[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oto nagroda dla zwyciężczyni - oznajmiła, unosząc w powietrze butelkę Cristala i
przeskakując lodowatym wzrokiem z Marin na Jake'a i z powrotem. - Domyślam się, że
swoją prawdziwą nagrodę otrzymasz później, w zaciszu waszej sypialni - dodała z ci-
chym chichotem.
W tym momencie Marin naprawdę miała ochotę ją spoliczkować.
- Diano - odezwał się Graham wyjątkowo poważnym tonem. - Twoja zbędna uwa-
ga sprawiła, że panna Wade czuje się zakłopotana.
- Och, nie przesadzajmy - odrzekła. - To dorosła kobieta, która na pewno umie do-
cenić trafny, dowcipny komentarz. Tak czy inaczej, okazuje się, że nasza syrenka jest
wbrew pozorom dość wyjątkową istotą, nieprawdaż, Jake?
Jake spojrzał na swoją byłą kochankę z kamienną miną.
- Owszem - potwierdził. - Marin bezustannie zapiera mi dech w piersi. Żadnej innej
kobiecie nigdy się to nie udało.
Uśmiech Diany ani drgnął. W jej oczach widoczne było jednak prawdziwe cierpie-
nie, jakby przed chwilą Jake złamał jej serce.
Marin wzięła od niej swoją nagrodę, niemal bezgłośnie mówiąc „dziękuję". Może
ona rzeczywiście jest zakochana w Jake'u? - pomyślała nagle. W tej chwili współczuła
Dianie. Świadomość, że pragniesz kogoś niedostępnego, nieosiągalnego, i że żaden inny
mężczyzna nie przyniesie ci spełnienia i szczęścia, jest przecież istną torturą, czystą ago-
nią. Koszmarem, który czasem nigdy się nie kończy.
Czymś, czego nigdy, przenigdy nie chcę zaznać! - zarzekła się Marin. Od razu jed-
nak usłyszała w głowie prześmiewczy głos: w takim razie dlaczego go pocałowałaś?
Twoja rola tego nie wymagała. Nie musiałaś zareagować na jego pocałunek, odpowie-
dzieć na niego z taką obłędną pasją...
- Chodź, kochanie - odezwał się Jake, przerywając jej rozmyślania. Owinął ją ręcz-
nikiem niczym sarongiem i dodał łagodnym tonem: - Musimy wziąć prysznic i się prze-
brać. Zbliża się pora lunchu.
Marin oddała mu butelkę, wsunęła stopy w sandałki i na wciąż miękkich nogach
ruszyła u jego boku w kierunku domu.
- Zamoczyłam twoje ubranie.
- Nic mu nie będzie - odparł.
- Celowo wspomniałeś o prysznicu, prawda? - zapytała niepewnie. - Tylko po to,
żeby uwierzyli, że jesteśmy razem... tak?
- Tak, tylko po to. Nie masz się czego obawiać - mruknął.
Marin poczuła nie do końca to, co chciała poczuć.
- Jak ci poszła rozmowa z panem Halsayem? - spytała, by zmienić temat.
- Nadzwyczaj dobrze. - Jego usta, których smak Marin nadal czuła na swoich war-
gach, ułożyły się w lekki uśmiech. - Śmiem twierdzić, że spora w tym twoja zasługa.
Bardzo przypadłaś mu do gustu. Z tego, co zauważyłem, i ty być może również, Graham
ma do ciebie ojcowski stosunek. - Po chwili dodał: - Zaprosił mnie na partyjkę golfa. Je-
dziemy po lunchu. Wybierzesz się z nami?
- Nie, nie chcę i nie powinnam. Mamy udawać kochanków, a nie papużki nieroz-
łączki.
Jake wzruszył szerokimi ramionami.
- Jak sobie życzysz. Muszę cię jednak ostrzec. Diana po lunchu organizuje mecz
krokieta. Będzie się domagać rewanżu za poranną porażkę.
- Bez obaw. Pójdę na spacer do miasta.
- Do zobaczenia wieczorem.
Rozeszli się do swoich pokojów, wcześniej jednak Marin oddała Jake'owi swoją
nagrodę, mówiąc, że i tak nie doceniłaby smaku tego luksusowego trunku. Przede
wszystkim jednak nie chciała trzymać w pokoju symbolu zwycięstwa, którego, jej zda-
niem, wcale nie odniosła. To wszystko - łącznie z niesamowitym, słodkim pocałunkiem -
było przecież jednym wielkim kłamstwem.
Tak, Lynne rzeczywiście ma nieskazitelny gust, pomyślała Marin, patrząc na zielo-
ną niczym liście róży sukienkę z tafty, którą po chwili włożyła i jeszcze bardziej utwier-
dziła się w tym przekonaniu. Intensywny kolor wspaniale kontrastował z jej kremową
cerą, lśniący materiał dodawał szmaragdowego błysku jej orzechowym oczom. Nato-
miast gorsetowy krój zarazem podkreślał to, co ledwie zakrywał. Mój Boże! - pomyślała,
niemal dławiąc się śmiechem - pierwszy raz w życiu mam biust! Włosy postanowiła po-
zostawić rozpuszczone; spływały lśniącymi kaskadami na jej nagie ramiona, pełniąc w
pewnym sensie funkcję kotary, za którą czuła się bezpieczniej. Wsunęła stopy w zielone
sandałki na wysokim obcasie, a w dłoń chwyciła dopasowaną kolorystycznie kopertów-
kę.
O umówionej godzinie wyszła z pokoju. Czas znowu udawać, pomyślała. Tym ra-
zem jednak nie do końca była pewna, kogo chce oszukać. Najbardziej niewygodna była
myśl, że być może przede wszystkim siebie samą.
Zapukała do drzwi Jake'a, które po chwili się uchyliły. Przed oczami Marin stanął
zapierający dech w piersi widok. Jake Radley-Smith w wytwornym, wieczorowym garni-
turze prezentował się tak diablo bosko, że aż przełknęła głośno, zanim zdołała wy-
krztusić z siebie zdawkowe powitanie. On natomiast przesunął powoli wzrokiem po ca-
łym jej ciele i wyszeptał:
- Muszę dać Lynne nie tylko podwyżkę, ale i sowitą premię. - Na usta Marin za-
błąkał się kruchy uśmiech. - Wyglądasz prawie tak pociągająco, jak wtedy, w ręczniku...
- Wolałabym zapomnieć o tamtym wieczorze.
- A ja wprost przeciwnie - odparował niskim, zmysłowym tonem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum