[ Pobierz całość w formacie PDF ]

buzię. Nabrałam lodów i włożyłam łyżeczkę do jej ust.
Wzrok Elizabeth przesuwał się po naszych twarzach.
 Co u ciebie słychać?  zapytała.
 W porządku  odpowiedziałam, unikając jej spojrzenia.
Pokręciła głową.
 O nie, chcę wiedzieć dokładnie, co się z tobą działo od momentu, kiedy
widziałam cię po raz ostatni w sądzie. Chcę wiedzieć absolutnie wszystko,
począwszy od tego, gdzie pobiegłaś, gdy uciekłaś z sali rozpraw.
 Niedaleko. Meredith złapała mnie i umieściła w domu dziecka.
 Był okropny?  zapytała z przerażeniem w oczach i wiedziałam, że
czeka, aż potwierdzę jej najgorsze wyobrażenia.
 Dla innych mieszkanek tak  powiedziałam przewrotnie,
przypominając sobie moje nastoletnie lata i wszystkie problemy, które
sprawiałam.  Dla mnie był okropny tylko dlatego, że nie byłam tu, z tobą.
Oczy Elizabeth wypełniły łzy. Siedząca na jej kolanach Hazel zaczęła
niecierpliwie uderzać piąstką w stół. Dałam jej następną łyżeczkę lodów, a
ona wyciągnęła ku mnie rączki, jakby chciała, żebym ją wzięła. Spojrzałam na
Elizabeth.
Pokiwała zachęcająco głową.
 Wez ją.
Trzęsącymi się rękami chwyciłam Hazel pod pachy i przeniosłam na swoje
kolana. Była cięższa, niż przypuszczałam. Gdy posadziłam ją na kolanach,
usadowiła się wygodnie na pieluszce i włożyła głów-kę pod moją brodę.
Zanurzyłam twarz w jej włosach. Pachniała jak Elizabeth: olej, cynamon i
mydło cy-trusowe. Wchłaniałam jej zapach i otoczyłam ją ramionami.
Hazel sięgnęła do miseczki i palcami wyjadała rozpuszczone lody.
Patrzyłyśmy z Elizabeth, jak je, a lody spadały na niebieską lnianą sukienkę.
Jej zmarszczone w skupieniu brwi wyglądały poważnie, jak u jej ojca.
 A gdzie teraz mieszkasz?  zapytała Elizabeth.
 Mam mieszkanie i prowadzę firmę. Robię kompozycje kwiatowe na
śluby, rocznice i tym podobne uroczystości.
 Grant mówi, że jesteś niesamowita, że kobiety stoją w kolejce, czekają
miesiącami, żeby kupić od ciebie kwiaty.
Wzruszyłam ramionami.
 Wszystkiego, co wiem, nauczyłam się tutaj.
Rozejrzałam się dookoła, wspominając popołudnie, kiedy Elizabeth
przekroiła na pół lilię. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo  stół,
krzesła, czyściutki blat i głęboki zlew z białej porcelany. Jedyną nowością był
obrazek, fioletowy hiacynt wielkości pudełka od zapałek w niebieskiej ramce,
który stał na parapecie obok rzędu niebieskich butelek.
 Od Catherine?  spytałam, pokazując go. Elizabeth przecząco
pokręciła głową.
 Od Granta. Catherine zmarła, zanim udało jej się namalować
wystarczająco dobry hiacynt, żeby mogła mi go dać. Ten był Granta ulubiony i
chciał, żebym go miała.
 Jest piękny.
 Tak. Bardzo mi się podoba.
Wstała, przyniosła go do stołu i postawiła między nami. Oglądałam, jak
pojedyncze kwiaty przylegały do łodyżki, a ich spiczaste koniuszki pasowały
do siebie niczym puzzle. Coś w ułożeniu płatków mówiło mi, że wybaczenie
powinno przychodzić w sposób naturalny. Niestety w tej rodzinie było inaczej.
Pomyślałam o dziesięcioleciach nieporozumień, od żółtych róż po ogień, i
o nieudolnych próbach wyba-czania i przeprosin.
 Wszystko się zmieniło  powiedziała Elizabeth, jakby odpowiadała na
moje myśli.  Po tylu latach wreszcie jesteśmy z Grantem rodziną. Mam
nadzieję, że wróciłaś, żeby być jej częścią. Wszyscy za tobą tęskniliśmy,
prawda, Hazel?
Hazel zajmowała się pustą już miseczką. Odwróciła ją do góry nogami,
podniosła i oglądała biały okrąg na stole. Zaczęła go rozcierać paluszkiem,
jakby tworzyła na stole szaloną, słodką abstrakcję.
Elizabeth wyciągnęła rękę w moim kierunku. Oferowała mi ją i
jednocześnie otwierała przede mną powrotną drogę do rodziny, w której
byłam kochana jako córka, partnerka, matka. Wzięłam jej dłoń. A Hazel
położyła swoją małą, lepiącą się rączkę na naszych.
Ale mimo przebaczenia Elizabeth musiałam zadać jeszcze jedno pytanie.
 Co się stało z winnicą?  zapytałam z takim samym przerażeniem w
głosie, z jakim Elizabeth pytała o moje dorastanie w domach opieki. Obie
wyobrażałyśmy sobie najgorsze.
 Posadziliśmy nowe krzewy. Poniosłam duże straty, ale to nic w
porównaniu z utratą ciebie.
Przez wiele lat nowe krzewy były słabsze niż chwasty. Wychodziłam z
domu tylko na jesieni, żeby degu-stować winogrona, i to wyłącznie dlatego, że
Carlos prawie wyłamywał mi drzwi co wieczór.
Nie było już Cariosa ani jego przyczepy.
 Rok temu przeprowadził się do Meksyku, jak Perla poszła na studia 
wyjaśniła Elizabeth. 
Miał schorowanych, starych rodziców. A ja w końcu opanowałam mój żal
i zajęłam się winnicą. Nie był mi już potrzebny.
A więc z czasem mogłabym się pogodzić z utratą mojej córki. Ale dziesięć
lat to bardzo długo. Ponownie przycisnęłam nos do kręconych włosków Hazel,
wdychając jej słodki zapach.
 Winogrona muszą już dojrzewać  powiedziałam.
 Zapewne. Nie sprawdzałam przez trzy dni. Jest mi teraz ciężej 
powiedziała, patrząc na Hazel  ale jest tego warta.
 Pomóc ci?  zapytałam, wskazując na winnicę.
Elizabeth uśmiechnęła się i przytaknęła.
 Tak. Chodzmy.  Wzięła wilgotną ściereczkę i wytarła ręce i buzię
opierającej się Hazel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum