[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łaby o tym wiedzieć.
- Dobrze. - Casey zawahała się. - Nie pójdziesz ze mną?
- Przyjdę za kilka minut. Muszę coś skończyć.
Mimo że jej entuzjazm gdzieś się ulotnił, Casey starała się zachować
pogodny wyraz twarzy.
- Jasne - powiedziała i zniknęła.
- Czy to nie wspaniałe, Matt? - wykrzyknęła Lisa, kiedy w końcu
przyszedł do stajni.
- Fantastyczne.
Casey zauważyła z niepokojem, że w jego oczach nie ma uśmie-
chu.
- Zaproponowałam, że zajmę się Robbie'em, kiedy Casey będzie w
Nowym Jorku - dodała Lisa. - Teraz musimy tylko wyposażyć ją w ja-
kieś wystrzałowe ciuchy i będzie gotowa.
Casey czekała, aż Matt coś powie.
- Wygląda na to, że już jesteś gotowa - rzekł po chwili.
Lisa popatrzyła na brata ze zdumieniem.
- Chyba już pójdę - powiedziała Casey. - Jest pózno, muszę przy-
gotować kolację.
90
S
R
- Zostańcie u nas na kolacji - zaproponowała Lisa. - Musimy to
jakoś uczcić.
- Dziękuję, ale lepiej nie. Robbie musi się wcześnie położyć, ja
zresztą też. Dzięki za wysłuchanie moich rewelacji.
Kiedy odjeżdżali, Casey stłumiła impuls, aby podejść do Matta i
zapytać go, o co chodzi. W drodze do domu nie czuła już radości. Słu-
chała, jak Robbie z przejęciem opowiadał, co też będzie robił u Lisy,
i co jakiś czas rzucała tylko zdawkowe  uhm".
Wieczorem zastanawiała się nad zachowaniem Matta. Przysięgła-
by, że na początku był zachwycony, ale jego nastrój popsuł się wyraz-
nie, kiedy obwieściła, że jedzie do Nowego Jorku na spotkanie z wy-
dawcą. Jeszcze tydzień temu całował ją tak, że do dziś nie mogła o tym
zapomnieć, a teraz... teraz traktował ją jak kogoś obcego.
Być może tylko tak się jej wydawało. Potrząsnęła gwałtownie gło-
wą. Nie, Matt naprawdę nie był zachwycony. Do tej chwili nie zdawała
sobie sprawy, jak bardzo zależało jej na aprobacie mężczyzny. Jego
obojętność bardzo ją bolała.
Następnego dnia, kiedy Robbie wyszedł do szkoły, pojechała prosto
do Mata. Był w stajni, czyścił właśnie Jowisza.
- Co słychać? - uśmiechnął się do niej półgębkiem.
Zawahała się.
91
S
R
- Chciałam ci podziękować za to, że skłoniłeś Sama Meachama do
wycofania oskarżenia i rezygnacji z polowania.
- Nie dziękuj mi, to był pomysł Sama. Po prostu uświadomiłem
mu parę spraw.
- Wolałabym, żebyś pozwolił mi samej się tym zająć, ale rozu-
miem, dlaczego to zrobiłeś. I jestem ci wdzięczna.
- Naprawdę? Wątpię. - Z powrotem zajął się Jowiszem.
Chciała, żeby na nią spojrzał, ale wydawał się być bardzo pochło-
nięty pracą.
- Co do wczoraj... zastanawiałam się, czy cię nie uraziłam albo... -
urwała i popatrzyła na niego niepewnie.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytał.
- Pewnie bez powodu. Tylko że wydawałeś mi się taki odległy. -
Teraz wszystko zależało od niego.
- Odległy? Pokiwała głową.
- Ostatnio mam mnóstwo spraw na głowie.
- A więc cieszysz się z tego, że jadę do Nowego Jorku? Nie masz
nic przeciwko temu?
- Jasne, że się cieszę. Dlaczego nie miałbym się cieszyć?
Czy miał zamiar odpowiadać pytaniem na każde jej pytanie?
- Tylko się zastanawiałam.
92
S
R
- Jesteś szczęśliwa, prawda? - Popatrzył na nią. - Będziesz ilu-
strowała książki dla dzieci. Twoje marzenie się spełniło.
- Tak, ale może nie powinnam jechać. W każdym razie jeszcze nie
teraz. Mam wyjechać za pięć dni, ale Robbie zdążył już przyzwyczaić
się do tego miejsca i...
- Nie jechać? I zrezygnować z takiej szansy? -Podszedł do Casey i
ujął jej twarz w dłonie. - Jasne, że powinnaś jechać. Będę trzymał za
ciebie kciuki. Wszyscy będziemy.
- Dziękuję. - Jej usta zadrżały, ale zdołała się uśmiechnąć.
- Lepiej już idz. - Opuścił ręce. - Na pewno masz mnóstwo pracy.
Ja też mam sporo roboty.
Casey pobladła, słysząc szorstką nutę w jego głosie.
- Zobaczymy się jutro?- zapytała.
- Raczej nie. Muszę wyjechać, nie będzie mnie przez parę dni.
- Ale chyba zobaczę cię, zanim pojadę, prawda?
Matt pochylił się i potrząsnął przecząco głową.
- Będę bardzo zajęty - powiedział. - Szerokiej drogi.
- Dzięki. - Powoli wychodziła ze stajni. Liczyła na to, że Matt
jeszcze coś powie. Cokolwiek.
Udało się jej jakoś dotrzeć do domu, chociaż czuła się fatalnie.
Przysięgła sobie w duchu, że nie uroni ani jednej łzy z powodu tego
człowieka.
93
S
R
Ta jedna jedyna łza spływająca po jej policzku nie liczyła się.
Obiecała Lisie, że spotkają się w mieście na zakupach. W każdych
innych okolicznościach byłaby zachwycona perspektywą kupowania
nowych ubrań. Teraz stać ją było jedynie na przymierzanie sukienek,
które wybierała dla niej przyjaciółka.
Wyczuwała zdumienie Lisy, ale nie próbowała usprawiedliwiać
swojego braku entuzjazmu. Jak miałaby wytłumaczyć to, czego sama
nie rozumiała?
Próbując wykrzesać z siebie chociaż odrobinę radości z powodu
wyjazdu do Nowego Jorku, Casey spędziła resztę popołudnia na prze-
glądaniu świeżo zakupionych ubrań. Przejechała palcem po morelowej
sukience. Czy podobałaby się Mattowi?
Ze złością wrzuciła sukienkę do szafy. Skoro jego nic to nie obcho-
dzi, to nie. Miała przed sobą wyjątkową szansę, nie mogła jej zaprzepa-
ścić. Tylko dlaczego wciąż zbierało się jej na płacz? Nie musiała długo
zastanawiać się nad odpowiedzią.
Reilly jasno dał jej do zrozumienia, że nie jest nią zainteresowany.
Podsunęła mu tyle możliwości, gdyby chciał, wykorzystałby którąś.
Jęknęła z bólem, kiedy przypomniała sobie jego poranną obojętność.
Nagle postanowiła, że zabierze Robbie'ego do Nowego Jorku.
Nigdy już tu nie wrócą. Nawet myśl o tym, że znów będą musieli
zaczynać wszystko od początku, nie wpłynęła na zmianę jej decyzji.
94
S
R
Nie mogła żyć tak blisko Matta ze świadomością, że on nie odwzajem-
nia jej... miłości.
Następnego dnia powiedziała Lisie o swoich planach.
- Wcale nie chciałam, żeby tak się stało - próbowała wyjaśnić swo-
je uczucia. - Kiedy się zorientowałam, próbowałam go znienawidzić.
Nie wyszło.
- Miłości nie można mieć na zamówienie. - Lisa patrzyła na nią ze
współczuciem. - Jesteś pewna co do Matta? To znaczy co do jego
uczuć?
- Dał mi to jasno do zrozumienia. Lisa zaklęła pod nosem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum