[ Pobierz całość w formacie PDF ]

je zmieniliśmy zdanie na swój temat. Bardzo mi pomogła ze wszystkimi przygotowa-
niami. Twoja matka również. Ona jest cudowną kobietą, Miriam. Raz poszliśmy wszyscy
razem na kolację...
- Wziąłeś Clarę i moją matkę na kolację?
- Chciałem, żebyśmy wspólnie podjęli decyzję. Uznaliśmy, że mój plan jest dosko-
nały - kontynuował, jakby zupełnie nie słyszał jej słów.
- Oczarowałeś je. - A myślała, że Clary nie da się tak łatwo owinąć wokół palca.
- One cię kochają, Miriam - powiedział nagle bardzo poważnie. - I uznały, że mnie
potrzebujesz. Samotność najwyrazniej nie pomagała ci poradzić sobie z przeszłością.
Rozumiem, że nie chcesz wrócić do naszego mieszkania, postanowiłem więc je sprzedać.
A nie chciałem spędzać z tobą świąt w hotelu. Dlatego porozmawiałem z Billem i Ste-
phanie.
- Sprzedasz swoje mieszkanie? - Miriam zatrzymała się na tym zdaniu. To miejsce
było dowodem na to, jak wiele osiągnął, potwierdzeniem statusu. - Przecież ty je uwiel-
biasz.
- To tylko mieszkanie, Miriam. - Popatrzył jej głęboko w oczy. - W czasie ostat-
nich dwunastu miesięcy zrozumiałem, że mój dom jest przy tobie.
Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że on wcale nie był taki spokojny i opanowa-
ny, jak chciałby się wydawać. Napięte mięśnie wyjawiały, jak bardzo się kontrolował.
Ku swojemu zaskoczeniu pomyślała, że on się obawia, jaka będzie jej reakcja.
Przez cały ostatni rok odpychała go od siebie. Nawet gdy już wiedziała, że nie miał
romansu, wciąż go odrzucała. A on po prostu ją kochał.
- Sprzedaję też część firmy. - Jego głos znów był konkretny i rzeczowy. - Chcę
ograniczyć godziny pracy. To ja chcę kierować firmą, a nie żeby firma kierowała mną.
Chcę być pewien, że nie przegapię tego, co naprawdę ważne.
- A co jest naprawdę ważne? - zapytała słabo.
R
L
T
- Ty. My. Nasze wspólne życie. Dom, który razem stworzymy.
- Ale ja jestem taka pogubiona. - Zaczęła nagle płakać. - Zupełnie się myliłam co
do mojej matki...
- Wiem, wiem.
Chwilę pózniej była już w jego ramionach, a on głaskał ją po włosach, próbując
uspokoić.
- Chcę ci ufać, naprawdę chcę. Ale nie wiem, czy potrafię. A ty w końcu zaczniesz
mnie nienawidzić...
- Nigdy.
- Ja nie pasuję do twojego świata służbowych kolacji i imprez, w którym wszyscy
uważają, że powinieneś był się ożenić z kimś zupełnie innym. A oni tak myślą. Wszyscy.
Wytarł jej twarz śnieżnobiałą chusteczką. Był taki delikatny.
- Jeżeli tak myślą, to się mylą. Zresztą dla mnie tylko my się liczymy.
Wziął ją w ramiona i zaniósł na wielki fotel przy kominku.
- Posłuchaj - powiedział, ocierając jej łzy kciukiem. - Oboje popełnialiśmy błędy.
- Nie, to moja wina.
- Oboje popełnialiśmy błędy - powtórzył poważnie. - Oczekiwałem, że tak po pro-
stu wejdziesz w moje życie, nie zastanawiając się, pod jaką byłaś presją. Moje mieszka-
nie, moi przyjaciele, moja praca, moje spotkania. Nie miałem pojęcia, że nie podoba ci
się mieszkanie. Gdy ludzie się pobierają, zaczynają razem nowe życie, tworzą dom, no-
we grupy przyjaciół, ale ja udawałem, że nic nie muszę zmieniać.
- Nie przeszkadzało mi to - powiedziała, pociągając nosem. - Przynajmniej na po-
czątku. Dopiero pózniej, ale wtedy... no nie wiem, popadliśmy już w pewien schemat.
- Trzeba go zmienić. - Znów ją pocałował i przytulił tak mocno, że poczuła miaro-
we bicie jego serca. - Zaczniemy od nowa, kochanie. Zbudujemy solidne fundamenty i
tym razem nam się uda. Będę spędzał z tobą więcej czasu. Chcę, żebyś ze mną rozma-
wiała, żebyś mi mówiła, co naprawdę myślisz. Jestem tylko mężczyzną, nie wiem, co się
dzieje w twojej głowie.
Szepnęła coś do niego.
- Powtórz, nie usłyszałem.
R
L
T
- Boję się, że... że będziesz mną rozczarowany.
To był kolejny z jej lęków z przeszłości. Jej ojciec był tak rozczarowany nią i jej
matką, że je zostawił.
- To niemożliwe. - Delikatnie pocałował jej usta. - Kocham cię, Miriam. Całą cie-
bie. Twoją delikatność, twoje ciepło, twoje poczucie humoru, to, że jesteś taka wrażliwa.
To wszystko jest takie ważne, bo określa, kim jesteś. I nie pytaj mnie, dlaczego jesteś ta-
ka wyjątkowa, dlaczego bez ciebie byłbym nieszczęśliwy, bo wszystko, co umiem po-
wiedzieć, to to, że na tym właśnie polega tajemnica prawdziwej miłości.
W jego bursztynowych oczach było tyle uczucia, że wiedziała, że tak jest naprawdę
i że tak już będzie zawsze. Poczuła, że wypełnia ją zachwyt i ogromna radość.
- Kochasz mnie? - zapytał poważnie.
- Bardziej, niż myślisz - wyszeptała poważnym tonem.
- I zamieszkasz ze mną w domu, który razem stworzymy, w którym będziemy wy-
chowywać nasze dzieci?
- Tak.
- Kochanie - powiedział lekko zachrypniętym głosem. - To będą wspaniałe święta.
Miriam obudziła się w świąteczny poranek z poczuciem cudownego ciepła. Jay le-
żał obok, nawet we śnie tuląc ją do siebie.
Nie wiedziała, która jest godzina, ale promienie zimowego słońca sączące się przez
częściowo zaciągnięte zasłony sugerowały, że poranek już dawno minął. Nie było to za-
skakujące. Zasnęli dopiero o świcie.
Zamknęła oczy i leżała zupełnie rozluzniona na tym wielkim, miękkim łożu, przy-
pominając sobie wydarzenia tej upojnej nocy.
Nie mogła ciągle uwierzyć, że jest tu z Jayem, w tym pięknym domu. Clara i jej
matka razem to zaplanowały! Uśmiechnęła się. To naprawdę był czas cudów i spełniania
marzeń.
Jay poruszył się we śnie. Miriam skorzystała z okazji, żeby się łagodnie uwolnić z
jego uścisku. Patrzyła, jak leżał taki spokojny i rozluzniony.
Zrozumiała, że on naprawdę cały należy do niej. Na jawie i we śnie. Zbyt wiele
nocy spędziła, patrząc na śpiącego Jaya, wyobrażając sobie inne kobiety obok niego.
R
L
T
Piękne, niezwykłe, fascynujące kobiety. To były tortury. Zamknęła oczy i w duchu dzię-
kowała, że kochał ją wystarczająco mocno, żeby wytrzymać te wszystkie burze i zapro-
wadzić ich bezpiecznie do portu.
- Dzień dobry, pani Carter - powiedział Jay.
Dokładnie rok temu obudziła się i chciała umrzeć, bo wydawało jej się, że go stra-
ciła.
- Nigdy nie było żadnej innej i nigdy nie będzie. Wierzysz mi, Miriam?
Jego intuicja zawsze ją zadziwiała.
- Chyba tak - szepnęła. - Chcę w to wierzyć.
- Uwierz w to, to takie proste. Jesteś moja, a ja jestem twój.
Przytaknęła i oparła głowę na jego ramieniu. On jest taki silny, pomyślała. Jeżeli
nie jestem w stanie ufać własnym uczuciom, może powinnam zaufać jemu? To było dla
niej zupełnie nowe podejście. Przytuliła się mocno. Potrzebowała jego miłości i siły. Po
raz pierwszy pomyślała, że może się rozluznić i być sobą, że może dzielić z nim swoje
lęki, a on pomoże jej sobie z nimi poradzić.
- Wierzę ci, Jay - wyznała, cała drżąc. - Zdałam sobie sprawę, że to z panią Carter
mam problem. Mam wrażenie, że strasznie to wszystko skomplikowałam.
- Nie do końca. - Położył dłonie na jej policzkach. - Twoja matka sama przyznała,
że powinna była już dawno z tobą porozmawiać o twoim ojcu. Przez to powstała próżnia, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum