[ Pobierz całość w formacie PDF ]

luksusowych hotelach i restauracjach Europy, a potem żyli
skromniej w londyńskim mieszkaniu, lecz drastyczne obniżenie
sumy pieniędzy niczego naprawdę nie zmieniło. Klarze nie
brakowało przepychu ich początkowych dni w Europie,
puszystych ręczników i przejrzystej porcelany, pokojówek
wsuwających się i wychodzących bezszelestnie z pokoju;
zaczynała mieć tego przesyt. Nawet w ogóle bez pieniędzy mogła
być z Martinem całkowicie otwarta, czuć się wolna. Jako
dorastająca dziewczyna w Longwood Falls Klara miała wiele
rzeczy, ale z pewnością nie była wolna.
5 stycznia 1953
Kochany Martinie,
Nowy Rok przyszedł i odszedł, i ledwie to zauważyłam. Miałam
nadzieje, że do tej pory mama będzie się czuła lepiej, ale prawda
okazała się inna. Lekarz jest zatroskany, a wczoraj pojechaliśmy
do szpitala w Albany na dalsze badania. Powiadomię Cię, kiedy
przyjdą wyniki. Chciałabym móc odliczać dni do czasu naszego
ponownego spotkania, tylko że nie mam konkretnej liczby, od
której mogłabym zacząć odliczanie. Wciąż jeszcze czuję Twój
zapach i słyszę Twój głos. Czasem budzę się na tym wąskim
łóżku w pokoju dziennym, przez chwilę zagubiona, wyobrażając
sobie, że jesteś obok mnie. Ale oczywiście nigdy Cię nie ma.
Klara
15 stycznia 1953
Kochanie,
Tak mi przykro, że nie widać poprawy. Będę trzymać kciuki za
wyniki badań Twojej mamy.
Dzisiaj zrobiłem tort waniliowy dla Duncana, tak bogaty i pełen
treści, że przypominał mi Ciebie. (Czy to Cię zakłopotało? Mam
nadzieję, że nie.) Nie zostawię dla Ciebie kawałka tego tortu, bo
nie sądzę, byś przyjechała do domu w tym tygodniu. Duncan
zapytał, czy mógłbym zastanowić się nad pozostaniem tutaj na
stałe - naprawdę zamieniając restaurację w moje własne miejsce,
kiedy on odejdzie, co może, jak zasugerował, nastąpić szybciej
niż się nam wydaje. Ma pomysł otwarcia nowego lokalu - czegoś
większego i bardziej codziennego - na południowym zachodzie
Anglii, może w Exeter. Oczywiście powiedziałem mu, że muszę
o tym porozmawiać z Tobą. Czy myślisz, że Londyn byłby
miejscem, gdzie mogłabyś żyć  długo i szczęśliwie"? Tylny
pokój w mieszkaniu jest na zawsze Twój do pracy i moglibyśmy
często wyjeżdżać w podróże do Francji, Hiszpanii i Włoch, kiedy
tylko potrzebowałabyś kolejnej dużej dawki tego nagiego posągu
Dawida, który Cię tak podnieca... Kochanie, zastanów się nad tym
przez chwilę, kiedy będziesz mogła, choć wiem, że tak się
martwisz. Modlę się, żeby wyniki badań były pomyślne.
Kocham Cię Martin
17 stycznia 1953
Kochany Martinie,
Postanowiłam nie czekać na nadejście listu od Ciebie, żeby Ci
odpisać. Muszę już dziś powiadomić Cię o tym, co się dzieje.
Przyszły wyniki badań mamy i nie są dobre. Zdaje się, że rak
powrócił, i teraz nic już nie da się dla niej zrobić. Doktor mówi,
że postara się jej ulżyć, co oznacza, iż będzie wpychać
w nią tony morfiny. Ona nie jest już sobą, odeszła w jakiś dziwny,
nowy stan, jakby była we śnie.Tak mi smutno, kiedy pomyślę, że
już nigdy nie odzyskam mojej mamy i że nie ma sposobu, by
poprawić stan jej zdrowia. Mój biedny ojciec nie wie, co ze sobą
zrobić. Po prostu siedzi przy niej i cicho mówi jej o rzeczach,
które się wydarzyły przed wielu laty, gdy byli młodzi. Kiedy ma
pewność, że ona śpi, pozwala sobie na płacz. PROSZ, nie rób
niczego tak nierozsądnego, jak.przylot tutaj. Wiem, jak jesteś
niewiarygodnie zajęty w restauracji, by już nie wspomnieć o
fakcie, że nie stać nas na opłatę za przelot, i że naprawdę radzę
sobie świetnie.
Ucałowania Klara
KLARA STOP PRZYLATUJ NATYCHMIAST MIMO TEGO
CO PISZESZ STOP SPOTKAJ SI ZE MN W ALTANCE
JUTRO RANO STOP MARTIN
Martin przybył do altanki rozczochrany i nie ogolony, prosto po
długim locie z Londynu i długiej jezdzie pociągiem z Nowego
Jorku. Nie dbał jednak o to, jak wygląda. I tak wszyscy w
Longwood Falls uważali go za szaleńca, więc teraz pasował do
tej roli. Wysiadł na dworcu i szedł przez miasto, doznając
przypływu dziwnego uczucia powrotu po tylu miesiącach. Czy to
możliwe, by to miejsce zmalało, czy też rozległe połacie Europy
spowodowały, że miasto wydawało się miniaturką? Czuł, jak
ogarnia go nostalgia, choć większość emocji wiązała się z Klarą;
Longwood Falls miało dla niego największe znaczenie w kate-
goriach jego związku z nią. Pomyślał: to ścieżka, którą cho-
dziliśmy, a kilka kilometrów dalej tą drogą będzie nasz motel, a
dalej w tym kierunku stoi drzewo, pod którym siadaliśmy. I
oczywiście pomyślał: a to nasza altanka.
Stała tam, a Klara czekała w środku. Tym razem nie uśmiechała
się. Wyraz twarzy miała napięty, opanowany. Wstała, kiedy
wchodził po niskich schodkach.
- Mówiłam ci, żebyś nie przyjeżdżał - zaczęła.
- Chyba zapomniałem. A poza tym, jak mogłem zostawić cię tu
samą?
- Ale restauracja ...
- Och, do diabła z restauracją - powiedział Martin. - To nie o to
chodzi.
Klara patrzyła na niego zmęczonymi oczami. Wiedział, że prawie
nie sypia, że wszystko, czym się zajmuje, to opieka nad matką i
ojcem, i prowadzenie gospodarstwa.
- Nie trzeba się mną opiekować, Martin - oponowała. -Nie ma
potrzeby mnie niańczyć.
- Ależ oczywiście, że jest - odparł. - Każdy czasami tego
potrzebuje.
- Nie - upierała się. - Przestawiłam się na ten drugi tryb, tryb
opiekuna. Mama mnie potrzebowała, więc oddałam się do
dyspozycji. I ojciec też mnie potrzebuje.
- Nie będę ci się narzucać - odezwał się głucho. - Po prostu chcę
pomóc w ułatwieniu sytuacji, jeśli to możliwe. Proszę - mówił -
pozwól mi trochę sobie pomóc. -Podszedł i wyciągnął do niej
ręce. Nastąpiła chwila przerwy, jakby ona decydowała się, co
począć, a potem zrobiła parę kroków, prosto w jego ramiona,
jakby mieli zacząć taniec.
- Tak przy okazji, okropnie pachniesz - szepnęła Klara. - A twoja
broda przypomina papier ścierny.
- Wykąpię się i ogolę, jak tylko będę mógł - odparł. -Zatrzymam
się w Lookout, pokój osiemnaście, oczywiście. Ale najpierw -
dodał - czy mogę pójść z tobą do domu twoich rodziców?
Odsunęła się trochę i popatrzyła na niego.
- Wątpię, czy chcą cię widzieć, Martinie. - Przerwała. - To
znaczy, nie uważają cię za wroga - dodała - ale też nie są
zachwyceni. Chyba myślą, że jeśli chcę być dziwaczką,
prowadzić na innym kontynencie życie w grzechu z
niewłaściwym mężczyzną - mówiła - to oni nic nie mogą z tym
zrobić. Więc przyjęli to. Albo przynajmniej się starali.
- No więc pozwól mi przyjść do domu - nalegał Martin.
Klara znów na niego spojrzała.
- W porządku - zgodziła się. - Możesz przyjść.
Wieczorem wrócił na ulicę Badger i stał w kuchni Swiftów,
przygotowując garnek zupy jarzynowej dla mamy Klary. Użył
najlepszych składników, jakie udało mu się znalezć w tak
krótkim czasie, dodając zioła, o których leczniczych
właściwościach słyszał, a potem przetarł wszystko, aż stało się
gładkie jak papka dla niemowlęcia. Maureen, która od tygodni
nie potrafiła zatrzymać żadnego pożywienia, jakoś zdołała zjeść
niewielką miseczkę tej zupy. Początkowo, kiedy Martin
przestąpił próg ich mieszkania, oboje rodzice Klary zrobili się
podejrzliwi i sztywni, ale po chwili, gdy Martin cicho przejął ster [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum