[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, synku, słucham cię - powiedziała z roztarg-
nieniem. - Opowiesz mi wszystko, kiedy zaniesiemy te
rzeczy do cioci Luli. Kupiłam ciastka do opiekania, co
ty na to?
Jake chciał jeszcze coś powiedzieć. Podszedł bliżej, tak
blisko, że widział siwe pasma wplecione w złoto jej włosów.
Dawid przyglądał mu się uważnie. Jego wzniesiona buzia
była w tej chwili podobna do twarzy matki, tylko cerę miał
ciemniejszą. Jake pochylił się tak, że jego oczy znalazły się
na wprost oczu dziecka.
- Musisz zaopiekować się mamą, Dawidzie. Ma za sobą
przykre przeżycie, każdy by się przestraszył.
- Moja mama umie pływać - zareplikował chłopiec
ostro. - Ona by się nie utopiła, nawet gdyby jej pan nie wy-
ciągnął ze stawu. Ja bym ją uratował.
- Wiem, że zrobiłbyś to na pewno. Tak się złożyło, że
ja byłem bliżej. Kiedy kobieta potrzebuje pomocy,
S
R
mężczyzna musi robić, co do niego należy. - Jego głos zni-
żył się jeszcze bardziej. - Ona ma dużo szczęścia, że ma
takiego syna. Oboje macie więcej szczęścia, niż sądzicie.
Libby stała, patrząc za oddalającą się ciężarówką. Potem
samochód przesłoniła grupa sosen, ale srebrny błysk widać
było jeszcze przez jakiś czas, póki Jake nie wyjechał przez
odległą bramę z posiadłości. Po chwili zniknął całkiem z
pola widzenia.
- Mamo! - Dawid ciągnął ją za połę flanelowej koszuli. -
Złapałem naprawdę dużą rybę! Wujek Calvin trochę mi po-
mógł, na samym końcu, ale mówił, że podciągnąłem ją bar-
dzo dobrze. Jeffie złapał dwie małe rybki, ale chciałbym
zjeść tę moją na kolację. Dobrze?
Jake popił wodą dwie tabletki aspiryny i popatrzył na bu-
telkę whisky. Wcale go do niej nie ciągnęło; trochę się tym
zdziwił. Kilka lat temu tyle razy próbował za pomocą whi-
sky uciec od tego, od czego nie było ucieczki. I nie swojej
silnej woli zawdzięczał to, że w końcu przestał pić. Wybór
wtedy miał tylko jeden: pożyć jeszcze trochę na tym świecie
albo się wykończyć.
Teraz whisky też nie mogła mu pomóc, tak jak nie po-
mogła wtedy. Prawdę mówiąc, nie bardzo miał ochotę przy-
znać, że ma jakikolwiek problem i potrzebuje pomocy.
Odsuwając dręczące go myśli, gwałtownym gestem
zwrócił się w stronę rozłożonych na stole kalkulacji przy-
szłych zleceń. Oglądał je już od godziny, próbując skupić się
na kolumnach cyfr. Mogliby sporo zarobić, włączając się w
budowę nowej autostrady międzystanowej. Byli niewielką
firmą, raczej mało znaną.
S
R
Wejdą do przetargu z jednym z największych kom-
binatów budowlanych w okolicy.
Dopiero rozkręcali z Bostikiem ten mały, własny interes.
Musieli zadowalać się niewielkim zyskiem dla siebie, każdy
możliwy grosz pakując w sprzęt i wyposażenie załogi. Obaj
umieli stawiać czoło problemom, zresztą przy wszelkich
planach brali je pod uwagę.
Teraz będą mieli dużo roboty, i również teraz Jake po-
trzebował czegoś, co pochłonęłoby go bez reszty.
Ciekawe, czy Libby została u wujostwa? Czy znów nie
wpadła do stawu? Jeśli się przeziębi, może pomyśleć, że on
się do tego przyczynił.
Surowe rysy twarzy Jake'a rozjaśnił na chwilę chłodny
uśmiech. Obracał ołówek między palcami, patrząc przez
okno na brzydką ścianę magazynu, zbudowanego z surowej
cegły. Miał jeszcze sporo roboty. Gdyby nie zwagarował w
czasie weekendu, pewnie teraz by ją kończył.
Nie, wagary to za słabe określenie. Wagary to drobna
sprawa bez poważniejszych konsekwencji. Tymczasem to,
co zrobił, było tak cholernie głupie... Sam się dziwił, że był
do tego zdolny. Gdyby jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że
tej kobiety powinien unikać. Od razu zwrócił na nią uwagę.
Nieznajoma z drugiego końca sali, pomiędzy nimi obcy
tłum... tylko że wówczas ta nieznajoma była zamężna iw
zaawansowanej ciąży. On dopiero co pożegnał wtedy Cass i
Johnny'ego i zamierzał jak najszybciej być znowu razem z
nimi.
Libby Porter. Może spotykał ją kiedyś w szkole, ale tego
nie pamiętał. Potem, na tej dobroczynnej imprezie, i jeszcze
pózniej, na balu absolwentów, czuł, że to dziwne przyciąga-
nie może być niebezpieczne. Zdawał sobie sprawę, że mu
S
R
ulega, i już wtedy powinien był uciec od Libby, gdzie pieprz
rośnie.
A co zrobił? Poszedł z nią do łóżka. Najpierw był z nią
na rodzinnym pikniku przy ognisku. Wyłowił ją ze stawu. A
potem poszedł z nią do łóżka!
Na miłość boską, ta kobieta już nie jest nastolatką i po-
winna mieć więcej doświadczenia.
Tu właśnie był pies pogrzebany. Libby nie miała żadnego
doświadczenia. Była tyle lat zamężna, miała dziecko, ale
była zupełnie zielona. Nie umiała nawet ukrywać swoich
uczuć! W jej oczach było widać wszystko, jasno i wyraznie.
Wydawało jej się, że jest w nim zakochana. Nie to jednak
było istotne. Potrafiła jakoś przekonać samą siebie, mimo
zupełnego braku zachęty z jego strony, że on też ją kocha.
Myliła się. To, co miał do zaoferowania w sferze uczuć, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum