[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Colt tymczasem uniósł się, ściągnął z niej sweter
i odrzuciÅ‚ go na bok. Pod spodem miaÅ‚a biaÅ‚Ä… koronko­
wą koszulkę, która w bardziej normalnych warunkach
podnieciłaby go jako symbol kobiecości. Bawiłby się
jej ramiączkami, muskając krągłe wzgórki piersi Alt-
hei. Teraz rozdarł ją jednym gwałtownym ruchem, by
jak najszybciej odsłonić je dla swoich zgłodniałych ust.
Smak jej rozgrzanej, pachnącej skóry podziałał na
niego jak narkotyk. A jej ciaÅ‚o wygiÄ™te w Å‚uk, stÅ‚umio­
ne jęki i gorączkowy dreszcz były zródłem rozkoszy,
o jakiej nie śmiał marzyć. Chłonął ją więc wszystkimi
zmysłami, napawał się nią i nie mógł się nasycić.
Althea wbijała mu paznokcie w ramiona, by go
pospieszyć, bojąc się zarazem towarzyszyć mu tam,
dokÄ…d pragnÄ…Å‚ jÄ… zabrać. Wczepiona w niego kur­
czowo, wiła się pod nim w niemym zaproszeniu, by raz
jeszcze wygiąć się w łuk, gdy wyłuskiwał ją ze spodni.
Koronkowy trójkącik ustąpił pod jego drżącymi
palcami, by i tu mógł się nasycić do woli.
Okrzyk rozkoszy, jaki wyrwał się z ust Althei,
wstrzÄ…snÄ…Å‚ nim do gÅ‚Ä™bi. WystrzeliÅ‚a jak rakieta, eks­
plodowaÅ‚a, pÅ‚onęła, rozpadajÄ…c siÄ™ na tysiÄ…ce kawaÅ‚­
ków. Colt nie dał jej jednak ani chwili wytchnienia,
a jego pieszczoty budziły w niej doznania, dla których
nie było nawet nazwy.
Gdy uniósł się nad nią, rozpalony, poczuł na sobie
159
jej wzrok. Wszedł w nią jednym silnym pchnięciem,
a wtedy oczy jej zaszły mgłą. Zrobiło mu się ciemno
przed oczyma, ukrył twarz w jej włosach i razem
zaczęli poruszać się w szaleńczym rytmie. Okrzyk
Althei przeszyÅ‚ ciemnoÅ›ci, wyprzedzajÄ…c o kilka se­
kund krzyk Colta.
Wyzuty z sił, opadł na jej wstrząsane dreszczem
ciało, łapiąc spazmatycznie oddech.
- Kto wygrał? - wydyszał po chwili.
Nigdy by nie przypuszczała, że można śmiać się
w takim momencie, a jednak zachichotała.
- Powiedzmy sobie, że był remis.
- Mnie to wystarczy. - Chciał się przekręcić na
bok, ale zabrakło mu sił. - Absolutnie wystarczy. Zaraz
cię pocałuję ~ wymruczał - ale najpierw muszę dojść
do siebie.
- MogÄ™ poczekać. - Althea odpoczywaÅ‚a z zamk­
niętymi oczyma. Ciało Colta nadal było rozpalone,
a serce bilo bardzo nierówno. PogÅ‚askaÅ‚a go po ob­
nażonych plecach i nagle palce jej namacały wypukłą
bliznÄ™.
- Co to? - zapytała, marszcząc brwi.
- Hm? - OcknÄ…Å‚ siÄ™, zdumiony, bo omal na niej nie
zasnÄ…Å‚. - To Irak.
Nie wiedziała, że tam był. Nagle uświadomiła sobie,
że sporą część jego przeszłości spowija mrok.
- Myślałam, że odszedłeś z wojska, zanim to się
zaczęło.
- Dobrze myślałaś. Zgodziłem się jednak wykonać
pewną drobną robotę, że tak powiem, na boku.
- Tak zwaną przysługę?
- Można by tak powiedzieć. Ostrzelali mnie, ale to
nie było nic poważnego. - Przyjrzał się jej spod
oka. - Czy mówiÅ‚em ci już, że masz przepiÄ™kne ra­
miona?
160
- Nie. I co? W dalszym ciÄ…gu wyÅ›wiadczasz rzÄ…do­
wi przysługi?
- Tylko jeżeli mnie ładnie poproszą. - Przekręcił
się z jękiem na plecy tak, by Althea znalazła się na
górze. - Teraz lepiej?
- Aha - mruknęła z policzkiem przy jego piersi -
żebyśmy tylko nie zamarzli na śmierć.
- Nie zamarzniemy, jeżeli będziemy się ruszać. -
Uśmiechnął się, gdy uniosła głowę, by na niego spojrzeć.
- Metoda rodem ze szkoły przeżycia, pani porucznik.
- OczywiÅ›cie. - Ona także siÄ™ uÅ›miechnęła. - Przy­
znam szczerze, że podobają mi się twoje metody,
Nightshade.
- Naprawdę? - Delikatnie przeczesał palcami jej
włosy.
- Naprawdę. Kiedy trzeba będzie znów dorzucić do
ognia?
- Och, mamy jeszcze trochÄ™ czasu.
- Skoro tak, nie traćmy ani chwili. - Nie przestając
się uśmiechać, zniżyła usta do jego warg.
- Racja. - Znów obudziło się w nim pożądanie, ale
tym razem pozwolił Althei przejąć inicjatywę. Gdy ich
usta się zetknęły, ostrze miłości przeszyło go na wskroś,
pozbawiając tchu. Przygarnął ją mocno i powiedział:
- Wiem, że to wyświechtane frazesy, ale nigdy dotąd
czegoś takiego nie przeżyłem. Z nikim, Thea.
SÅ‚owa te przeraziÅ‚y jÄ…, ale jeszcze bardziej przerazi­
Å‚o jÄ… nagÅ‚e uderzenie gorÄ…ca, jakim na nie spontanicz­
nie zareagowała.
- Nie mów tyle.
- Thea...
Potrząsnęła głową i uniosła się, przyjmując go
w siebie, a wtedy żadne słowa nie były już im potrzebne.
ROZDZIAA DZIEWITY
Colt obudziÅ‚ siÄ™ wczeÅ›nie, jak zwykle. Natych­
miast zarejestrował blade światło, sączące się przez
płótno namiotu, szorstki koc, skalisty grunt pod ple­
cami, a przy boku smukłe i miękkie kobiece ciało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum