[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie dano mu głosu. Tym razem kapitan przerwał jego zapędy. Krzyknął
ostrym, tłumionym głosem: -Uwaga! Sieć przed dziobem!... ^ Statek
wpadł w nową fazę napięcia.
19.
Równocześnie rozległo się z dziobu  Kromania" ostrzeżenie
pierwszego oficera Fadieja pełniącego tam wachtę:
 Uwaga! Sieć przed nami!
Było to zbyteczne, gdyż kapitan na mostku sam ją już zauważył i
ująwszy rękojeść okrętowego telegrafu, energicznie przesunął ją na
znak  Stop". W oka mgnieniu podchwycono rozkaz w maszynowni i
wykonano. Z dołu odezwał się dzwięk potwierdzającego dzwonka.
Należało jak najszybciej zatrzymać śrubę  Kromania", by nie wplątała
się w sieć. Zruba na czas ustała. Statek szedł dalej. Miał ogromną siłę
rozpędu.
Zaczęło się dziać. Były to tylko chwile, lecz napełnione szarpiącym
skurczem naprężenia sekundy rozciągały się w nieskończoność.
Samo uderzenie dziobu o sieć było niewspółmiernie nikłe. Rozległ się
tylko głuchy stuk, bo trafiono w boję i ludzi popchnęło trochę do przodu.
Lecz potem! Co za odgłosy potem! Jakież skrzypy, zgrzyty, rzężenia! Z
jakąś niepohamowaną nienawiścią żywego potwora żelazo sieci chciało
zatrzymać żelazo statku, wczepiając się ostrymi pazurami w jego dno.
Osuwało się i znowu wczepiało.
I wciąż łoskoty, bez końca łoskoty i zgrzyty!  Kromań" trząsł się przy
tym jak w przedśmiertnych drgawkach. Nigdy walka o życie statku nie
była chyba tak przejmująca: szarpała nerwy, a ludzie doznawali
uczucia, że to nie dno statku, lecz ich własne nerwy, ich własne brzuchy
czołgały się po ostrych zasiekach i rwały się w strzępy.
Było jeszcze inne wrażenie. Gorsze. Marynarzom wciąż się zdawało,
że oto statek już stanął, że sieć już go zatrzymała. Niczym nie można tu
było pomóc, człowiek był bezsilny i bezbronny, i tylko podniecone
nerwy jego brały udział w tej walce. Statek przepychał się coraz
powolniej. Szybko zamierał jego pierwotny rozpęd. Lada chwila
 Kromań" mógł stanąć. Lada chwila musiał stanąć.
I ludziom nie tylko się zdawało, że już stanął. Zdawało im się, że
nawet się cofa. %7łe sunie wstecz. %7łe wraca do Dakaru. Nerwy.
I nagle, jak nożem uciął, wszystko ucichło. Wszelkie łoskoty ustały.
Ustały także wstrząsy. Grobowa cisza zaległa statek.
 Jezus Maria! Stanął!  wrzasnął ktoś w ciemnościach. Wszystkie
serca przeszyło przerażenie, że oto stało się najgorsze, że statek ugrzązł
na sieci.
A wtem z rufy krzyknął marynarz. Stał tam wachtowy marynarz i
pilnował statku z tyłu. Nagle krzyknął i chociaż marynarze mają
zazwyczaj głosy rubaszne i szorstkie, tym razem głos jego rozległ się
nad pokładem jak głos anielski. Był to głos anioła. Marynarz krzyknął,
nie  zawył z triumfu:
-Sieć za rufą!...
Dobry, wierny, dzielny  Kromań" przepchał się przez sieć. Zacne
pudło nie zawiodło ludzkiej wiary. Przeszło na drugą stronę swego
bytu, wybrnęło ha wolność.
Cieśla Fopka, który na ogół niełatwo podlegał wzruszeniu, znienacka
rozrzewnił się i z trudem powstrzymywał łzy. Kochał statek wielką,
dziwną jakąś miłością. Teraz szeptał, raczej szlochał:
 O Boże, o Boże!...
Maszyny od nowa zadudniły, rozpędził się statek. Jeszcze czas jakiś
trzeba było kryć się wzdłuż brzegu, by reflektory nie chwyciły.
Będą mijały brzemienne minuty w trwodze. Jeszcze patrolowiec
francuski, ukryty niedaleko w ciemności, zasygnalizuje do niego
złowrogo świetlnym morsem. Lecz nie powstrzyma rozpędu
 Kromania". Nic nie stłumi jego parcia naprzód, nie zatamuje jego drogi
triumfalnej. Drogi, u której zródeł był twórczy podstęp, była zawziętość
i fantazja, i namiętna, nieposkromiona, święta żądza wolności. Była
polska fantazja, o której z takim przekąsem mówił francuski admirał.
Pózniej, w głębi nocy, zwoła mężczyzn do salonu  Kromania" mała
niewiasta, dzielna żona kapitana. Odprawi jak gdyby jakoweś
serdeczne gusła. Nakarmi ich, napoi ich i jak zwykle nasyci matczynym
ciepłem i kobiecą troskliwością. Byli silni, będą jeszcze silniejsi.
I Jaś-rybak nareszcie dokończy swą piosenkę, że doprawdy żadne
burze ani wichry nie zgubią  Kromania". Musi to do końca wyśpiewać,
bo tyle nagromadziło się w nim rozpierającej wiary i tyle uczciwej
radości.
20
Londyn, dnia 31 lipca 1940 roku
Admiralicja Brytyjska
Dear General Sikorski [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum