[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpoznano uszkodzenie nerwu wzrokowego?
28
S
R
- Ma pan takie same dołeczki jak ja - stwierdziła Casey, wyrywając go z
zadumy.
- I tego samego koloru mamy oczy - dodał, nie mówiąc, jaki to kolor.
Ona i tak tego nie zrozumie, pomyślał z żalem. Wydawało mu się, że wiele
miesięcy wcześniej pogodził się z jej kalectwem. Ale to było, zanim ją poznał.
Casey w zamyśleniu pokiwała głową.
- Jestem do pana podobna?
- Trochę - odparł z dumą. Ten aniołek to jego dziecko, owoc jego miłości do
Sam. - Jesteś bardziej podobna do mamy, a to znaczy, że jesteś bardzo ładna.
Mała rączka spoczęła na jego piersi.
- Dlaczego jest pan smutny? - Albo już wiedziała, że jest ładna, albo jej to nie
interesowało.
Czy ona wie, co to znaczy  ładna"?
- Słucham?
- Dziwnie pan chodzi i ma pan laskę. Boli pana noga. I ma pan smutną buzię. -
Dotknęła jego warg, a potem czoła.
- Chyba jestem stary. - Jak ona doszła do tego wniosku?
- Nie ma pan pomarszczonych rąk i ma pan młody głos. - Odsunęła się na
krok, przerywając kontakt.
Lekcja numer dwa: nie lekceważ jej dlatego, że jest niewidoma.
- Dlaczego pan się kłócił z moją mamą?
O nie, Casey nie wolno lekceważyć.
Nim znalazł właściwe słowa, odezwała się Sam:
- Casey... - rzuciła rzeczowym tonem.
Brett poczuł, że musi stanąć po stronie córki.
- Sam, Casey powinna się dowiedzieć.
- Ona ma dopiero pięć lat! Nie musi...
29
S
R
- Jest naszym dzieckiem - wyrwało mu się. - Trochę twoją mamę
przestraszyłem. Nie wiedziała, że przyjdę. Myślała, że w dalszym ciągu jestem w
Afryce.
- Pan na nią krzyczał. Nie lubi pan mojej mamy?
Przyjrzał się żonie z uwagą.
- Casey, bardzo lubię twoją mamę. Lubię ją od chwili, kiedy ją poznałem.
Kątem oka zauważył, że Sam się zaczerwieniła, po czym odwróciła głowę.
Poczuł się dotknięty, ale nie uszło jego uwadze, że Sam drży. Najwyrazniej ten wie-
czór, to spotkanie po latach kosztuje ją więcej, niż sobie wyobrażał.
Gdy powiódł wzrokiem po pokoju, dostrzegł komódkę, a na niej oprawione
fotografie: ich dwoje podczas pierwszej randki; ich zaręczyny; ich ulubione zdjęcie
ze ślubu zrobione ukradkiem przez koleżankę, gdy Sam się potknęła, a on ją
podtrzymał. Oboje roześmiani, z welonem, który unosił się nad nimi jak
błogosławieństwo.
Nie zapomniała. Gdyby w jej życiu zaistniał ktoś inny, schowałaby te pamiątki
do szuflady.
- To dlaczego mówił pan podniesionym głosem?
Niechętnie przeniósł uwagę z żony na córkę. Teraz myślał tylko o tym, żeby
wziąć ją w ramiona. Ale nawet nie mógł się podnieść osłabiony wysiłkiem, jaki wło-
żył, by uklęknąć przed Casey. Może terapeuta miał rację, upierając się, że nie jest
jeszcze fizycznie gotowy na taką podróż. Ale on po prostu musiał ją odnalezć. Ta
paląca potrzeba była silniejsza od jego zdrowego lekarskiego rozsądku.
Nie podejrzewał, że będzie to takie bolesne. Najgorsze jest jednak to, że już
nie był pewien, że winę za ten stan rzeczy ponosi tylko Sam.
Co on czuje do tego dziecka, które stoi przed nim i przemawia tonem dorosłej
kobiety? Chciałby czuć cokolwiek, ale w tej chwili czuł się po prostu zagubiony.
- Casey, życie czasami bywa bardzo skomplikowane - westchnął. - Nie wiem,
jak ci to wytłumaczyć.
30
S
R
Dziewczynka ziewnęła.
- Mama mówi, że na nikogo nie wolno krzyczeć. Można ładnie mówić, nawet
jak się na kogoś gniewa.
- Słusznie, mama ma rację. - Ukrył uśmiech. - Przepraszam.
Casey pokiwała głową.
- To ja już pójdę spać. - Tarła oczy. - Dobranoc, mamusiu. - Wyciągnęła do
Sam ręce.
- Dobranoc, królewno. Kocham cię. - Sam mocno ją przytuliła i pocałowała w
jasną główkę.
- Ja cię też kocham, mamusiu. - Casey ruszyła do drzwi.
- Dobranoc. - Brett przypomniał jej o sobie.
Dziewczynka zatrzymała się w pół drogi i odwróciła się do niego z
wyuczonym uśmiechem.
- Dobranoc, panie Glennon. Miło było pana poznać. Mam nadzieję, że jeszcze
nas pan odwiedzi.
Aż się skulił. Oto on, Brett Glennon, przyzwyczajony, że jego upór oraz urok
osobisty podbijają wszystkie serca, dostaje nauczkę od pięcioletniego dziecka.
Casey zamknęła za sobą drzwi bardzo cicho, ale on odebrał to, jakby
zatrzasnęła mu je przed nosem.
- Na  tatusia" trzeba zapracować. Ona cię nie zna. Oswoi się z tobą, jeśli
będzie dłużej z tobą przebywała. - Sam idealnie wstrzeliła się w jego myśli.
- I tak się stanie - wykrztusił. - Casey to moje dziecko.
- Wnoszę, że oboje chcemy dla niej jak najlepiej?
- Tak, oczywiście - odparł ostrożnie.
- To znaczy, że nie wolno nam podnosić głosu, niezależnie od tego, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum