[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bebnow, odkad przyjechalem tu z F'norem.
-Nie byloby trudno odswiezyc ci pamiec, Saneterze, ale potrzebne sa nam odpowiednie
bebny. A na to trzeba czasu, zwlaszcza przy wszystkim, co Mistrz Kowali ma juz teraz na
glowie - powiedzial Sebell, potrzasajac glowa z rozczarowaniem. Byl taki pewien...
-Czy bebny musza byc zrobione z metalu? - zapytal Torik. Te maja korpusy z drewna. -
Postukal po skorze napietej na wiekszym z bebnow, a ten zawarczal w odpowiedzi.
-Bebny sygnalizacyjne sa duze, zeby rozbrzmiewaly... - zaczal Sebell.
-Ale niekoniecznie z metalu; po prostu cos wystarczajaco duzego, odpowiednio pustego w
srodku, na czym mozna rozpiac skore i co bedzie dawac donosny glos? - zapytal Torik
ignorujac to, ze mu przerwano. - Na przyklad pien drzewa... powiedzmy... - zaczal
rozkladac rece, rozszerzajac krag, az Sebell wpatrzyl sie z niedowierzaniem w obszar, jaki
objal ramionami - ... mniej wiecej takiej wielkosci? Z takiego powinien wyjsc calkiem glosny
beben. Drzewo, o ktorym mysle, zwalilo sie w czasie ostatniej burzy.
-Wiem, ze wszystko rosnie wieksze na poludniu, Toriku powiedzial Sebell, teraz z kolei on
sceptycznie - ale pien drzewa takiej wielkosci, jak ty sugerujesz? Przeciez drzewa nie rosna
takie wielkie.
Torik odrzucil glowe w tyl, smiejac sie z niedowierzania Sebella. Klepnal Sanetera po
ramieniu.
-Pokazemy temu niedowiarkowi z Polnocy, czy nie, Harfiarzu?
Saneter wyszczerzyl przepraszajaco zeby do swoich kolegow po fachu, rozkladajac rece na
znak, ze Torik mowi prawde.
-Co wiecej, to wcale nie jest tak daleko od Warowni. Moglibysmy zdazyc tam i z powrotem
przed obiadem - powiedzial Torik bardzo zadowolony z siebie i wyszedl z pokoju harfiarza
przed pozostala trojka, zeby zebrac pomocnikow.
Chociaz Sebell wierzyl, ze to drzewo znajdowalo sie "niedaleko" od Warowni Poludniowej,
nie byla latwa ta wedrowka przez wilgotny tropikalny las, gdzie sciezke trzeba bylo
wyrabywac wciaz na nowo. Ale kiedy w koncu doszli do drzewa, jego obwod byl naprawde
tak wielki, jak obiecywal Torik. Sebell czul, podobnie jak i Menolly, nabozna czesc, kiedy
wyciagneli rece, zeby pogladzic gladkie drewno upadlego olbrzyma. Owady, ktore
wydrazyly pien tego potwora, zrobily sobie takze posilek z jego kory, az nie pozostalo nic
poza cieniutka skorupa, ostatnia skora niegdys zyjacego drzewa. I nawet ta skorupa
zaczynala juz butwiec, lezac w wilgoci i na deszczu.
-Czy to wystarczy na bebny, harfiarzu? - zapytal Torik zachwycony, ze udalo mu sie ich
skonfundowac.
-Wystarczy na wszystkie gospodarstwa, jakie masz i jeszcze zostanie - powiedzial Sebell,
mierzac oczami padly pien. Musi miec z kilka dlugosci smoka: smoczej krolowej! To musi
byc najwieksze, najstarsze drzewo rosnace na Pernie. Ile Opadow Nici przetrwalo?
-No, ile mamy ci udac dzisiaj? - zapytal Torik wskazujac na dwureczna pile, niesiona przez
jego gospodarzy.
-Zdecyduje sie dzisiaj na jeden - powiedzial Sebell - stad... i wyznaczyl odleglosc reka i
cialem, wyciagajac wskazujacy palec jak najdalej od zeber - ...dotad. To da dobry, gleboki,
daleko niosacy sie dzwiek, kiedy naciagnie sie skore.
Saneter, ktory przyszedl z nimi, pochylil sie, podniosl tega, zakonczona zgrubieniem galaz i
uderzyl eksperymentalnie w pien drzewa. Wszystkich zaskoczyl gluchy odglos, jaki wydalo
drzewo. Jaszczurki ogniste, ktore przycupnely na pniu, uniosly sie z wrzaskami protestu.
Szeroko sie usmiechajac Sebell wyciagnal do Sanetera reke po kij. Wybebnil zwrot "uczen
do raportu!". Usmiechnal sie jeszcze szerzej, kiedy majestatyczne tony przetoczyly sie przez
las i staly sie zrodlem prawdziwego deszczu mieszkajacych na drzewach owadow i wezy,
strzasnietych ze swoich grzed przez niespodziewanie huczacy poglos.
-Po co go ruszac? - zapytal Torik. - Bedzie to slychac az po drugiej stronie gor.
-Ale gdyby go umiescic na tym cyplu nad twoim portem, wiadomosc donioslaby sie az do
Rzeki Wyspy - powiedzial Sebell.
-A wiec utniemy dla ciebie beben, Harfiarzu - powiedzial Torik i skinal na drugiego
mezczyzne, zeby wzial przeciwlegla raczke duzej pily. Ustawil ostrze do pierwszego rzazu. -
A potem... potniemy reszte... na czesci... tak wielkie... jak damy rade przeniesc -
powiedzial, przykladajac sie poteznie do swojego konca pily.
Majac czlowieka tak krzepkiego jak Torik i chetna pomoc pozostalych gospodarzy szybko
oddzielono od pnia pierwszy krag na beben. Ucieli dluga zerdz, przysznurowali szybko ten
krag lianami do nosidla i wkrotce cala grupa maszerowala z powrotem do Warowni
Poludniowej.
Zanim tam przybyli, Sebell i Menolly ociekali potem, byli podrapani i pokasam przez owady,
ktore wydawaly sie nie dokuczac grubszym, opalonym skorom Poludniowcow. Sebell
zastanawial sie, czy znajdzie dosc energii, zeby pokryc beben tego samego dnia. Torik
stanowczo zapewnil go, ze mieli wystarczajaco wielkie skory - poniewaz bydlo rowniez
roslo wieksze na poludniu - zeby pasowaly na ten mamuci beben. Ale czeladnik byl
zdecydowany, ze bedzie pracowac rownie dlugo i ciezko, jak Poludniowiec, jezeli bedzie
musial. A musial, zeby znalezc Piemura.
Umiescili beben przed jaskinia, "zeby slonce wypalilo z niego owady" - tak oznajmil Torik,
popatrujac ze zmarszczonymi brwiami na swoich gosci.
-Czlowieku, umrzesz wczesna smiercia, jezeli zawsze tak ciezko bedziesz pracowal. - Torik
machnal reka w kierunku zachodzacego slonca. - Dzien niemal juz dobiegl konca. Ze
sporzadzaniem tego bebna mozna zaczekac do rana. Teraz musimy sie wszyscy umyc. -
Wskazal na morze. - To jest, jezeli wy harfiarze umiecie plywac...
Menolly wydala westchnienie, na ktore czesciowo skladala sie ulga, ze Sebell nie bedzie
nalegal, zeby ten beben konczyc dzis wieczorem, a czesciowo niesmak, poniewaz Torik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum