[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szaleńczą krucjatę, zanim pierwsze oznaki, że ludzie się obudzili, pojawiły się w
nieruchomych, ciemnych oknach. I każdego ranka Niv przepowiadał, że na pewno
odnajdą Krainę Elfów; i tak mijały dni i lata.
Thyl już dawno ich zostawił; Thyl, który prorokował ich zwycięstwo w
porywających pieśniach. Pieśni te inspirowały i dodawały otuchy Alwerykowi w
najzimniejsze noce i prowadziły go przez najbardziej wyboiste, skalne drogi. Thyl,
który pewnego wieczoru nagle zaśpiewał pieśń o włosach pewnej młodej dziewczyny,
Thyl, który powinien im przewodzić w tych długich poszukiwaniach. A potem pewnego
dnia o szarej godzinie, przy śpiewie kosa, w ukwiecony majowy wieczór, Thyl zawrócił
do ludzkich siedzib, poślubił ukochaną dziewczynę i już nie błąkał się z grupą
wędrowców.
Konie padły; Niv i Zend nieśli teraz wszystko, co mieli, na maszcie namiotu.
Upłynęło wiele lat. Aż jednego jesiennego poranka Alweryk opuścił obóz, by udać się
do wieśniaczych chat. Niv i Zend spojrzeli po sobie. Dlaczego Alweryk miałby pójść, by
zapytać o drogę kogoś innego? Przecież, jakby na to nie spojrzeć, ich szalone umysły
wyczuły cel jego wędrówki znacznie szybciej niż intuicja zdrowego człowieka. Czyż nie
miał proroctw Niva, by go prowadziły, i obietnic Zenda, który zaprzysiągł mu pewnej
nocy księżyc w pełni?
Alweryk przybył wtedy do ludzkich siedzib i z wieśniaków, których wypytywał,
tylko nieliczni chcieli mówić o tym, co leżało na wschodzie. Jeśli zaś wspomniał o
ziemiach, po których wędrował latami, praktycznie nie zwracali na to uwagi, jak gdyby
opowiadał im o tym, że rozbił swój namiot na kolorowych warstwach powietrza, które
świeciły, płynęły i ciemniały wraz z niebem po zachodzie słońca. Nieliczni, którzy mu
odpowiedzieli, stwierdzili tylko jedno: że jedynie czarownicy o tym właśnie wiedzieli.
A dowiedziawszy się tego, Alweryk wrócił z naszych ogrodzonych żywopłotami pól
do swojego starego, szarego namiotu w krainie, o której nikt nie myślał. Niv i Zand
siedzieli tam w milczeniu, patrząc nań z ukosa, gdyż zrozumieli, iż nie ufał szaleństwu i
słowom wypowiedzianym przez księżyc. Następnego dnia, kiedy o świcie opuścili
obóz, Niv prowadził, lecz już bez krzyków.
Minęło niewiele więcej tygodni tej niezwykłej podróży, kiedy jednego ranka
Alweryk spotkał na skraju pól, doglądanych przez ludzi, pewnego mężczyznę
napełniającego wiadro przy studni. Wysoki, cienki, stożkowy kapelusz i otaczająca go
tajemnicza atmosfera wskazywały, że na pewno był to czarownik.
 Mistrzu sztuk, których ludzie się boją, chciałbym ci zadać pewne pytanie
dotyczące przyszłości  powiedział do niego Alweryk.
Czarownik odwrócił się, by spojrzeć na mówiącego z powątpiewaniem, gdyż
podarte ubranie Alweryka nie zdawało się obiecywać takiej zapłaty, jaką dają ci, którzy
mają prawo pytać o przyszłość. Na wszelki wypadek czarownik powiedział, ile kosztują
odpowiedzi za takie pytania. A zawartość sakiewki Alweryka usunęła wątpliwości
czarownika. Dlatego wskazał na szczyt wieży wyzierającej ponad kępą mirtów i
poprosił Alweryka, aby przyszedł do jego drzwi wtedy, gdy zaświeci gwiazda
wieczorna. Dodał, że o tej pomyślnej godzinie przepowie mu przyszłość.
I znowu Niv i Zend doskonale zrozumieli, że ich przywódca kierował się snami i
tajemnicami, które nie wywodziły się ani z szaleństwa, ani z księżyca. Zostawił ich
siedzących w milczeniu, lecz z umysłami pełnymi dzikich wizji.
W blednącym powietrzu, które czekało na gwiazdę wieczorną, Alweryk przeszedł
przez pola ludzi i stanął przed ciemnymi, dębowymi drzwiami wieży czarownika;
rosnące wokół mirty muskały ją przy każdym podmuchu wiatru. Młody uczeń
czarownika otworzył drzwi przybyszowi i po starych, drewnianych stopniach, które
szczury znały lepiej niż ludzie, zaprowadził go do położonej na samej górze komnaty
swego mistrza.
Czarownik miał na sobie opończę z czarnego jedwabiu, którą uważał za należącą do
przyszłości; bez niej nie zajrzałby do mających nadejść lat. A kiedy młody uczeń
odszedł, jego mistrz zbliżył się do jakiejś księgi leżącej na wysokim biurku i odwrócił się
do Alweryka, by zapytać, czego szuka w przyszłości. Na co książę Erlu zapytał go, jak
ma dotrzeć do Krainy Elfów. Wtedy czarownik otworzył księgę o pociemniałych od
starości okładkach i zaczął przewracać strony. Przez długi czas strony księgi były puste,
lecz dalej pokazało się wiele zapisanych, chociaż Alweryk nigdy nie widział takiego
pisma. Wówczas czarownik wytłumaczył mu, że takie księgi jak ta opowiadały o
wszystkim; ale że on, zajmujący się wyłącznie przyszłością, nie potrzebował czytać o
przeszłości. Dlatego nabył księgę opisującą tylko przyszłość, choć mógłby otrzymać coś
więcej ze Szkoły Czarów, gdyby chciał badać szaleństwa, które ludzie już popełnili.
Potem jakiś czas czytał w swojej księdze. A Alweryk usłyszał stąpanie szczurów
wracających cicho przejściami do nor, które przygotowały dla siebie w schodach w
wieży czarownika. Wreszcie czarownik znalazł to, czego szukał o przyszłości, i wyjaśnił
Alwerykowi, że w magicznej księdze jest napisane, iż nigdy nie przejdzie do Krainy
Elfów ze swym zaklętym mieczem.
Kiedy Alweryk to usłyszał, zapłacił należność czarownikowi i odszedł przejęty
ogromnym żalem. Znał bowiem niebezpieczeństwa grożące w Krainie Elfów, których
nigdy nie odeprze zwykły miecz wykuty przez człowieczego kowala. Nie miał pojęcia,
że magia ukryta w jego mieczu pozostawiła po sobie w powietrzu podobny do tropu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum