[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie dostanę porannego buziaka? - spytał Jake, obdarzając ją
czarującym uśmiechem.
Niewiele brakowało, a dałaby się skusić.
- Nie żartuj. Nie mamy czasu na wygłupy.
- No dobrze. Muszę zapamiętać, że rano nie odznaczasz się
poczuciem humoru.
Przeszył ją dreszcz. Chociaż starała się myśleć o pracy, ostatnie
zdanie Jake'a bardzo ją ucieszyło. Najwyrazniej spodziewał się, że
spędzą razem jeszcze niejeden poranek.
85
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Będę potrzebowała twojej pomocy - powiedziała rzeczowym
tonem, mimo że w głębi duszy pragnęła przytulić się do Jake'a i
powitać go tym porannym buziakiem, którego się domagał.
-Co mam zrobić?
- Wez prysznic, ubierz się i zejdz na dół. Jeśli zobaczysz w
kuchni naszych dwóch goryli, bądz przygaszony, osowiały. Czekaj na
mój znak. Jeżeli kawa będzie już doprawiona, wtedy powiem, że nie
jestem głodna, ale mam nadzieję, że wam, chłopcy, śniadanie będzie
smakowało. Jeżeli nie zdążę wcześniej doprawić kawy, zwrócę się
bezpośrednio do ciebie i powiem, żebyś nie liczył na śniadanie, bo za
karę ci się nie należy. Wtedy zacznij się pieklić. Zaprotestuj. Zrób
koszmarną awanturę. Burgess z Lesterem zechcą cię uspokoić.
Wówczas poproszę ich, aby zaprowadzili cię na górę i przykuli do
łóżka.
- Chyba sobie poradzę.
- Na pewno.
Kiedy skierowała się do drzwi, chwycił ją za rękę.
- Słuchaj, jeśli chodzi o wczorajszy wieczór... Oswobodziła się,
po czym popatrzyła mu w oczy.
- Wczorajszy wieczór? Nie ma o czym mówić. Troszkę się
zabawiliśmy i tyle. Jesteśmy dorośli i nikogo nie krzywdzimy. W
końcu to był tylko seks, prawda? - Wstrzymała oddech, czekając na
jego reakcję. W głębi duszy chciała, by zaprzeczył. On zaś tylko
wzruszył ramionami.
- Racja. To był tylko seks.
86
Anula
ous
l
a
and
c
s
- No właśnie.
Szybko, zanim łzy napłyną jej do oczu, opuściła pokój. Może dla
Jake'a seks jest rozrywką, sposobem na zabicie nudy, ale dla niej nie.
Przeczucie mu mówiło, że przed chwilą popełnił błąd. Nie
powinien był określać tego, co się wczoraj wydarzyło, mianem
zwykłego seksu. Ale Maria pierwsza to powiedziała. Prawda? A on po
prostu przyznał jej rację. Dureń! Czego się bał? %7łe ucierpiałoby jego
ego, gdyby się sprzeciwił i powiedział, że wczorajszy wieczór wiele
dla niego znaczył?
Rozebrał się w łazience i wszedł pod prysznic. Podczas gdy
ciepła woda omywała jego ciało, starał się pozbyć wszystkich
erotycznych myśli. Nie było to łatwe. Bo jak nie myśleć o czymś, co
sprawiło mu tak ogromną przyjemność? O czymś, co w skali od
jednego do dziesięciu punktów zasługuje na jedenaście? Skoro seks na
raty jest tak fantastyczny, jaka to będzie rozkosz kochać się z Marią
przez całą noc! Na samą myśl się podniecił. No pięknie, stary,
pięknie. Chłopie, wez się w garść!
Został porwany, znajduje się w niebezpieczeństwie. Istnieje
realne zagrożenie, że eksperyment, który zapoczątkowali jego rodzice
i z powodu którego umarli, zostanie wznowiony i na świat znów
przyjdą wzbogacone genetycznie dzieci.
Chyba że on i jego rodzeństwo zdołają przeszkodzić Koalicji,
pozbawić ją siły, doprowadzić do aresztowania jej przywódców.
Dlatego musi się stąd wydostać, dotrzeć do głównego ośrodka
Koalicji i wykraść dyskietki Gideona. Ma tak wiele ważnych spraw na
87
Anula
ous
l
a
and
c
s
głowie. Dlaczego więc akurat teraz w jego życiu pojawiła się Maria?
Pora jest nieodpowiednia, miejsce niewłaściwe, tylko kobieta
wymarzona. Wielokrotnie się kochał, wielokrotnie uprawiał seks;
wiedział, że między jednym a drugim istnieje przepaść. To, co przeżył
z Marią, definitywnie podpada pod pierwszą kategorię.
Zawsze dotąd wydawało mu się, że kochać można się wtedy,
gdy dwoje ludzi coś łączy; gdy znają się odrobinę dłużej niż dzień lub
dwa. Poznał Marię zaledwie czterdzieści osiem godzin temu, mimo to
czuł się z nią bardziej związany niż z jakąkolwiek inną kobietą, nie
wyłączając Tary.
Zakręcił wodę, wysuszył się i prędko ubrał. Nie czas na
psychoanalizę, teraz są ważniejsze sprawy. Choćby ucieczka. Aby
mogło do niej dojść, najpierw należy wyłączyć na parę godzin z gry
Burgessa z Lesterem.
Schodząc na dół, powtarzał w myślach to, co mu Maria mówiła.
Nie chciał czegoś pokręcić. Gdyby faktycznie udało jej się doprawić
kawę środkami odurzającymi, plan ucieczki mógłby się powieść. W
przeciwnym razie trzeba będzie wymyślić coś innego.
W kuchni pobrzmiewały głosy. Jake przystanął na korytarzu i
przez chwilę nasłuchiwał, ale rozmowa nie dotyczyła niczego
istotnego. Tak jak się umówił z Marią, przybrał smętną minę, zwiesił
głowę i wszedł do środka.
- Patrzcie, patrzcie! - zawołał Lester. - Bez kajdanek, wolny jak-
ptaszek! Hej, Doc, co mu pani zrobiła, że jest dziś taki grzeczny i
potulny?
88
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Jak to co? - Burgess poklepał Jake'a po ramieniu. - Pewnie
powiedziała mu o jego bracie. I teraz nasz pupilek wie, że musi z nami
współpracować.
Jake poderwał głowę i wbił wzrok w Burgessa. O czym on gada?
O jakim bracie? Czyżby miał na myśli Gideona? Po chwili przeniósł
spojrzenie na Marię. Ona jednak odwróciła się plecami i zaczęła
mieszać ciasto na naleśniki.
- O czym on mówi? - spytał Jake.
- Milcz! - warknęła. - Ja tu zadaję pytania, nie ty. - Obejrzawszy
się przez ramię, posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. - Wracaj na górę.
Skoro buntujesz się, kiedy traktuję cię po dobroci, od dziś będę
traktować cię inaczej. Nie będziesz dostawał śniadań. Właściwie to w
ogóle nie dostaniesz jedzenia, dopóki nie zaczniesz ze mną
współpracować.
Kara za niesubordynację. Tak się umówili. Teraz on powinien
zacząć się awanturować, a Maria, wyprowadzona z równowagi,
powinna kazać strażnikom zaprowadzić go na górę. Potem powinna
szybko dosypać do kawy jakiś środek odurzający. Jake znał
scenariusz, najpierw jednak chciał, by mu wyjaśniła, o co chodziło
Burgessowi.
No, na co czekasz? Marsz na górę! - Burgess pchnął go w stronę
drzwi.
- Masz być grzecznym chłopczykiem i robić, co pani doktor
każe, w przeciwnym razie diabli wiedzą, co się stanie z twoim bratem
- dodał Lester.
89
Anula
ous
l
a
and
c
s
Cholera, co za ironia losu, nie? Ryzykujesz życie, żeby uratować
Gideona, a tu okazuje się, że obaj jesteście w kajdankach.
Przez kilka sekund Jake słyszał jedynie głupi chichot Lestera;
sens słów jakby nie docierał do jego świadomości. I nagle poczuł się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum