[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strachu. Może to właśnie wówczas matka po raz pierwszy wygłosiła pogląd na temat
mojego poczucia humoru, pogląd, który powtarzała pózniej wielokrotnie z
matczynym zdziwieniem i podziwem, potrząsając przy tym często z przerażeniem
głową.
- Masz (on ma) pokręcony umysł.
Wyraz jeszcze większego oburzenia i osłupienia zobaczyłem na jej twarzy,
kiedy innym razem, patrząc jej prosto w oczy podczas jednego z moich dziecinnych
ataków złości, nazwałem ją bękartem.
Uważałem błędnie, że skoro nie zna zbyt dobrze angielskiego, nie usłyszała
nigdy przedtem tego brzydkiego ulicznego słowa i nie będzie miała pojęcia, co
oznacza, w nie większym przynajmniej stopniu, niż wiedziałem to ja sam.
Przekonałem się natychmiast z przerażeniem, że jestem w błędzie. Zabrakło jej
powietrza i dała chwiejny krok do tyłu. A ja zdałem sobie natychmiast sprawę, że już
nigdy nie chcę zobaczyć na jej twarzy tak głębokiej urazy. Modliłem się, żeby nigdy
nikomu nie powiedziała.
Było jeszcze jedno wydarzenie, które chciałem zachować w tajemnicy. Kręcąc
się samemu po kuchni i jak zwykle czując, że ssie mnie w żołądku, znalazłem w
kredensie główkę czosnku z kilkoma oderwanymi ząbkami. Pomyślałem, że jeśli
zjem jeden albo dwa, na pewno nikt się nie dowie. Wkrótce się dowiedzieli.
Wszyscy. W ciągu najbliższych kilku dni dowiedzieli się nawet ci, którzy mieszkali
po drugiej stronie ulicy.
3. Sea Gate
Sea Gate, leżąca na zachodnim krańcu nadmorskiej brooklyńskiej drzazgi,
przeoranej i wyplutej przez ustępujący lodowiec pod koniec ostatniego glacjału,
pojawi się na kartach tych annałów z racji dwóch pózniejszych i bardziej
dramatycznych wydarzeń - pożaru oraz uczucia - a także domniemanych związków,
jakie łączą ją z dygnitarzem Alfredem E. Smithem, którego obecność odnotowano tu
latem w trzeciej dekadzie tego stulecia. Innym słynnym mieszkańcem Sea Gate był
wcześniej John Y. McKane, polityczny watażka i samozwańczy szef policji Coney
Island, pilnujący, by wszystkie tutejsze sprawy załatwiane były w preferowany
przezeń pokojowy sposób, aż do momentu gdy sam został prześwietlony przez
wyższe władze, następnie zaś oskarżony, osądzony i osadzony.
Plotki o finansowym zaangażowaniu Alfreda E. Smitha w rozwój Sea Gate
mogą być bezpodstawne, on sam jednak istniał naprawdę. Al Smith, wcześniej
bardzo popularny demokratyczny gubernator stanu Nowy Jork, był pierwszym
katolickim kandydatem - niestety przegrał - na prezydenta. Rzadki okaz, z powodu,
jak czytałem, niechęci do wykorzystania swego stanowiska w celu nabicia sobie
kabzy, został w pózniejszym czasie wyzyskany, z racji posiadanych kontaktów i
prestiżu, przez bardziej dalekowzrocznych ludzi, zainteresowanych zyskownymi
inwestycjami w nieruchomościach. Jedną z nich był Empire State Building. Innym
przedsięwzięciem, które przypisuje mu lokalna tradycja, jest założenie
Stowarzyszenia Sea Gate w celu nabycia oraz konsolidacji działek na zachodnim
skraju Coney Island i przekształcenia tego pierwszorzędnego terenu w luksusowe
nadmorskie osiedle, zaglądające skromnie do wejścia nowojorskiego portu, z
Atlantykiem po jednej i spokojnymi wodami zatoki po drugiej stronie. Była to
miejscowość, gdzie prym dzierżyli właściciele domów, zamknięta dla obcych, z
własnymi siłami policyjnymi, strzegącymi bram przy obu wjazdach, i wysokim
ogrodzeniem z siatki, które wzniesiono na granicy prywatnych posiadłości i
pozostałej części Coney Island.
Sea Gate zaczyna się tam, gdzie kończą się promenada i aleje Coney Island.
Ogrodzenie z siatki biegnie daleko, sięgając skraju wody zarówno podczas odpływu,
jak i przypływu, i tworząc barykadę, która manifestacyjnie dzieli tych w środku od
tych na zewnątrz. Jej istnienie bez wątpienia narusza prawo federalne, na mocy
którego morskie plaże stanowią zazwyczaj teren ogólnie dostępny. Latem, w
odległości mniej więcej półtorej mili, na przeciwnym krańcu Coney Island biło serce
sławetnej dzielnicy rozrywek, z miliardami elektrycznych żarówek Luna Parku,
Steeplechase i setkami innych atrakcji. Nowa społeczność Sea Gate odseparowała się
tak skutecznie, jak to było możliwe bez odpłynięcia na pełne morze, od zgiełku
tłumów, a także ich sezonowych rozrywek i ewoluujących obok imigranckich
subkultur.
Podobnie jak w innych znanych mi miejscach, powołanie  stowarzyszenia
oznacza jego dyktat wobec wcześniejszych mieszkańców w celu ograniczenia kręgu
posiadaczy i ustalenia warunków najmu zgodnych z wymaganiami aktualnie
urzędującego zarządu. Z początku prawdopodobnie nie akceptowano tam %7łydów
ani Włochów. Siatka przecinająca plażę i aleje oraz policjanci przy wjezdzie byli
oczywiście nie po to, by zatrzymać mieszkańców w środku, lecz aby nie wpuszczać
wścibskich wędrowców z zewnątrz. Stanowili również element stałej i niezbyt
subtelnej semiotyki podziału klasowego. Zakaz zakładania wszelkiego rodzaju
sklepów prócz względów estetycznych wynikał z dość chłodnej determinacji
wczesnych osadników, pragnących zdystansować się od niemal wszystkiego, co
istniało na Coney Island, i całkowicie uniezależnić od usług, które można było
znalezć na zewnątrz. W Sea Gate nie było ani jednego sklepu, gdy niczym Kolumb w
Indiach Zachodnich albo krępy Cortez u szczytu swojej sławy w Darien,  odkryłem
ten nowy świat; niewygody, jakie musiały cierpieć rodziny, które tam poznałem,
były liczne i dokuczliwe. Bóg jeden wie, co robili ci wcześni osadnicy, kiedy bolała
ich głowa albo chcieli przyciąć włosy. Aspirynę można od biedy przynieść w
kieszeni, ale nie schowa się przecież do kieszeni fryzjera, a mieszkańcy Sea Gate z
całą pewnością nie wybraliby się na Coney Island, aby skorzystać z usług Maxa, ojca
Danny ego Byka. Dojeżdżając tam, na lato lub jako stali mieszkańcy, musieli zabrać
ze sobą dużo rzeczy niezbędnych do życia, a nie jezdzili przecież metrem ani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum