana. Chyba nie była niewiniątkiem. Ale być
może działała pod przymusem? Najbliższe minuty być może dadzą jej odpowiedz. Zadzwoniła
do drzwi i czekała.
Drzwi otworzyła Julia. W ręku trzymała długą, białą koronkę.
- Kirsty - powiedziała, wcale nie zmieszana jej widokiem. - Jest już pózno...
- Gdzie jest Rory? - zaczęła Kirsty. Nie takie miały być jej pierwsze słowa, ale jakoś tak
już wyszło.
- Jest tutaj - odpowiedziała Julia spokojnie, jakby chciała uspokoić rozezlone dziecko. -
Czy coś się stało?
- Chciałabym się z nim zobaczyć - odpowiedziała Kirsty.
- Z Rory'm?
- Tak...
Przekroczyła próg bez czekania na zachętę. Julia nie sprzeciwiła się i tylko zamknęła za
nią drzwi.
Teraz Kirsty poczuła chłód. Stała w sieni i drżała.
- Wyglądasz okropnie... - powiedziała wprost Julia.
- Byłam tu tamtego popołudnia - wyrzuciła z siebie. - Widziałam, co się stało.
Widziałam!
- A co tu było takiego do oglądania? - padło pytanie. Wyraz twarzy Julii nie zmienił się.
- Dobrze wiesz.
- Ale naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
- Chcę rozmawiać z Rory'm...
- Oczywiście - odpowiedziała Julia. - Ale ostrożnie. Nie czuje się najlepiej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum