[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łat mieszkałaś sama, choć jako członek rodziny, w dodatku
osierocone dziecko, powinnaś mieszkać w rezydencji.
Zgodnie z tym, co mówiła Candice, nie wchodzisz do domu,
jeśli Hank jest nieobecny. Możesz mi to wyjaśnić?
Spłoszyła się. Miała nieśmiałą nadzieję, że nie zwrócił
uwagi na wzmiankę Candice, ale przecież powinna wiedzieć,
że jemu nic nie umknie. Odwróciła oczy, z całej siły zacisnęła
zęby. Jeśli mu teraz powie prawdę, to będzie miał dodatkowy
argument świadczący o tym, do czego jest zdolna Candice.
Co gorsza, Candice nigdy by nie zaczęła tego tematu,
gdyby nie miała pewności, że Wes nie uwierzy w wersję
Hallie.
- Candice przez kilka lat uprzykrzała życie mojej siostrze
- spokojnie powiedział Wes. - Choć Beth była wtedy
dzieckiem.
Nie patrzył na nią już tak jak poprzednio i zaczęła mieć
nadzieję, że przestanie nalegać, ale nieoczekiwanie rzekł:
- Kiedy wczoraj do mnie przyszłaś, wciągnęłaś mnie w
wasze sprawy. Chyba więc należy mi się wyjaśnienie, kiedy o
coś pytam.
Gdyby wczoraj wiedziała, jakie mogą być konsekwencje
jej kroku, gdyby mogła przypuścić, w ile spraw będzie
musiała go wtajemniczyć, nigdy by tego nie zrobiła. Ale nie
może odmówić mu racji. Sama go w to wciągnęła, należą mu
się wyjaśnienia. Jej emocje nieco opadły, ale nadal czuła się
nieswojo. Wolała na niego nie patrzeć.
- Kiedyś odwiedziła nas siostra Hanka - zaczęła
zduszonym głosem. - I niepotrzebnie zaczęła mnie
wychwalać. Mówiła, że jestem dobrym dzieckiem i że
powinni mnie lepiej traktować. A o Candice powiedziała, że
jest rozpuszczonym dzieciakiem, które wymaga fachowej
pomocy psychologa. Więc Candice musiała dowieść, że to ja
jestem zła. - Urwała, przełknęła ślinę. - Ktoś zakradł się z
nożyczkami do jej szafy z sukienkami i kolekcją lalek. I ktoś
ukradł jej ulubiony naszyjnik, który potem został odkryty za
moim lustrem. A nożyczki znalazły się pod moim materacem.
Pokojówka, która widziała Candice z naszyjnikiem w moim
pokoju, została zwolniona, bo stanęła po mojej stronie.
Nie mogła dalej mówić.
- Hank wiedział, jaka jest prawda? - zapytał Wes.
- Chyba tak. Candice zawiadomiła szeryfa, ale on szybko
się zorientował, o co chodzi. Zagroził, że powiadomi kuratora,
by wystąpił w mojej obronie. Dlatego Hank pozwolił mi się
przenieść do bungalowu.
- Pozwolił? Czy może zmusił?
- Pozwolił. Prosiłam go o to, jeszcze nim Candice to
zrobiła.
Czy jej uwierzył? Nie może mu udowodnić swojej
niewinności. Stary szeryf już dawno odszedł na emeryturę.
- Dlaczego z nimi zostałaś? - Ciekawość w jego głosie
świadczyła, że chyba jej uwierzył. - Przecież po osiągnięciu
pełnoletności mogłaś po prostu wyjechać.
Nieoczekiwanie wezbrał w niej gniew i zapiekła uraza.
- Bo Candice Corbett ma wszystko, co się dla mnie liczy.
I póki nie upewnię się, że to ona dostanie ranczo, nie dam
się jej wyrzucić.
Nic na to nie odpowiedział. Hallie powoli ochłonęła, cichy
szmer strumyka łagodził napięte nerwy. Minęło kilka minut.
Myślała, że temat został zamknięty, gdy nagle Wes
przemówił.
- Podoba mi się, że jesteś taka zawzięta, ale co
zamierzasz, jeśli twoje plany się nie powiodą?
Zapytał wprost, ale miękki ton złagodził pytanie. Wzięła
głęboki oddech, zapatrzyła się na drugi brzeg.
- Nie zostanę tu - zaczęła spokojnie, starając się, by głos
nie zdradził jej wzburzenia. - Zaoszczędziłam trochę
pieniędzy, dostałam też nieco po siostrze Hanka, zapisała mi
małą sumkę. Na początek, nim znajdę jakąś pracę, powinno
wystarczyć.
- Znasz kogoś w prawdziwym świecie?
Mogłaby poczuć się urażona, ale Wes już tyle o niej
wiedział, że mógł pytać.
- Znam kilka nazwisk.
- Podjęłabyś się prowadzenia rancza?
- Mogłabym prowadzić Four C. Gdzie indziej też chętnie
się zatrudnię. - Nie wyobrażała sobie innej pracy, ale zdawała
sobie sprawę, że może będzie zmuszona robić coś innego.
- Najemna praca nie daje bogactwa.
- Nie dlatego zależy mi na Four C. Ta ziemia jest w
naszej rodzinie od pokoleń. To moje miejsce na ziemi, stąd się
wywodzę.
Uzmysłowiła sobie nagle, jak bardzo się przed nim
odkrywa. Nie przywykła do zwierzeń, zawsze broniła się
przed nadmierną szczerością. Powierzchowne, banalne
rozmowy, zwykłe tematy. To znała. I naraz opowiada o
sprawach, o których nikomu wcześniej nie mówiła. Skuliła
się.
Chyba dostrzegł coś w jej twarzy, bo powiedział cicho:
- Lubię, gdy mówisz do mnie otwarcie. - Czuła na sobie
jego uważne spojrzenie. - Jesteśmy razem dopiero od wczoraj,
ale już widzę, że jest w tobie coś, co mnie ciekawi. Jak
myślisz, czy między nami coś by mogło być?
Zaszokował ją. Odwróciła się, postąpiła kilka nerwowych
kroków wzdłuż rzeczki.
- Lepiej, żeby nie... - Była tak oszołomiona, że zabrakło
jej słów.
- Dlaczego?
To zadane cichym głosem pytanie zbiło ją z tropu. Nie od
razu odpowiedziała, musiała ochłonąć.
- Bo są wyzwania... - urwała, by się opanować - których
nie mogę podjąć... - wyznała cicho.
Co się z nią dzieje? Przez całe życie trzymała się na
uboczu, ukrywając swoje myśli i uczucia. Ale teraz sytuacja
zaczynała ją przerastać. Przepełniające ją pragnienia, nowe,
nie znane wcześniej uczucia nie dawały się stłumić. To było
ponad jej siły, nie potrafiła z tym walczyć. A jednocześnie
doskonale wiedziała, że przegra, jeśli pozwoli sobie na
słabość. I tego się bała.
Wes skłonił ją do wynurzeń, ale nie zdaje sobie sprawy z
jej panicznego lęku przed związaniem się z innym
człowiekiem. Miłość jest dla niej tajemnicą. Nie ma pojęcia,
jak ją w kimś wzbudzić. A on pyta, czy między nimi coś może
zaistnieć. Jakby ona mogła mieć na to jakiś wpływ!
Podskoczyła, gdy położył rękę na jej ramieniu.
- Miałaś nieudane dzieciństwo - podsumował. - Ale nie
pozwól, by to położyło się cieniem na twoim dalszym życiu.
Powiedział to miękko, niemal ze współczuciem. Nie może
mu ulec. Obejdzie się bez dobrych rad, nie potrzeba jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum