[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiązywał tasiemki teczki. Nie umiał kłamać. Nie musiał. Jeszcze
się nauczy. Jeszcze wszystko przed nim.
- Wierzysz w to, co jest tutaj napisane?
Wania nie odpowiedział. Wzruszył tylko jednym ramieniem,
patrząc przy tym w bok. Mocno trzymał teczkę obiema rękami,
jakby ktoś chciał mu ją zabrać, a on nie chciał oddać.
- Wiesz co, twój ojciec był człowiekiem skłonnym do unie-
sień... - miękko powiedział Stanisław. - Był idealistą, a nawet
mistykiem. Sam uwa\ał siebie za trzezwego pragmatyka i za ka\-
dym razem to podkreślał, ale to nie było tak. Wcale nie. Lubił
Gumilowa. Nikołaja Stepanycza. Lubił czytać Kapitanów, na głos,
z uczuciem.,. Oczy mu zaczynały błyszczeć i głos cichł z zachwy-
tu, kiedy recytował: "Są pod Księ\ycem inne sprawy, których nie
dostrzec j est mocarzom, Zobaczy j e wszak człowiek prawy, Niech
przeciwności go nie zra\ą". Czytał ci Kapitanów!
- Tak. I Starego włóczęgę w Addis Abebie... czytał. I Szósty
zmysł...
- Był bardzo łatwowierny. Wybierał człowieka, któremu
chciał ufać, i ufał mu ju\ bezgranicznie i do końca.
- Po co pan mi to mówi?
- Nie chcę, \ebyś wierzył ka\demu słowu w notatkach two-
jego ojca.
- A ja nie wierzę. Ka\demu słowu.
- Dobrze. Dobrze robisz.
Ale oczywiście wierzył. Ka\demu słowu. Có\, to było natu-
ralne. I mogło być równie\ po\yteczne.
- Wiesz jak zginął twój ojciec? - zapytał Stanisław.
- Tak.
- To był wypadek, co o tym sądzisz?
Wania po raz pierwszy popatrzył mu prosto w oczy.
- Myślałem, \e pan mi powie, co to było.
- Wypadek - zdecydowanie powiedział Stanisław.
Je\eli człowiek wybiera się na grzyby z Karelskiego, na brzegi
rzeki Wilczej, i ginie tam, i za tydzień odnajdują go pod urwiskiem,
w koronie sosny, gdzie wisi, uwięziony w rozgałęzieniu najmoc-
Strona 127
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
niejszej gałęzi tej korony... Spadł ze skraju urwiska, przeleciał przez
koronę i uderzył się o to rozgałęzienie \ebrami z taką siłą, \e tylko
cudem nie pękła mu od uderzenia szyja... Oczywiście, wypadek.
Po raz pierwszy w \yciu wybrał się na grzyby, i z takim oto skut-
kiem. Przypadek. Oczywiście. Nieszczęśliwy.
- Pamiętasz, kogo ojciec wymieniał... na samym początku
rękopisu, pamiętasz?
- Tak Aleksandr Gurikow. Siergiej śukowanow. Marlen Ko-
soruczkin.
- Słusznie. Wymienione osoby ju\ nie pracują w organach.
Sprawdzałem specjalnie, nie ma tam takich... - Stanisław zrobił
przerwę. - Ju\ dawno ich nie ma. Od kilku lat. A ten... śukowa-
now. .. ju\ dawno nie \yje. W ogóle.
Wania nie odpowiedział, tylko cicho poruszył ustami. Na pew-
no jednak miał na ten temat swoje zdanie.
- No dobrze - powiedział Stanisław. - Chyba miałeś do mnie
jakąś prośbę?
- Tak. Chcę u pana pracować.
- Tak? A co ty umiesz?
Znowu wzruszenie ramionami - niewyrazne i prawie wsty-
dliwe. Ale jednocześnie wyzywające.
- Zabijać.
Stanisław przeciągle gwizdnął.
- Gdzie się tego nauczyłeś?
- Nigdzie. Na ulicy.
- Na ulicy niczego dobrego nie mo\na się nauczyć - powie-
dział Stanisław.
(Nagle przypomniał sobie mamę: stała z mokrą szmatą w rę-
ce - zmywała podłogę - i nie puszczała go na dwór. Powiedział
coś bezczelnego w odpowiedzi na jej słowa, trzepnęła go szmatą
po twarzy i powiedziała cicho: "Idz. Miernoto". Poszedł i do
zmroku sterczał z kolesiami w śmierdzącym tunelu za podwór-
kiem, ale nie wiadomo dlaczego nie miał ju\ \adnej przyjemno-
ści z tego sterczenia. Coś się z nim stało. Coś zdecydowanie się
zmieniło. Zrobiło się nieciekawie. Ulica przestała go pociągać...
Zmienił przyjaciół i razem z nimi - system wartości. Przestał palić
i zaczął czytać... Słowa działają na nas w sposób nieprzewidzia-
ny i nieprzewidywalny. Zresztą, tak samo jak ksią\ki...)
- Przepraszam, co powiedziałeś? - zapytał jeszcze raz.
- Powiedziałem, \e nie uwa\am, \e to dobrze. Pan zapytał,
co umiem, a ja odpowiedziałem.
- Tak, rozumiem. Zauwa\yłem jednak, \e masz przez cały
czas nie najlepszą opinię o mnie. Czemu, właściwie, pomyśla-
łeś, \e będę potrzebował doświadczonego zabójcy?
- Nie wiem.
- Nie potrzebuję doświadczonych zabójców. Przecie\ sam
jestem... doświadczonym zabójcą. Prawda?
Wania nie odpowiedział. Przygryzł dolną wargę i był pąso-
wo-czerwony. Dziwny chłopak. Wygląda na to, \e ma ogromną
dziurę w duszy. I nie goi się. Nawet się nie zabliznia. Nekroza
duszy. Rozumiemy to...
- Wcale nie mam złej opinii o panu - powiedział Wania. -
To było kiedyś. Dawno. Od tamtej pory wszystko się zmieniło.
Przecie\ widzę.
- Dobrze - odparł Stanisław. - Przekonałeś mnie. Przyjmę
cię do pracy. Ale pod jednym warunkiem. Oddasz mi brakujące
strony notatek.
- Nie mam ich.
- .. .1 to wszystkie. I te, co są na samym końcu, i te, których
brakuje w środku.
- Nie mam nic... - Teraz zbladł, nawet usta zrobiły się sza-
ro-niebieskie, i tylko dwie pąsowe plamy zostały na twarzy, nie
wiadomo dlaczego - na czole.
- Ja wszystko rozumiem - powiedział Stanisław. - Ojciec
chyba tam pisze do ciebie, na samym końcu, w postscriptum: nie
pokazuj mu tych notatek, nie powinien wiedzieć, co o nim wiesz,
a czego nie. Ale zrobiłeś po swojemu. Uznałeś za słuszne, \e-
bym wiedział, jak ciekawe rzeczy wiesz o mnie... Są to właści-
Strona 128
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
wie dwie rzeczy.
Zamilkł i zaczął zapalać nowe cygaro. Wania czekał. Oczy-
wiście. A co miał robić? Wstać i dumnie wyjść? Nie, to wyklu-
czone. Na to nie mógł sobie pozwolić.
- Po pierwsze - powiedział Stanisław, zaciągając się. - Trzy
czwarte tego, co twój ojciec pisze o mnie, nie jest prawdą. To nie
fakty, to artefakty. Wiesz, co to jest artefakt? Coś sam wymyślił,
miał bogatą fantazję, zachwycał mnie swoją fantazją, słowo hono-
ru. .. Coś ja mu podrzuciłem, bawiąc się. Na przykład pisze tam, \e
na starość zacząłem latać za chłopczykami... Pisze, pisze, nie prote-
stuj! Na pewno pisze. Sam mi dostarczał usłu\nie tych chłopaków,
a rano wysyłał z powrotem do miejsca zamieszkania, jak lubił po-
wtarzać, cichutko wyprowadzał ich z pokoju, \eby nie obudzić Go-
spodarza. Był przecie\ pewien, \e Gospodarz śpi jak kamień po roz-
pustnej, nie na jego wiek, nocy, a Gospodarz chichotał tymczasem
w poduszkę- świe\y i dobrze wyspany... Gospodarz miał du\o wad,
to prawda, ale tego - nie było. Gospodarz w ogóle nie jest rozpust-
nikiem, a zgodnie z notatkami wychodzi przecie\ - \e jest, prawda?
Przyznaj się? Pijak, Neron, rozpustnik, satyr, tak?
Wania patrzył na niego zasępiony. Trzeba było się powstrzy-
mać. Młodzieniec był dziwny, widocznie i niebezpiecznie nieprze-
widywalny, ale nie chciało mu się powstrzymywać. Po cholerę?...
- Podobał mi się twój ojciec. W ogóle lubię ludzi niestandar-
dowych. Bawił mnie. Przecie\ wyobra\ał sobie, \e jest mi potrzebny
jako doradca i pomocnik... Właściwie tak było, pomagał mi \yć.
Bez niego od razu robiło mi się nudno... mętnie... I był mądry!
Wiesz, dlaczego radził ci, \ebyś mi nie pokazywał tych notatek?
Wiedział, \e nie wolno mnie szanta\ować. Lepiej od razu się za-
strzelić. To druga rzecz, o której chciałbym cię powiadomić...
l
- Spaliłem te strony - powiedział Wania z trudem. - Tam
było du\o złego o panu. Zrobiło mi się wstyd. Za ojca.
- Tak? A co tam było?
- Nie chcę o tym mówić. Po co? To wszystko nieprawda...
albo półprawda... Wiem o panu gorsze rzeczy i nigdy i nikomu
bym o tym nie powiedział... i nie powiem...
- Na przykład?
I w tym momencie opowiedział o tym przypadku w lesie.
(Kiedy zapalniczka nie chciała się zapalić. Najpierw nie chcia- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum