[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajmowanym przez Matta Andersena, raport policji oraz wstępne orzeczenie koronera. Poza tym Tyrell dołączył
oświadczenie Eddiego w sprawie uszkodzenia generatora. Nie było w nim wzmianki o Lucu Carterze, toteż Mac zaczął
się zastanawiać, czy powinien coś na ten temat dopisać. Nie dysponował dowodami, że Luc maczał w tym palce, lecz
postanowił z nim porozmawiać. Ale jeśli zdecyduję się odejść z hotelu, do rozmowy nie dojdzie. Niewykluczone, że
Julie zdążyła poinformować Charlotte o jego tożsamości i wymówienie już na niego czeka.
A skoro tak, to Lukiem zajmie się Tyrell. Właściwie, gdyby zdołał przestawić swój zegar wewnętrzny na pracę w
dzień zamiast w nocy, mógłby zostać szefem ochrony. Przy pomocy takiego asa jak Carlos dałby sobie świetnie radę.
Tak, mógłbym go spokojnie polecić Charlotte, pomyślał. O ile zechce mnie wysłuchać.
Najlepiej od razu mieć to z głowy, postanowił, wetknął teczkę z raportem Tyrella pod pachę i rzucił:
- Idę na górę pokazać to pani Charlotte.
- Dobra. Będę miał na wszystko oko.
Ponieważ nie chciał pokazywać się w głównym holu, wybrał służbowe schody. Przed gabinetem Julie zwolnił i
przez otwarte drzwi zajrzał do środka. Nie było jej. Poczuł ulgę, lecz i lekkie rozczarowanie.
Drzwi gabinetu Charlotte również były otwarte, a ona sama siedziała przy biurku. Zapukał. Charlotte podniosła
głowę i obdarzyła go uśmiechem tak serdecznym, że zaczął wątpić, czy zdążyła już poznać prawdę.
- Mac! Jakże się cieszę! - Wstała, wyszła mu naprzeciw i ku jego ogromnemu zdumieniu objęła go i uścisnęła. -
Nie wiem, jak ci podziękować!
Za co? Zdziwiony, przyjacielskim gestem poklepał ją lekko po plecach, potem odsunął się i rzekł:
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Uratowałeś naszą Julie! Ze wszystkich wczorajszych wydarzeń porwanie jej było najstraszniejsze. Gdybyś jej
nie ocalił... - Charlotte zamilkła i przycisnęła dłoń do serca. - Dzięki Bogu, zdążyłeś. Julie jest dla mnie jak młodsza
siostra. Wszyscy jesteśmy twoimi dłużnikami.
- To nie ja uratowałem Julie. Ona sama siebie uratowała.
- Ona to inaczej przedstawia. Przestań być taki skromny i pogódz się z tym, że uważamy cię za bohatera. -
Charlotte wskazała mu krzesło. - Dziwię się, że po wczorajszych przeżyciach w ogóle przyszła dzisiaj do pracy.
Zasługuje na wolny dzień. Nawet tydzień, ale uparła się, że chce być z nami.
- Julie to zadziwiająca kobieta.
- Prawda? - Charlotte uśmiechnęła się szeroko i dodała: - A dzięki tobie żyje i ma się dobrze.
- Wiesz, dokąd poszła?
- Ach, Alvin Grote urządził kolejną scenę - wyjaśniła Charlotte. - Kiedy wyszło na jaw, że kobieta, którą zaprosił
na bal, próbowała zabić Jube, ogromnie się przejął. Błagał, żeby Julie zgodziła się wypić z nim kawę, żeby mógł
oczyścić swoje imię. Nie ma się z czego oczyszczać, nie ma w tym jego winy.
- Jego wina polega na tym, że jest idiotą. Charlotte zachichotała.
- No tak. .. Błagał Julie, żeby wypiła z nim kawę, ale jednocześnie narzekał, że w Chez Remy kawa jest za
mocna, a filiżanki za małe. W końcu przestał, gdy Julie mu przypomniała, że może dolać tyle śmietanki, ile zechce, a
poza tym kawę podajemy w dzbankach.
Mac podniósł z kolan tekturową teczkę.
- Czytałaś raport Tyrella?
- Tak.
- Znakomicie się wczoraj spisał. Przy następnej podwyżce zasługuje na specjalne potraktowanie.
- Gdyby było mnie stać, dostałby podwyżkę już dzisiaj - rzekła Charlotte.
Mac westchnął i postanowił przystąpić do rzeczy. -- Mogę złożyć rezygnację, kiedy tylko zechcesz. Charlotte
nie wyglądała na zaskoczoną.
- Chodzi ci o to, że zataiłeś, kim właściwie jesteś?
- Nie tylko, kim jestem, ale dlaczego chcę tutaj pracować.
- Posłuchaj. - Charlotte spojrzała na niego uważnie. - Twoje wykształcenie i doświadczenie zawodowe sprawiają,
że posiadasz nawet większe kwalifikacje niż wymagane na tym stanowisku. Nie sądzę, że należy kogoś zwalniać, bo
okazał się bardziej kompetentny, niż oczekiwaliśmy.
- Ale powody, dla których ...
- Były, przyznaję, złożone. Ale rozumiem, że pracując w tej branży, nie zawsze możesz być szczery i otwarty.
Mac przytaknął ruchem głowy.
- To prawda, ale kiedy muszę okłamywać kogoś takiego jak Julie czy ty, mam wyrzuty sumienia.
- To już twój problem. Nie zapominajmy, że dzięki temu, kim jesteś, Julie jest dzisiaj bezpieczna, a kobieta, która
jej groziła, trafiła za kratki.
- Nie wiem, co ci Julie powiedziała, ale to nie ja ją ocaliłem. To ona sama siebie uratowała.
- Julie twierdzi coś wręcz przeciwnego - odrzekła Charlotte z uśmiechem. - I dlatego możesz zostać z nami, jak
długo zechcesz. Jeśli musisz odejść, bo jesteś potrzebny w firmie, mam nadzieję, że zostaniesz dopóty, dopóki nie
znajdziemy kogoś na twoje miejsce. Chyba nie proszę o zbyt wiele?
Zbyt wiele? Ta kobieta powinna mi urwać głowę, a gdyby Julie opowiedziała jej całą prawdę ,o wydarzeniach
wczorajszej nocy, to nie tylko głowę, pomyślał. Przeczesał palcami włosy, zastanawiając się nad tym, co usłyszał.
- Na pewno znajdzie się ktoś, kto lepiej niż ja nadaje się na to stanowisko, na przykład Tyrell. - Jeszcze raz wziął
do ręki teczkę z raportem. - Wiem, że jest młody i że woli pracować na nocną zmianę, ale ma świetne kwalifikacje.
Wczoraj zachował się super.
- Ty też - rzekła Charlotte. - Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale ... - wzięła głęboki oddech - ale proszę,
załatw sprawy z Julie, dobrze?
- Spróbuję. - Wstał. - Aha, jeszcze jedno. Od pewnego czasu mam oko na Luca. Widziano go w pobliżu kotłowni
tuż przed odkryciem, że ktoś majstrował przy generatorze.
Z twarzy Charlotte zniknął uśmiech.
- Lubię Luca. Naprawdę podejrzewasz, że ma z tym coś wspólnego?
- Nie wiem. Niósł latarki. To mógł być zwykły zbieg okoliczności, ale jak mówię, obserwuję go.
- Ufam, że robisz to, co uważasz za stosowne.
Mac czuł, że nie zasługuje na to zaufanie, lecz skoro już go nim obdarzyła, postanowił na nie zasłużyć.
Po rozmowie z Charlotte czuł się trochę podniesiony na duchu, skorzystał więc z głównych schodów i zszedł do
holu. Nikt by się nie domyślił, że w nocy odbywał się tu huczny bal, a jedynym oświetleniem były świece, latarki oraz
księżyc. Hotel był już wysprzątany. W powietrzu unosił się cytrynowy zapach środka do polerowania mebli.
Stanowisko Luca było puste, ale nie przejął się tym. Pózniej się tym zajmie. Najpierw jednak musi załatwić
sprawy z kobietą, która wczorajszej nocy przegnała go ze swojego życia za to, że ją okłamał.
Przed wejściem do Chez Remy omal nie zderzył się z Alvinem Grote'em. Wyminął go i wpadł do restauracji,
Julie jednak już nie zastał. Kelnerka nie wiedziała, dokąd poszła. %7łałował, że dziś nie znaczyła swojej trasy różowymi
piórkami. Może nie życzy sobie, by ją odnalazł?
Przypomniało mu się, że ostatnim razem, kiedy chciała być sama, schowała się na patio. Pchnął najbliższe drzwi.
Julie siedziała w rogu, przy tym samym stoliku co wtedy.
Spostrzegła go, gdy tylko przekroczył próg. Z niewzruszoną twarzą patrzyła, jak Mac się do niej zbliża.
Przysunął sobie krzesło, usiadł i wypowiedział słowa, jakie cisnęły mu się na usta:
- Kocham cię.
Wyprostowała się i zamrugała powiekami. Może powinien rozpocząć rozmowę od jakiegoś neutralnego tematu?
- Jak rybki? - spytał. - Przetrwały tę noc?
- Lepiej ode mnie - odpowiedziała cicho.
Do diabła z rybkami! Do diabła z bawieniem się w salonową konwersację!
- Zachowałem się jak ostatni łobuz! - wybuchnął. - Wiem, że jesteś na mnie wściekła i masz powody. Ale
kocham cię. Zawsze uważałem cię za inteligentną, atrakcyjną i świetną towarzyszkę, a wczoraj ... - zamilkł i przełknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum