[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wampir przestał się uśmiechać.
- Też coś.
- Polowanie na mężczyzn jest takie proste, takie szablonowe - westchnęła odgarniając
włosy. - A z nim jest inaczej.
- Eee, doprawdy. Jesteś taka...
- No, jaka? Już ci się pewnie nie podobam?
- Wiesz, co mógłbym z nim zrobić? Ot tak, jak karalucha - wykonał gest jakby coś
zgniatał w dłoni.
- Dlaczego tego nie zrobisz? - Głos Liakura zabrzmiał beznamiętnie. - Wystarczy
otworzyć klatkę. A może się boisz?
- Ha, ciebie? Obserwowałem was, od pierwszej nocy. Nie było sensu się spieszyć,
skoro zmierzaliście we właściwym kierunku.
Przegryzłem sobie konika - wybuchnął sztucznym śmiechem.
- To ty zabiłeś klacz? Sam? Jestem pod wrażeniem.
Twarz wampira skurczyła się ze złości.
- Uważaj! Siroha szybko się nudzi. Jeszcze zatańczę nad twoim trupem... I przestań się
na mnie gapić!
Liakur zrozumiał. Wytężył wzrok wpatrując się wprost w pulsujące czerwienią oczy
wampira. Po chwili mężczyzna z bezsilną wściekłością odwrócił głowę. Kobiety przestały się
na nim wspierać i spoglądały to na niego, to na Liakura ze zdziwieniem.
Kiedy wampir odezwał się jego kły poruszały się niczym sztylety.
- Zabiję cię. Zobaczysz. Zapłacisz mi za to!
- Patrz na mnie, kiedy rozmawiamy.
Wampir parsknął. Rzucił się w bok, niemal przewróciwszy stojącą obok Sabarellę.
 Zabiję! - Poprzysiągł, nim zniknął z pola widzenia Liakura. Szybkie kroki zadudniły po
korytarzu. Za nim natychmiast pobiegła ta o szczurzej twarzy. Czarnowłosa posłała
Liakurowi obiecujący uśmiech i ruszyła w ślad za towarzyszami.
* * *
Szary świt wkradał się wolno do celi. Liakur przez całą noc nie zmrużył oka.
Wiedział, że to zle, ale nie mógł nic na to poradzić.
Zmęczony i głodny czekał na nadejście świtu. Ból w ciele przygasł, a ból dotkliwszy
zepchnął w najdalsze ostępy umysłu. Nie było sensu zadręczać się rzeczami, na które nie miał
wpływu.
Pozornie się uspokoił. W rzeczywistości wszystko czekało w nim w gotowości na
jeden sygnał, by napiąć się jak struna. Modlił się w duchu o jedną szansę. Wciąż miał cel,
który w konfrontacji z rzeczywistością nie okazał się smutnym żartem - Alena. Dziecko
kobiety, której poprzysiągł pomóc. Beatrix zastanawiała się teraz czy nie postradała rozumu,
zawierzając komuś takiemu jak on.
Nie zawiedzie tego zaufania. Nawet, gdyby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi.
Pogrążony w pozornym letargu czekał, czekał na swoją szansę.
W głowie kłębiły mu się różnorakie myśli: od pełnych rozpaczy, po nadziei i wreszcie
do wiary we własny mit. I doczekał się. Zjawił się wampir. Niósł w ręku wiadro, z którego, z
pomącą żelaznego szpikulca, wydobył krwawy ochłap i rzucił go Liakurowi. Surowe mięso
wylądowało z oschłym mlaśnięciem na podłodze.
- Zaczekaj - poprosił Liakur, podnosząc się powoli. Twarz wykrzywił mu skurcz
cierpienia. Jęknął, przycisnąwszy dłoń do piersi. Drugą podniósł czerwone mięso. - Nie mogę
tego jeść.
Wampir wzruszył ramionami.
- Czekaj mówię! Zapłacę Ci. Mam cenny pierścień. Czy szmaragdy są dla was coś
warte? - Liakur zbliżył się do krat i oparł o nie ciężko. Przymknął oczy. Dyszał, jakby ten
krótki spacer wycisnął z niego resztkę sił.
Klejnoty najwyrazniej były coś warte. Przybysz się zawahał.
- Daj - warknął.
Liakur udał, że szuka czegoś w kieszeni. Wyciągnął pięść w stronę mężczyzny.
Wampir nie był wysoki, nie miał też skrzydeł.
- Daj - podsunął pod dłoń Liakura wiaderko.
- Ale przyniesiesz mi coś? I wodę? Błagam...
- Dawaj!
Przysunął się bliżej i wojownik błyskawicznie złapał go za rękę.
Przemiana była tak zaskakująca, że w pierwszej chwili ofiara nie stawiła oporu.
Liakur pociągnął go z całych sił ku sobie.
Mężczyzna uderzył ciężko o kraty. Wiaderko z metalicznym brzękiem upadło i
potoczyło się. Przeciwnik próbował się bronić - pazury rozpruły na ramieniu wojownika
skórzany kaftan i zatopiły się w ciele. Ale Liakur trzymał mocno, z zajadłością najbardziej
nieubłaganego wroga. W następnej chwili obrócił wampira tyłem względem siebie. Ten wił
się desperacko w duszącym uścisku, lecz bezskutecznie; bezwładnie osunął się na ziemię.
Pierwsza część planu została wykonana. Serce Liakura wciąż biło jeszcze
przyspieszonym rytmem; w duszy coś słodko westchnęło. %7łyjąca w nim bestia nie znosiła
porażek - pragnęła riposty.
Liakur nie zdołał dosięgnąć wiaderka. Udało mu się to dopiero z pomącą ręki
przeciwnika. Ostrożnie manewrując, przysunął kubeł na pożądaną odległość. Wśród
kawałków mięsa znalazł to, czego szukał - szpikulec. Wetknął go w otwór kłódki. Pałąk
niemal natychmiast odskoczył. Liakur pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech.
Już jako dziecko zasłynął wśród rówieśników umiejętnością otwierania każdego
zamka z pomocą byle kawałka drutu. Czynność ta sprawiała mu taką frajdę, że nie potrafił
sobie odpuścić żadnej okazji, a każda kłódka czy zamek stanowiły dla niego nieodparty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum