[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stałem krok za nią.
Wiedziała, co ma robić. Kiedy zadzierałem jej spódnicę, chwyciła obiema rękami poręcze.
 A jak ktoś przyjdzie?  szepnęła. Wszystko wróciło do dawnych czasów.
 Ich problem.  Piętro niżej był Max. Nikt nie przyjdzie.
Zaszeleścił mój suwak. Dłoń Candy pomaszerowała do tyłu, wetknęła kciuk za gumkę majtek.
Zciągnęła je na sekundę przedtem, nim się w nią wbiłem.
Poczułem, jak jej mięśnie w środku chwytają mnie i przytrzymują. Nie dotknąłem silikonu w jej
cyckach.
Długo to nie potrwało. Kiedy wytryskiwałem, wydała z siebie pełen żądzy jęk. Sama podciągnęła
sobie majtki. Nawet się do mnie nie odwróciła.
Jak za dawnych czasów.
WróciliÅ›my do mieszkania. Candy sie-Wf dziaÅ‚a na kanapie, smycz byÅ‚a ciemnÄ… ¥ f kreskÄ…
między obciągniętymi jasno-żółtym swetrem piersiami.
 Sprowadzisz mi jÄ… teraz z powrotem?
 Tak.  Wyjąłem z kieszeni klucz do jej mieszkania, potarłem go palcami, jakbym chciał
zetrzeć brud. Rzuciłem klucz Candy. Odbił się od jej barku. Nawet na chwilę nie odwróciła ode
mnie wzroku.
 Zawsze cię kochałam  szepnęła.
Na dół zeszliśmy z Maxem schodami.
Pror czekał w samochodzie More-house'a. Podałem mu wyjęty z kieszeni blok plasteliny. Odcisk
klucza do mieszkania Candy był idealny.
 Powiedz Kretowi, że potrzebuję dwa, dobrze? Może je zostawić w którymś z samochodów
przygotowanych na poniedziałek wieczór.
 Załatwione, synu.
Poniedziałek, północ. Zjechaliśmy z autostrady Roosevelta, wjechaliśmy w ciemność. Z tyłu
siedziała Michelle. Wysiadłem z nią, ruszylismy spacerem wzdłuż rzeki. Max czekał w
samochodzie. Michelle opierała się o moje ramię, wzięła mnie pod rękę.
 To są dokumenty, o które prosiłaś  zacząłem.
 Dość gruba paczka jak na paszport  stwierdziła, wsadzając kopertę do torebki.
 Reszta jest od Kreta.
Usłyszawszy to natychmiast stanęła. Rozcięła kopertę paznokciem, ja w tym czasie zapaliłem
papierosa. Z koperty wysunął się gruby plik zielonych banknotów. Do tego notatka, zrobiona na
papierze milimetrowym, jakiego Kret zwykle używa do korespondencji. Nie odzywałem się,
spokojnie paliłem. Kiedy Michelle się do mnie odwróciła, łzy rozmazywały jej nieskazitelny
makijaż.
 Jutro rano mnie nie będzie.
 Wiem.
 Kiedy wrócę, nareszcie będę sobą.
 Yhm.
 Kocham cię, Burkę.  Przyciągnęła do siebie moją twarz i pocałowała mnie w policzek. 
Uważaj na mojego chłopca, zajmuj się nim.
Nie pytałem, kogo ma na myśli.
 Bądz o pierwszej, dobrze?  poprosiłem.  Usłyszysz huk. Poczekaj pięć  dziesięć
minut. Jeśli nie przyjdziemy, znikaj. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wrócimy bardzo
szybko. Gdy zobaczysz, że się zbliżamy, uciekaj, kluczyk zostaw w stacyjce.
 Nie będę biegać w tych butach po biocie!
 Nie żartuję, Michelle. Nie czekaj. Nie potrzebujemy kierowcy.
Cmoknęła mnie na pożegnanie.
 Opiekuj się Maxem  dodała na koniec.
Kiedy szliśmy w kierunku rzeki, czułem pod stopami, jak bagnista jest tu ziemia. Manhattan to
wielka wyspa, od Queensu oddziela go usiana wysepkami East River. Welfare Island. Roosevelt
Island. Dawniej wykorzystywano wyspy jako domy wariatów, kliniki, kolonie trędowatych, teraz
buduje się tu luksusowe apartamenty. Jest tu też wiele mikroskopijnych wysepek, będących jedynie
nagromadzonymi w różnych miejscach rzeki zwałami śmieci. Jest z nich znakomity widok na most
przy Pięćdziesiątej Dziewiątej Ulicy.
Michelle będzie czekać po stronie manhattańskiej. W tej okolicy nie można nigdzie zostawić
samochodu mającego służyć do ucieczki  zanimby się wróciło, dawno by go już nie było. Pror
zajął pozycję po stronie Queensu. Kiedy zrobi się gorąco, zaczniemy zwiewać. Jeśli będziemy
mogli.
Wesley już czekał. Był jedynie kształtem sylwetki na tle wody, ciemniejszym od czarnej nocy.
Podał mi uzi. Rozległ się cichy * syk  sprężone powietrze napełniało ponton. Wesley wskazał na
leżące nie opodal dwa worki żeglarskie i skrzynkę z narzędziami. Max wziął jedną ręką worki,
drugą skrzynkę. Wesley sterował. My z Maxem wiosłowaliśmy. W tym miejscu rzeka miała nie
więcej jak kilometr szerokości, a wyspa leżała w połowie nurtu. Nie płynęliśmy długo.
Przybiliśmy do brzegu. Wysiedliśmy. Wesley postawił na grząskiej ziemi dwa trójnogi, wcisnął je
mocno w grunt, by się nie chybotały. Na jednym umocował lunetę, na drugim karabin. Nikt nic nie
mówił  woda dobrze niesie głos. Nikt nie palił. Wesley wskazał na lunetę, potem na mnie. Zrobił
szybki i gwałtowny wydech. Skinąłem głową. Usiadł wygodnie przy karabinie. Obejrzał most przez
celownik optyczny, zadowolony skinął głową. Wyjął z kieszeni kurtki nabój. Długi, cienki nabój.
Kiedy wsuwał go do komory, rozległ się cichutki chrobot. Karabin snajperski. Jeden cel  jeden
nabój.
Nie pozostało nam nic poza czekaniem. Gdzieś w dole rzeki zatrąbiła syrena mgłowa. Kuter
patrolowy przepływał obok nas jakieś pół godziny temu. Nawet nie ruszyli szperaczem w stronę
naszej wyspy.
Zauważyłem, że przy moście pojawiła się grupa mężczyzn i zaczęła po nim przechodzić. Przez
lunetę zobaczyłem szczegóły. Trzech szło z przodu, jeden w środku, trzech z tyłu. Poruszyłem
lunetą w stronę manhattańską. Czterech mężczyzn, szli razem. W identyczny sposób jak Wesley
wypuściłem szybko i gwałtownie powietrze. Zaczął się przygotowywać, kręcąc lufą maleńkie
kółka. Przypominało to język węża. Badanie, czekanie. Obnażanie kłów.
Obie grupy były już blisko siebie. Jeden z idących od strony Queensu wyszedł do przodu. Z
grupy manhattańskiej też ktoś się odłączył. Mężczyzni zbliżali się do siebie skrajem mostu, tam byli
bezpieczniejsi. Spotkali się mniej więcej na środku mostu, kawałeczek w stronę Queens. Stanęli
oparci plecami o podpory. Po chwili zamienili się miejscami. Jeszcze raz wypuściłem powietrze.
 Widziałem  szepnął Wesley. Tak cicho, że nie byłem pewien, czy dzwięk nie rozległ się w
mojej głowie.
Zobaczyłem to samo, co zauważył Wesley.
Oczy celu były zasłonięte kapeluszem. Ustawiłem lunetę, by widzieć dół kości jarzmowej 
Wesley strzeli tak, że kula wejdzie od dołu i będzie się wznosić, aż dojdzie do mózgu i wyrzuci go
poza czaszkÄ™.
Mężczyzni rozmawiali. Usłyszałem, jak Wesley głęboko wciąga powietrze. Wypuszcza wszystko
jednym szybkim wydechem. Czułem, że nieruchomieje jak w śpiączce. %7łeby móc nacisnąć spust
między dwoma uderzeniami serca. Don przestał poruszać ustami, przekrzywił nieco głowę. Słuchał
swego zastępcy.
Don zaczął padać do przodu ułamek sekundy przedtem, nim do mych uszu dobiegło rozsadzające
bębenki  tttrrrachchch"! Zastępca błyskawicznie się schylił.
Wesley był już na nogach. Max jednym ruchem złapał moją lunetę razem z trójnogiem. Wesley
wskazał w kierunku Queensu  ten koniec mostu był cichy i ciemny. Nie było czasu na dyskusje.
Wrzuciliśmy wszystko do pontonu. Próbowałem przy wiosłowaniu dotrzymać Maxowi tempa, ale
moje plecy protestowały jak oszalałe. Gdzieś za naszymi plecami roztrąbiły się syreny. Wiedziałem,
że Wesley zaraz uruchomi szperacz na dziobie pontonu. Ponieważ Max wiosłował znacznie silniej
ode mnie, łódka zaczęła skręcać w lewo. Wpadliśmy na mieliznę. Wesley wyrwał zatyczkę, Max
ruszył do samochodu, z pontonu z sykiem uciekało powietrze.
Pror odsunął się na bok. Usiadłem za kierownicą. Wesley i Max załadowali graty do bagażnika,
wskoczyli z tyłu. Ruszyłem łagodnie, kierując się w stronę terenu opuszczonej fabryki w Long
Island City.
 Dzięki, Pror.
 Była dobra zabawa, ale skończyła się sprawa  odparł mały człowieczek. Chciał przez to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum