[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sznur zrobił się wiotki, Marza była już w łodzi. Gene ześlizgnął się po drugiej linie, czując nieznośny
ból w zranionym ramieniu, i z głuchym łoskotem runął do łódki. Siwara odcięła sznur, a szalupa
odpłynęła od statku. Księżniczka uniosła wiosło i położyła na jego uchwycie dłoń Marzy.
 Marzo, musisz wiosłować ze mną  powiedziała, biorąc drugie wiosło.  Gene nie jest w stanie ze
swym zranionym ramieniem! Marza!  uniosła głos.  Słyszałaś mnie? Wiosłuj!
Marza mechanicznie wsunęła wiosło w dulkę i zaczęła na nie napierać. Siwara dostosowała swoje
ruchy do tempa staruszki, kierując łódz w stronę Nanich.
Ogień rozlał się po burcie statku, dosięgnął szalupy i otoczył ją jak gdyby zasłoną. Gene siedział na
dziobie, trzymając rękę na obandażowanym ramieniu, które znów zaczęło krwawić. Próbował
wzrokiem przeniknąć ogień. Yanuk siedział przy sterze, pogrążony w myślach.
Flota Kof opuściła żagle. Od strony portu Nanich zbliżała się mała armada Siwary.
Wkrótce zmierzą się w walce. Przewaga była, niestety, po stronie Kof.
Gene z podziwem pokiwał głową. Bez względu na to, jakie mieli szanse, mieszkańcy Nanich byli
zdecydowani bronić swej ojczyzny!
Aódz sunęła między statkami Kof. Nie zwracano na nią większej uwagi. Była to przecież tylko
płonąca szalupa ze statku Siwary. Nie miała żadnego znaczenia, przynajmniej do-póki nie groziła
przerzuceniem ognia na któryś z okrętów. %7łołnierze Kof byli zajęci przygoto-waniami do bitwy.
Płonąca łódz dryfowała cały czas w stronę portu w Jolaise. Siwara była zmęczona, ale nie oddała
wiosła Gene'owi. Marza nie miała takich skrupułów i pozwoliła mu wiosłować, usuwając się na
bok, by mógł zająć jej miejsce. Strach całkowicie ją ogłupił. Jednak po kilku uderzeniach wiosłem
Gene musiał się poddać i Marza zaczęła wiosłować równie chętnie, jak przedtem przestała.
Wreszcie opuścili szeregi statków Kof. Okręty Nanich były już blisko, płonąca łódz
zrobiła łuk, by je wyminąć.
Dopiero wtedy płomienie przygasły. Yanuk westchnął ciężko i zrobił kilka głębokich oddechów, z
dumą klepiąc się po piersi.
 No, udało mi się. Ale czuję się tak, jakby moja głowa miała za chwilę gdzieś odlecieć.
Siwaro, teraz mogę wiosłować.
Księżniczka przysunęła się do Gene'a i otoczyła go ramionami. Aódz nadal płynęła do portu.
Obejrzeli się za siebie.
Statek Siwary nie płonął już. Nie widzieli go, bo zasłaniały go okręty Kof, ale nie było widać już nad
nim dymu ani łuny pożaru. Obie floty znajdowały się już blisko siebie. Garstka okrętów Siwary
robiła duże wrażenie. Gdyby tylko mieli ich trochę więcej!
Port był już blisko, jego nabrzeża zapełnili szczelnie przypatrujący się ludzie. Rozpoczęła się bitwa
na morzu. Słychać było słabe trzaski napierających na siebie statków. Na jednym z okrętów Kof
wystrzelił czerwony płomień...
XV
Kiedy uciekinierzy dotarli do przystani Nanich, księżniczka była kompletnie przemo-czona i
wyczerpana. Szła na chwiejnych nogach, odziana w zniszczoną zbroję, obejmując ramieniem Gene'a,
który sam nie czuł się zbyt pewnie. Otoczył ich tłum żołnierzy, jakieś głosy docierały do zmęczonych
uszu rozbitków, ale nie odróżniali poszczególnych słów. Wycią-
gnięto na brzeg Marzę; spoglądała na wojowników Nanich nieprzytomnym wzrokiem. Na końcu
wysiadł Yanuk. Ludzie napierali na niego, gapiąc się wytrzeszczonymi oczami. On również, choć
zmęczony, przypatrywał się im z zainteresowaniem.
Wysoki mężczyzna wydał głośno jakieś rozkazy. Podniósł Siwarę jak dziecko i przeniósł ją przez
tłum. Za nim postępowało dwóch żołnierzy, podtrzymujących Gene'a. Potem szła Marza,
przypominająca niezbyt urodziwą żywą kukłę. Pochód zamykał Yanuk. Jego znu-
żenie było raczej umysłowe niż fizyczne, więc nie potrzebował niczyjej pomocy.
Minęli barykady i dotarli do bulwaru. Jolaise było rzeczywiście białym miastem, jego kamienne
budowle ozdabiały liczne rzezby.
Szeroką ulicą nadjeżdżał wóz pełen żołnierzy. Ciągnęły go zwierzęta, które mogły być (lub nie)
końmi; bardzo przypominały także renifery. Mężczyzna niosący Siwarę wszedł na jezdnię, zatrzymał
pojazd, krzyknął do wojowników, by wysiedli, bo oto stoją przed swoją władczynią.
Kiedy Siwara, a razem z nią Gene, Yanuk i Marzą, znalezli się już na wozie, księżniczka zapytała:
 Mordin, czy zabierasz mnie do pałacu?
Przytaknął jej.
Potrząsnęła głową.
 Nie. Chcę jechać do domu Kasela. To wysoki budynek i stoi bliżej morza, z dachu będziemy mogli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum