[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ochoty, sądzę, że powinniśmy odwiedzić tego łajdaka, Kevina Strikera.
Kevin Striker mieszkał po drugiej stronie miasta. Przed drzwiami do jego
mieszkania stało dwóch mężczyzn; jeden wysoki i mocno zbudowany, drugi niski i
dość krępy. Ten niższy przycisnął ucho do drzwi.
- Nic nie słyszę - powiedział po chwili i wyjrzał na parking. - Samochodu też nie ma.
Drugi kiwnął głową, wyjął z kieszeni niewielkie etui, wydobył jakiś przyrząd i zaczął
majstrować przy zamku. Po chwili drzwi były już otwarte. Obaj mężczyzni rozejrzeli
się wokół, po czym wyjęli spod płaszczy rewolwery.
Niższy ostrożnie popchnął drzwi i wszedł do środka. W mieszkaniu nie było nikogo.
Szybko i dokładnie przeszukali cały apartament, po czym usiedli w salonie.
- Myślisz, że prysnął na dobre? - powiedział ten niższy.
- Może tak, może nie. Myślę, że musimy mu zostawić jakąś wiadomość, tak na
wszelki wypadek, gdyby się tu znów pojawił.
- Masz rację - uśmiechnął się niższy. - Ale co potem?
- Potem poczekamy trochę i zobaczymy, co się stanie.
Gabe kręcił się nerwowo po swoim pokoju w motelu i co chwila spoglądał przez okno,
podczas gdy Lisa usiłowała dodzwonić się do Southern Phone. Po chwili usłyszał, jak
prosi do telefonu Strikera, po czym niemal natychmiast odkłada słuchawkę.
- No i co? - spytał, zatrzymując się przy oknie.
- Nie ma go - odpowiedziała. - Podobno dzwonił i powiedział, że jest chory. - Zdjęła z
półki książkę telefoniczną i szybko odszukała jego numer domowy. Niestety, i tam
nikt nie odpowiadał. - To dziwne - mruknęła.
- Może poszedł do doktora albo akurat bierze prysznic - wzruszył ramionami Gabe.
- Może... - Lisa wpatrywała się w telefon. - Poczekam chwilę i znów spróbuję.
Czekała aż godzinę, po czym znów zadzwoniła. I tym razem nikt nie podniósł
słuchawki.
- Myślę, że powinniśmy tam pojechać - powiedziała z namysłem.
- Po co? - skrzywił się Gabe. - Przecież to oczywiste, że nie ma go w domu.
- Mam przeczucie... - wzruszyła ramionami Lisa. - Możesz to nazwać kobiecą
intuicją, czy jak ci się podoba. - Wstała i założyła żakiet. - Jedziesz ze mną?
- Mogę pojechać - mruknął Gabe. - Ale wciąż nie rozumiem, po co. Przecież tam z
pewnością nikogo nie ma.
- Być może masz rację - powiedziała. - Ale jest tylko jeden sposób, aby się o tym
przekonać.
Gdy wreszcie znalezli dom Strikera, zaparkowała Lovera, niemal dokładnie przed
wejściem.
- Aadny dom - mruknął Gabe.
Lisa nie zwróciła uwagi na tę sarkastyczną uwagę. Rozejrzała się wokół. To osiedle
niewiele przewyższało standardem podmiejskie slumsy. Była zadowolona, że Gabe
zechciał dotrzymać jej towarzystwa. Nawet w ciągu dnia nie czuła się tu
bezpiecznie. Przy sąsiednim wejściu stała grupa wyrostków. Gdyby była sama, z
pewnością nie uniknęłaby zaczepek.
- Czy oni nie powinni być teraz w szkole? - spytała.
- Wątpię, czy kiedykolwiek tam bywają - prychnął Gabe. Zmierzył ich niechętnym i
podejrzliwym spojrzeniem, po czym otworzył drzwi. - Wejdz. Załatwmy, co mamy do
załatwienia i zjeżdżajmy stąd.
Lisa kilkakrotnie zapukała do drzwi Strikera. Nikt nie otwierał.
- Coś mi się tu nie podoba - powiedziała. - Może on naprawdę jest aż taki chory, że
nie może otworzyć ani odebrać telefonu.
- Nie sądzę.
Grozny głos Gabe'a i lodowaty wyraz jego oczu zaalarmowały Lisę. Spojrzała w tym
samym kierunku, w którym patrzył on. Od strony grupki nastolatków dochodziły
odgłosy kłótni i przekleństwa. Lisa miała wrażenie, że kłócą się nie mogąc podjąć
jakiejś decyzji. Pewnie nie potrafią uzgodnić, czy warto na nas napaść, pomyślała.
- Wycofujemy się.
Tym razem uznała, że nie pora na dyskusję. Pośpiesznie wrócili do dżipa. Ruszyli,
ale gdy tylko objechali budynek, Lisa zatrzymała się przed frontowym wejściem.
- Co robisz?
- Chcę porozmawiać z zarządcą - wyjaśniła, zatrzaskując drzwiczki.
- Hej, poczekaj - krzyknął Gabe wyskakując z dżipa. Dogonił ją i chwycił za ramię. -
Do diabła, po co ci to?
Wystarczyło dotknięcie dłoni Jordana, aby Lisa poczuła wewnętrzny niepokój.
Reagowała na niego stanowczo zbyt silnie.
- Chcę wejść do mieszkania Strikera - powiedziała, z trudem panując nad głosem. -
Jak już powiedziałam, nie możemy wykluczyć, że jest ciężko chory.
Zresztą, nawet jeśli go nie ma, i tak chcę tam zajrzeć - dodała, uwalniając się od jego
chwytu.
- Po co? To przecież szaleństwo.
Lisa pokręciła głową. Gabe dostrzegł na jej twarzy znajomy wyraz uporu.
- Striker jest w tej chwili naszym jedynym punktem zaczepienia - powiedziała. -
Mam zamiar go znalezć. Jeśli nie chcesz iść ze mną, to możesz tu poczekać.
Gabe nie miał wyboru, musiał pójść za nią. Zacisnął na chwilę powieki i westchnął.
Gdy je otworzył, zobaczył jak kobieta znika w biurze zarządcy. Niech to diabli -
zaklął pod nosem i podbiegł do drzwi. Niewielki, zagracony pokój śmierdział dymem
papierosowym i potem. W środku było dość ciemno. Minęło parę sekund, nim oczy
Jordana przyzwyczaiły się do półmroku. Po chwili dostrzegł, jak Lisa próbuje ocza-
rować otyłego zarządcę. Wyciągnął z kieszeni wykałaczkę, wsadził ją w zęby i oparł
się o ścianę, w milczeniu przyglądając się tej scenie.
- Niepokoję się o mojego przyjaciela, Kevina Strikera - powiedziała z uśmiechem.
Zachowywała się tak, jakby z trudem przezwyciężała onieśmielenie.
Gabe przygryzł mocniej wykałaczkę i uniósł lekko brwi. Taktyka Lisy wydawała mu
się zbyt naiwna.
- Ostatnio chorował - ciągnęła dalej, ignorując ironiczny uśmiech Jordana. -
Niepokoję się, bo nie odpowiada na telefon ani nie reaguje na dzwonek do drzwi.
- Proszę pani... - powiedział zarządca, zerkając z niepokojem na Jordana. - To nie
jest moja sprawa. Nie wtrącam się w prywatne sprawy lokatorów.
- Boję się, że stało się coś strasznego - odrzekła po chwili wahania. Nawet Gabe miał
wrażenie, że Lisa szczerze się martwi. - Przecież on mógł umrzeć. Pewnie powinnam
zadzwonić na policję.
Zarządca wybałuszył na nią oczy.
- Mógł umrzeć? Policja?
- Może lepiej najpierw sprawdzimy sami - zaproponowała. - Myślałam, że ma pan
klucze do wszystkich mieszkań.
Zarządca natychmiast sięgnął do szuflady.
- Striker... Striker... to chyba numer sto pięć.
Gdy znowu podjechali do właściwej klatki schodowej, Lisa z ulgą stwierdziła, że
banda nastolatków już gdzieś zniknęła. Zarządca najpierw mocno zastukał, a
dopiero potem otworzył drzwi.
- Jezu! - wykrzyknął. - Co za bałagan!
Weszli do mieszkania, które wyglądało tak, jakby ktoś celowo wszystko w nim
poprzewracał. Lisa teraz już nie musiała udawać strachu.
Gabe przez chwilę milczał, po czym wyjął z ust wykałaczkę i skierował się na
korytarz.
- Poczekajcie tutaj. Ja sprawdzę sypialnię.
Ani Lisa, ani zarządca nie zaprotestowali. %7ładne z nich nie miało ochoty oglądać
zwłok.
Lisa rozejrzała się po pokoju. Miała wrażenie, że wypełnia go atmosfera przemocy i
gwałtu. Wprawdzie nie cierpiała Kevina Strikera, ale przecież nie życzyła mu
śmierci.
- Sypialnia wygląda tak samo jak salon - krzyknął wreszcie. Lisa poczuła ogromną
ulgę.
Po chwili Gabe wrócił do salonu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum