[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapomniaÅ‚a o tym mężczyznie. Książę Montéz byÅ‚ miÅ‚oÅ›ciÄ… jej życia. Choć dobrze wie-
działa, że u jego boku nie mogło być dla niej miejsca, głupie serce wciąż snuło roman-
tyczne marzenia.
Nie powiedziała mu o ciąży. Zbyt dobrze pamiętała raniące słowa, które padły
między nimi, kiedy się rozstawali. Leon nie chciał dziecka i nie ponosił odpowiedzialno-
ści za sytuację, w jakiej Cally się znalazła. Uznała więc, że nie zasłużył na to, by rujno-
wać mu życie taką wiadomością. Nie próbowała szukać z nim kontaktu, choć dni bez
niego, nawet najpiękniejsze, zdawały jej się beznadziejnie szare. Poza tym była mu win-
na przeprosiny. Przed kilkoma tygodniami wszystkie plotkarskie pisma drukowały na
pierwszej stronie wiadomość o narodzinach pierworodnego syna Torii Montailler, wdo-
wy po księciu Girardzie. Zliczny chłopczyk miał skórę koloru czarnej kawy z kroplą
mleka, a dumny i szczęśliwy ojciec, zawodowy futbolista, pozował do zdjęć wraz ze
swoją partnerką i dzieckiem. A więc Leon nie miał nic wspólnego z tą sprawą, dokładnie
tak, jak mówił. Autentyczne przerażenie, które odmalowało się na jego twarzy, kiedy się
dowiedział, że Toria jest w ciąży, musiało wynikać z jego organicznej niechęci do posia-
dania dzieci...
Gdyby ona stanęła przed nim i powiedziała, że nosi jego dziecko, zobaczyłaby na
jego twarzy szok i odrazę. A tego by nie zniosła.
Opiekuńczym gestem położyła dłonie na brzuchu i uśmiechnęła się bezwiednie,
kiedy poczuła kopnięcie dziecka, nieśmiały, figlarny dotyk, który zdawał się mówić, że
nie jest sama i nie powinna się martwić. Oczywiście, że się nie martwiła. Macierzyństwo
było wspaniałym doświadczeniem i nie zrezygnowałaby z niego za nic na świecie.
R
L
T
- Czy miejsce obok pani jest wolne?
Oddech w jej krtani zamienił się w palący płomień, każdy nerw ciała zadrżał, jak
porażony prądem. Ten głos... rozpoznałaby go zawsze i wszędzie.
Leon.
- Co tu robisz? - wyjąkała, podnosząc na niego spłoszone spojrzenie i odruchowo
przysunęła się bliżej do stolika, żeby ukryć krągłość brzucha, której nie maskowały już
ubrania.
- Byłem u ciebie w pracy. Pewna uczynna koleżanka powiedziała mi, gdzie mogę
cię znalezć. Podobno to twoja ulubiona knajpka.
- Tak, jada się tu po królewsku. - Uśmiechnęła się niepewnie. - Siadaj i powiedz
mi, co cię sprowadza do Paryża.
- A jak myÅ›lisz, chérie, co takiego mogÅ‚o mnie tu sprowadzić? - powiedziaÅ‚ powo-
li, mierzÄ…c jÄ… mrocznym, przenikliwym spojrzeniem.
Czyżby... wiedział? Nie. Niemożliwe, powtarzała sobie. Skąd mógłby wiedzieć?
Nawet swojej siostrze nie powiedziała jeszcze, że spodziewa się jego dziecka.
Leon z trudem powstrzymał się, żeby nie zgrzytać zębami. Czy ta kobieta miała go
za skończonego durnia? Naprawdę myślała, że jeśli schowa się za stolik, on niczego nie
zauważy? Nawet gdyby nie widział zdjęć z otwarcia wystawy, które nie pozostawiały
żadnych wątpliwości co do jej stanu, wystarczyłoby mu jedno spojrzenie na nią w tej
chwili, by odgadnąć prawdę. Wyraznie rozkwitała. Choć jej twarz była odrobinę zbyt
blada, oczy zdawały się świecić własnym światłem. Malował się w nich nowy, rozma-
rzony wyraz, jakby nosiła w sobie tajemnicę, która nie przestawała jej zachwycać. Jej
kształty stały się pełniejsze, a gesty nabrały spokoju i dostojeństwa.
Usiadł powoli, w milczeniu, nie spuszczając wzroku z kobiety, która nosiła jego
dziecko.
Nie miał najmniejszych wątpliwości, że to on jest ojcem. Mógł oskarżyć Cally o
wiele rzeczy, ale na pewno nie o rozwiązłość. Zresztą, naprawdę trudno by jej było zna-
lezć innego kochanka, gdy przebywała w jego pałacu.
Gdy poprzedniego dnia zobaczył w  Le Figaro" zdjęcia towarzyszące artykułowi o
odrestaurowanych obrazach Rosettiego, na których doktor Cally Greenway prezentowała
R
L
T
się ślicznie w szmaragdowej sukience z podwyższoną talią, podkreślającą jej brzuszek,
krągły jak dojrzewający owoc, opanowała go dzika furia. Była w ciąży. I nie uznała za
stosowne poinformować go o tym fakcie. Ta mała, podstępna... chwileczkę. Coś się nie
zgadzało. Gdyby Cally zaszła w ciążę podstępnie, po to, żeby zapewnić sobie wiele lat
życia w luksusie i próżniactwie, już dawno stawiłaby się przed nim i oświadczyła, że jest
matką następcy tronu. A potem, w zależności od jego reakcji, łzami wymogłaby na nim
zaręczyny lub szantażem - sumę pieniędzy, która skłoniłaby ją do wycofania żądań. Ona
jednak zachowała się zupełnie zaskakująco. Układała sobie swoje skromne życie w Pary-
żu i najwyrazniej nie miała zamiaru w ogóle powiedzieć mu o dziecku.
- Zamówiłam naleśniki. A ty, na co masz ochotę? - odezwała się, wyraznie zanie-
pokojona przedłużającym się milczeniem.
- Niech pomyślę - udał, że się zastanawia. - Chyba na solidną porcję wyjaśnień.
- Słucham? - wyszeptała, spłoszona.
- Chciałbym wyjaśnień - powtórzył cierpliwie. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że
będziemy mieli dziecko?
Zamarła, jak przerażone zwierzątko, któremu odcięto wszystkie drogi ucieczki.
- Jak się dowiedziałeś?
- Na pewno nie w taki sposób, jak bym chciał.
Spuściła oczy, a jej policzki pokrył rumieniec wstydu.
- Zdaję sobie sprawę, że miałeś prawo wiedzieć od początku - powiedziała ze skru-
chÄ….
- Więc dlaczego milczałaś?
- Bo wiedziałam, że nie chcesz dziecka. - Splotła palce tak mocno, że aż pobielały.
- A ta ciąża jest wynikiem... mojej nieostrożności.
Leon patrzyÅ‚ na niÄ…, zamyÅ›lony. Przed czterema miesiÄ…cami, na Montéz, czuÅ‚ siÄ™
dotknięty tym, że mu nie ufa. Czy teraz, kiedy sytuacja się odwróciła, on potrafił zaufać
jej? Tak, zdecydował. Zaufa jej, mimo wszystko. Oby tylko się nie mylił co do tej kobie-
ty, ponieważ, choć nie miała o tym pojęcia, w jej rękach spoczywał los jego kraju.
- Wpadka to ludzka rzecz. - Wyciągnął rękę i pogłaskał jej kurczowo splecione, lo-
dowate dłonie.
R
L
T
Poderwała głowę. Oczy miała okrągłe ze zdziwienia, jakby ostatnimi rzeczami,
których się po nim spodziewała, były czułość i zrozumienie.
Zrobiło mu się wstyd. Aż bał się pomyśleć, jakby ją potraktował, gdyby wcześniej
przyszła do niego i powiedziała mu o ciąży.
- Tak. To było... całkowite zaskoczenie - szepnęła.
- A jednak postanowiłaś urodzić dziecko.
- Oczywiście. - Wyprostowała się z godnością, a jej oczy zalśniły ostrzegawczo. - I
nie waż się sugerować mi, bym postąpiła inaczej.
- Nie miałem nic takiego na myśli. - Wciąż głaskał jej zaciśnięte palce. - Chciałem
tylko powiedzieć, że nie planowałaś tego dziecka, ale kiedy okazało się, że jest w drodze,
zapragnęłaś go. Prawda?
- Prawda. - Powoli rozluzniła dłonie, pozwoliła, by splótł palce z jej palcami.
- Dlaczego nie pomyślałaś, że ja mogę poczuć to samo co ty? Nie chciałem żad-
nych zobowiązań, to fakt. Nie czułem się gotowy do założenia rodziny. Moje życie już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum