[ Pobierz całość w formacie PDF ]

%7ładnej odpowiedzi. Czekał. Nic więcej, dzwoniący się rozłączył. A Dupin natychmiast się dobudził.
Na moment zastygł bez ruchu.
Zanim zdążył zebrać myśli, komórka rozdzwoniła się ponownie.
 Gdzie pan jest, panie komisarzu?
 Ja& Nolwenn?
 Słucham.
Potrzebował chwili, żeby dojść do siebie.
 Co pani mówi nazwa Medimare?
 Hm, zupełnie nic.
A więc firma nie była znana.
 Właśnie dostałem anonimowy telefon.
 Aha?
Ucieszył się, że może o tym opowiedzieć, zdarzenie nabierało w ten sposób realnych kształtów.
 Minutę temu ktoś zadzwonił i powiedział, żebym się przyjrzał firmie Pajota i Konana, Medimare,
i Institut Marine de Concarneau. On&  coś mu przyszło do głowy.  Skąd miał mój numer?
 Wczoraj wieczorem, zanim wyszłam, przestawiłam połączenia z pańskiego numeru w komisariacie
na komórkę, zawsze tak przecież robimy w nocy w czasie dochodzenia. Prawdopodobnie zadzwonił na
komisariat. Ten numer jest powszechnie dostępny.
 Niech pani to sprawdzi.
Wciąż jeszcze nie mógł się otrząsnąć po tym dziwnym telefonie.
 Zaraz się dowiemy. Ale na pewno dzwonił z zastrzeżonego numeru.
No tak, nikt nie byłby taki głupi.
 Nie znam nazwy Medimare, ale to z pewnością jedna z firm, o których mówiłam wczoraj. Zaraz to
zweryfikuję. Co pan sądzi o tej informacji? Brzmi bardzo niejasno.
 Nie mam pojęcia. Ale musimy się natychmiast dowiedzieć wszystkiego.
Anonimowy rozmówca powiedział rzeczywiście cholernie mało. A jednak. To była jakaś
wskazówka. Jeśli interesy tych dwóch były podejrzane i jeśli narobili sobie wrogów, mogłoby to
oznaczać możliwy motyw. A przecież zdarzało się, że ludzie przekazują informacje anonimowo. Ale
zdarzało się też, że takie telefony nie znaczyły nic ponad podłe żarty osób niezaangażowanych. Albo
okazywały się celowym wprowadzeniem w błąd.
 A głos? Wydał się panu znajomy?
 Nie. Został zmieniony. Chociaż nie bardzo profesjonalnie.
 Męski?
 Tak.
 Institut Marine jest panu znany, prawda?
 Tak. To znaczy wiem tyle co wszyscy.
Mieszkanie przekazane mu przez miasto dzieliło od Instytutu mniej więcej sto metrów. Gdy stał na
swoim wąskim balkonie i patrzył na morze, widział go tuż po prawej. Instytut miał też od jakiegoś czasu
oddział po drugiej stronie portu, na rive gauche. Instytut biologii morza, szczerze mówiąc, nie wiedział
nic więcej.
 To najstarsza instytucja badawcza tego typu na świecie. Co oczywiście nie jest przypadkowe.
Bretońska!
Oczywiście.
 Cieszy się wielkim uznaniem, pracuje tu liczne grono renomowanych uczonych. Szefem jest
profesor Yves De Berre-Ryckeboerec.
 Berk-Rib& ?
 Profesor Yves De Berre-Ryckeboerec.
To była zbyt kategoryczna forma stopniowania: gdy skomplikowane bretońskie nazwiska łączyły się
w nazwiska podwójne.  Dyrektor Instytutu , zapisał w notesie.
 Ma biuro w głównym budynku? Tam gdzie marinarium?
W Instytucie znajdowało się niewielkie, ale starannie wyposażone akwarium, nie do porównania
z oceanarium w Breście. Lubił je, mimo że nie było pingwinów. Wybrał się tam dopiero trzy, cztery
tygodnie temu. Poszedł na wystawę, której sens natychmiast trafił mu do przekonania, całe miasto było
oklejone wielkimi plakatami:  Rybo na moim talerzu  jak się nazywasz? . Chodziło o liczne miejscowe
gatunki, które można było dostać u lokalnych handlarzy i w restauracjach. Wystawa pokazywała, jak
wyglądają żywe, w swoim naturalnym środowisku, zanim wylądują na talerzu. Ta niewiarygodnie
kolorowa mnogość zaskoczyła go i zadziwiła.
 Przypuszczam, że tak. Sprawdzę to.
 Tak. Proszę się odezwać.
 Co pan teraz zrobi?
 Zobaczę.
Rozłączył się.
Czy miał potraktować poważnie ten anonimowy telefon? Instynkt mówił mu, że tak.
Przynajmniej czuł się nieco lepiej, kofeina działała. Le Ber i Labat byli już w drodze na lotnisko.
Miał zamiar polecieć z nimi, najpierw jeszcze raz pomówić z Solenn Nuz, potem z instruktorką
nurkowania. Z drugiej strony chciał zamienić słowo z merem Fouesnant. I z lekarzem z Sainte-Marine,
najwyrazniej był jednym z ostatnich, którzy rozmawiali z Konanem. Miał wiele pilnych pytań.
Sięgnął po telefon.
 Le Ber?
 Tak, szefie?
 Lećcie beze mnie. Dojadę. Złożę krótką wizytę w Institut Marine. A wy zabierzcie się do tego, co
ustaliliśmy wczoraj. Proszę o natychmiastową informację, jeśli pojawi się coś interesującego. Obojętnie
co. Wiecie, że chodzi o każdą drobnostkę, o wszystkie okoliczności, nawet te pozornie najmniej znaczące.
 Jasne.
Le Ber najpewniej znał te zalecenia na pamięć. Ale nigdy nie sprawiał wrażenia zrezygnowanego.
 Badanie i wydobycie łodzi Pajota, kto to nadzoruje? Goulch?
 Z pewnością tak. Jak się pan dostanie na Glenany?
 To się okaże. Odezwę się.  Już miał się rozłączyć, ale jeszcze rzucił:  Le Ber, niech pan poczeka.
 Tak, szefie?
 Jeszcze jedno, chciałbym się jak najszybciej dowiedzieć, jak wygląda sprawa ze spadkiem po
Lucasie Leforcie. Czy madame Lefort odziedziczy wszystko. I niech pan jeszcze raz porozmawia z jej
asystentką.
 O czymś konkretnym?
 Lucas Lefort chciał w przyszłym tygodniu pożyczyć jakąś łódz transportową. Niech pan się temu
przyjrzy. I niech pan zapyta, co ją przywiodło na Glenany. Niech panu opowie swoją historię.
 Swoją historię?
 Właśnie.
Te dwa pytania, między wieloma innymi, przemknęły mu jeszcze wczoraj przez głowę.
Skończyli rozmawiać, Dupin wziął notes i długopis, położył na czerwonym plastikowym talerzyku
dziesięć euro i wyszedł z Bulgare.
Jego samochód, stary, kanciasty, masywny citroen XM, który kochał i którego wbrew poleceniom
prefektury nie zamienił na nowe auto służbowe, stał dosłownie przed drzwiami. Słońce wzeszło
i zatłoczona Route Nationale, biegnąca w stronę Concarneau dziesięć, piętnaście metrów od niego, ginęła
na wschodzie w jaskrawym, pomarańczoworóżowym niebie.
Była punkt ósma. Dyrektor przyszedł niemal równocześnie z Dupinem. Dzień pracy naukowców
zaczynał się wcześnie.
Po szacownym budynku z ciemnoszarego kamienia znać było sto dziesięć lat, które przetrwał, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum