[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co ty masz na sobie?
- Byłam dzisiaj na zakupach. Nie uwa\asz, \e to
odpowiedni strój na popołudnie?
Pewnie tak. Wyglądała elegancko i bardzo pięknie, jednak
nie podobał mu się podtekst tej zmiany. Nie mogła zakryć
swego ciała bardziej, chyba \e wło\yłaby mnisi habit. Jej
motywy były łatwe do odczytania.
Skutek jednak był odwrotny od zamierzonego. Było to
wyzwanie. Zaproszenie, by zdjąć z niej wszystko, do ostatniej
nitki.
- Zdejmij to! - warknął.
- Słucham? - powiedziała przestraszona.
- Włó\ tę czerwoną sukienkę, w której ju\ cię kiedyś
widziałem - rzucił i podszedł do baru po martini, którego
wcześniej nie chciał.
- Koktajlową sukienkę? Na popołudniowe spotkanie w
interesach?
- W takim razie cokolwiek... byle nie to. - Nie słyszał,
kiedy wyszła, ale pomyślał, \e musiała to zrobić, gdy\ nagle
zapadła cisza. Jednak gdy się odwrócił, wcią\ tam była,
przyglądając mu się zimnym wzrokiem. - O co chodzi? -
zapytał.
- Wiem, dlaczego nie podoba ci się ten kostium i dlaczego
od kilku dni mnie unikasz.
Wbił oczy w szklankę. Przydałaby się szalotka. Spróbował
się na tym skupić, byle nie spojrzeć jej w oczy.
- Słyszałeś mnie, Matt?
- Oświeć mnie - powiedział, wzdychając. - Dlaczego nie
podoba mi się ten kostium?
- Poniewa\ chcesz się ze mną przespać, ale nie chcesz się
do tego przyznać.
Jego śmiech był zbyt głośny, by być szczery.
- Gratuluję wyobrazni!
- Nie sądzę - powiedziała powoli, przyglądając mu się w
taki sposób, \e o mało nie odsunął się w tył. - Myślę, \e oboje
pociągamy się nawzajem, ale musimy znalezć jakieś
rozwiązanie tego problemu. Nie mogę wykonywać swoich
obowiązków, je\eli ciągle znikasz i nie rozmawiasz ze mną.
- Rozumiem - skinął głową. Nie przyznawał się przez to
do niczego, prócz rzadkiego pojawiania się w biurze w
ostatnich dniach. - Niezale\nie od tego, czy coś między nami
zaistniało, czy nie, ubieranie się jak guwernantka niczego nie
rozwią\e.
- Staram się ubierać klasycznie.
Nie mógł znieść tego dłu\ej. Była zbyt spokojna, zbyt
pewna siebie... a on się rozpadał.
- Do cholery, Abby, dorośnij! Mogłabyś wejść tutaj w
bikini, i tak bym nie zareagował!
Przechyliła głowę i przyjrzała mu się z powątpiewaniem.
- Jednak zostanę w tym kostiumie.
Następnego dnia Abby nie miała okazji, by powiedzieć
Mattowi o zostawionych dla niego wiadomościach, a\ do
chwili, kiedy byli w drodze na kolejne popołudniowe
spotkanie. Spędził całe przedpołudnie z prawnikiem,
przygotowując kontrakt z nowym eksporterem. Matt poprosił
ją, by zapoznała się z kontraktem i była świadkiem jego
podpisania. Pochlebiło jej, \e ciągle chce wprowadzać ją w
tajniki biznesu, choć ich relacje niestety nieco się zmieniły.
Mimo tempa, w jakim musieli załatwiać sprawy słu\bowe,
dziwna iskra pomiędzy nimi nie zgasła. Kiedy jechali
limuzyną przez miasto we dwoje, Abby poczuła mrowienie w
całym ciele, musiała jednak skupić się na przekazaniu
Mattowi wszystkich pozostawionych dla niego wiadomości.
- Tej nie mogłam zrozumieć - powiedziała, patrząc na
zadrukowaną stronę. - To wiadomość ze Szkocji. Coś o
rycerzu z zamku Donan.
Ze śmiechem wyjął kartkę z jej dłoni.
- To od mojego brata Christophera. Kiedy byliśmy mali,
stworzyliśmy własny kod, mając nadzieję, \e ojciec się nie
domyśli, o co nam chodzi. Christopher został Rycerzem z
Donan. To jedna z posiadłości nale\ących do rodziny, którą
przeznaczono dla niego. W tej chwili wraz z \oną mieszkają w
zamku - mówiąc to, czytał, a uśmiech powoli znikał z jego
twarzy.
- Stało się coś złego?
Matt oparł się o fotel. Zobaczyła na jego twarzy napięcie.
- Nie. Właściwie wszystko było zle ju\ od naszych
najmłodszych lat.
Abby poło\yła dłoń na jego ręce, którą zmiął przeczytany
list.
- Czy mogę w czymś pomóc?
- Nie, chyba \e potrafisz przekonać mego brata, by
wycofał się z tego katastrofalnego przedsięwzięcia.
- Co planuje?
- Zorganizować rodzinne spotkanie w posiadłości ojca.
Abby potrząsnęła głową.
- A co w tym złego?
- Mojego ojca nic nie obchodzi nasza obecność lub
nieobecność.
Abby szeroko otwarła oczy. Jakie to okropne - pomyślała,
czekając na dalsze wyjaśnienia. W końcu Matt uspokoił się
nieco.
- Przepraszam, nie powinienem cię obcią\ać moimi
problemami. Ale \ycie rodzinne mo\e być trudne. Pochodząc
z kochającej się farmerskiej rodziny, pewnie nie mo\esz tego
zrozumieć. - Spojrzał na nią. - Pewnie nigdy nie zdarzyło ci
się, \eby ktoś, kogo kochałaś, odszedł nagle z twojego \ycia
wtedy, gdy był ci najbardziej potrzebny.
Popatrzyła na niego, zdając sobie sprawę, \e właśnie
powiedział jej coś, czego zapewne nie zamierzał.
- Twój ojciec zostawił ciebie i braci? - zapytała cicho.
- Nie. Moja matka. Zostawiła ojca i nas trzech bez słowa
wyjaśnienia. Hrabia nie miał pojęcia, co z nami zrobić, więc
wysyłał nas do szkół z internatem, kiedy tylko kończyliśmy
szósty rok \ycia. Do tego czasu opiekowały się nami nianie.
Prawie go nie widywaliśmy.
Abby przygryzła dolną wargę. Co za zimne, pozbawione
miłości dzieciństwo.
- Więc Christopher mieszka w Szkocji?
- Tak. Jest najmłodszy z nas i niedawno o\enił się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum