[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nych wrót. Co gorsza, podejrzewał, że ten ze wszech miar
niepożądany gość nie jest sam!
Annis także rozpoznała ten bezmyślny chichot i zaraz
przypomniaÅ‚a sobie, gdzie i kiedy go sÅ‚yszaÅ‚a. Dlaczego ty­
le czasu zajęło jej jego zidentyfikowanie, nie miała pojęcia,
zwłaszcza że lord przypomniał jej, kiedy i gdzie, a także
przy kim wspomniała o swojej klaustrofobii. Jeszcze jeden
dowód na to, że w ostatnich tygodniach nie była całkiem
sobÄ…!
- Ach, więc to szanowny pan był łaskaw zaryglować
drzwi piwniczki, wiedzÄ…c, że jestem w Å›rodku. - OtrzÄ…snÄ™­
ła się już z szoku wywołanego obecnością w stajni Charlesa
Fanhope'a, strach też minÄ…Å‚, pozostaÅ‚ jedynie lekki, wyma­
gający czujność i mobilizujący do działania niepokój. Nie
stała wprawdzie na tyle blisko, by wyczuć zapach, Charles
miał jednak błyszczące oczy i chwiał się na nogach, wido-
266
my znak, że nie byÅ‚ trzezwy. WiedzÄ…c, że niektórzy pano­
wie w tym stanie skłonni są ulegać najgorszym instynktom,
uznała, że lepiej go nie denerwować.
- MogÄ™ zapytać, czym zasÅ‚użyÅ‚am sobie na paÅ„skÄ… nie­
chęć? W końcu nie mieliśmy z sobą wiele wspólnego. -
Znała, oczywiście, odpowiedz, doszła jednak do wniosku,
że jeśli zachęci go do mówienia, nie okazując przy tym
wrogości, może uda jej się z niego wyciągnąć, jaki jest cel
tej nocnej wizyty w Manor.
- Zrujnowała pani moje plany co do przyszłości siostry.
- Szpetny grymas wykrzywił mu usta, ale na szczęście Fan-
hope nie zachowywał się agresywnie. - Gdyby nie pani
intrygi, byliby już zaręczeni. Lecz co się odwlecze, to nie
uciecze, już moja w tym głowa.
WiÄ™c to tak, pomyÅ›laÅ‚a. Charles nie wiedziaÅ‚ o jej zarÄ™­
czynach z lordem, zważywszy wiÄ™c na okolicznoÅ›ci, najroz­
sądniejszym wyjściem było utrzymywać go w tej niewiedzy.
Niech sobie wierzy, wbrew oczywistym faktom, że jest jesz­
cze jakaś szansa na mariaż jego siostry z wicehrabią. Lepiej
go także nie informować, że Jack Fletcher znalazÅ‚ zatrud­
nienie u lorda.
Nie rozumiaÅ‚a celu jego nocnej wizyty, przecież nie zja­
wił się tu, by porozmawiać z lordem Greythorpeem. Był
przy tym bardzo rozgoryczony, wiÄ™c Annis, która zasta­
nawiaÅ‚a siÄ™ nad wÅ‚aÅ›ciwÄ… taktykÄ…, uznaÅ‚a, że najlepiej bÄ™­
dzie pozwolić mu się wyżalić. Może wtedy złagodnieje i po
prostu zniknie stąd, oszczędzając sobie i innym zbędnych
przykrości.
- Obawiam się, że nie do końca pana rozumiem, panie
267
Fanhope - skłamała. - W jaki sposób moja skromna
osoba mogÅ‚a przeszkodzić paÅ„skim planom dotyczÄ…­
cym siostry?
OtworzyÅ‚ usta, lecz szybko je zamknÄ…Å‚. Widocznie wo­
lał się nie przyznawać, że to on kazał Jackowi strzelać do
lorda.
- Pani przyjazd staÅ‚ siÄ™ zródÅ‚em samych kÅ‚opotów - nie­
mal wybełkotał z ponurą miną.
- Nie było to moim zamiarem - zapewniła zgodnie
z prawdÄ…. - PrzybyÅ‚am tu na proÅ›bÄ™ mojej matki chrzest­
nej, by przekazać pewne wiadomoÅ›ci dotyczÄ…ce przyrod­
niej siostry lorda, to wszystko.
- To dlaczego zostaÅ‚a pani tak dÅ‚ugo? MiaÅ‚a pani nadzie­
ję złowić Greythorpe'a dla siebie? - Nieprzyjemny uśmiech
wykrzywił mu usta. - Gdyby nie pani, siedziałbym sobie
spokojnie w Fanhope Hall - dorzucił ze złością.
- Niech mi pan wierzy, że to, co się stało tamtej nocy,
nie sprawiło mi żadnej satysfakcji, ale też niech się pan nie
spodziewa przeprosin. Oszukał pan Thomasa Marshala na
sporą sumę pieniędzy, a z tego, co mi wiadomo, również
wielu innych. Mnie też próbował pan oskubać. Nie mam
wiÄ™c żadnych powodów, by żaÅ‚ować, że udaÅ‚o mi siÄ™ poÅ‚o­
żyć kres pańskim nagannym praktykom.
Na to oświadczenie Charles wybuchnął śmiechem.
- Jeżeli pani tak myśli, madame, to się pani grubo myli.
Co najwyżej ukróciła pani na chwilę moje intratne zajęcie.
- Czy dobrze zrozumiaÅ‚am? Zamierza pan to kontynuo­
wać? Nie przybyÅ‚ pan tutaj, by pogodzić siÄ™ z rodzinÄ…, obie­
cać poprawę i wypełnić wolę ojca?
268
- Dobrze pani zrozumiaÅ‚a. WróciÅ‚em tylko po parÄ™ dro­
biazgów, które zostawiłem, opuszczając w pośpiechu Hall,
a które umożliwią mi dostatnie życie, póki się nie urządzę
na kontynencie. - WsunÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ pod sutÄ… opoÅ„czÄ™ i pokle­
pał się pieszczotliwie po kieszeni surduta. - Wiedziałem,
którego ze sÅ‚użących zawsze byÅ‚o Å‚atwo przekupić. Nie mu­
siałem nawet wchodzić do domu.
Annis z największą chęcią starłaby mu z twarzy ten
cheÅ‚pliwy uÅ›mieszek. Nie wÄ…tpiÅ‚a, że ktoÅ›, a może wielu lu­
dzi ucierpi, by Fanhope mógł zapewnić sobie wypłacalność.
Nikczemnicy jego pokroju nie zawahajÄ… siÄ™ nawet przed
szantażem. Jednak pewnie nigdy siÄ™ nie dowie, jakie doku­
menty wykradł z rodzinnego domu.
- Pańscy bliscy martwią się o pana. Nie próbował się pan
z nimi skontaktować? - zapytaÅ‚a z nadziejÄ…, że pogarda, ja­
ką do niego czuła, nie przebija z jej głosu.
Odpowiedzią, która jej wcale nie zdziwiła, było obojętne
wzruszenie ramionami.
-Może kiedyś napiszę do Caro... ale co do reszty...
I tak się z nimi wkrótce zobaczę, kiedy będę przejmował
po ojcu szlachecki tytuł. Przecież staruszek nie będzie
żył wiecznie.
Kompletna obojętność Charlesa wobec najbliższej
rodziny, która ucierpiaÅ‚a i nadal bÄ™dzie cierpieć na sku­
tek jego egoistycznych poczynań, także nie była żadnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum