[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdawać sobie sprawę, że gdyby w tej chwili zaczęli rozmawiać, czar mógłby prysnąć.
Szli dalej w przyjaznym milczeniu. Adrienne z każdym krokiem zyskiwała większą
pewność, że chce spędzić z nim więcej czasu. Ale nie było w tym nic dziwnego, prawda? On jest
sam, ona również, samotni wędrowcy, którym sprawia przyjemność spacer po pustej piaszczystej
płazy w położonej nad oceanem miejscowości o nazwie Rodanthe.
* * *
Po powrocie do domu weszli oboje do kuchni i zdjęli kurtki. Adrienne powiesiła swoją na
wieszaku przy drzwiach, razem z szalikiem. Paul umieścił swoją obok.
Adrienne stuliła dłonie i podniosła do ust, ogrzewając je oddechem. Zauważyła, że Paul
spojrzał na zegar, następnie powiódł wzrokiem po kuchni, jak gdyby się zastanawiał, czy ich
wspólny wieczór dobiegł już końca.
- Co powiedziałbyś na coś gorącego do picia? - zaproponowała spiesznie. - Mogę
zaparzyć świeży dzbanek kawy bezkofeinowej.
- A masz może herbatę? - spytał.
- Chyba gdzieś tu widziałam. Zaraz sprawdzę.
Przeszła przez kuchnię, otworzyła szafkę obok zlewozmywaka, po czym odsunęła na bok
różne artykuły, zadowolona, że nadarza się okazja, żeby spędzili razem trochę więcej czasu.
Znalazła na drugiej półce pudełko herbaty Earl Grey i gdy się odwróciła, żeby mu pokazać, Paul
pokiwał głową z uśmiechem. Okrążyła go, by wziąć czajnik. Nalewając wodę, miała
świadomość, jak blisko siebie stoją. Kiedy czajnik zagwizdał, napełniła dwie filiżanki i poszli do
salonu.
Zajęli swoje dawne miejsca w fotelach bujanych. Wygląd pokoju zmienił się, gdy słońce
zaszło. W ciemności zrobiło się w nim przytulniej, zaciszniej.
Przez kolejną godzinę rozmawiali o tym i owym, popijając herbatę. Była to swobodna
rozmowa przypadkowych znajomych. Jednakże w miarę upływu czasu, gdy wieczór się kończył,
Adrienne zdała sobie sprawę, że zwierza się Paulowi z problemów z ojcem i obaw przed
przyszłością. Paul wysłuchiwał kiedyś często podobnych historii. Jako lekarz stykał się z takimi
sytuacjami. Ale zawsze do tej pory były to dla niego jedynie historie. Jego rodzice nie żyli,
rodzice Marthy żyli i mieli się dobrze, mieszkali na Florydzie. Z miny Adrienne jednak mógł
wyczytać, że jej problem jest tak trudny, że powinien cieszyć się, iż jego nie spotkało nic
podobnego i nie musi stawić temu czoła.
- Może udałoby mi się pomóc w jakikolwiek sposób? - zaproponował. - Znam mnóstwo
specjalistów, którzy mogliby przejrzeć kartę jego choroby i zorientować się, czy nie da się czegoś
dla niego zrobić.
- Dziękuję ci bardzo za dobre chęci, ale ja już próbowałam wszystkiego. Ostatni wylew
naprawdę go pokonał. Jeśli nawet jest coś, co mogłoby odrobinę pomóc, nie widzę najmniejszej
szansy na to, żeby mógł funkcjonować bez całodobowej opieki.
- Co zrobisz?
- Nie mam pojęcia. Mogę tylko mieć nadzieję, że Jack zmieni zdanie i pomoże finansowo
w zapewnieniu właściwej opieki mojemu tacie. Stać go i powinien to zrobić. Był czas, że łączyła
ich duża zażyłość. Jeśli jednak się na to nie zdobędzie, zacznę pracować na etacie, żeby starczyło
mi na pokrycie kosztów.
- Czy nie możesz liczyć na żadną pomoc ze strony państwa?
Już wypowiadając te słowa, wiedział, jaka padnie odpowiedz.
- Niewykluczone, że ojciec spełnia niezbędne warunki, żeby otrzymać taką pomoc, ale na
miejsce w dobrych placówkach tego typu trzeba czekać bardzo długo, poza tym dojazd do
większości z nich zajmowałby kilka godzin, nie mogłabym więc odwiedzać go regularnie. A nie
zrobię mu tego, żeby umieścić go w jakimś nie najlepszym domu opieki.
Adrienne umilkła, myśląc o przeszłości, to znów wracając do terazniejszości.
- Gdy ojciec odchodził na emeryturę - powiedziała w końcu - urządzono dla niego w
fabryce małe przyjęcie pożegnalne. Pamiętam, że przypuszczałam, iż będzie mu brakowało
codziennego chodzenia do pracy. Zaczął pracować w wieku piętnastu lat i w ciągu czterdziestu
lat, które tam spędził, wziął tylko dwa dni zwolnienia. Obliczyłam to kiedyś... gdyby
podsumować godziny, które spędził w fabryce, wyniosłoby to prawie dokładnie piętnaście lat
jego życia. Gdy jednak spytałam go o to, zapewnił mnie, że nie będzie ani trochę tęsknił za pracą,
że teraz, kiedy jest już wolny, ma wielkie plany. - Twarz Adrienne złagodniała. - Co oznaczało,
że zaplanował, iż będzie robił to, na co ma ochotę, a nie to, co musi. Spędzał czas ze mną, z
wnukami, ze swoimi książkami lub z przyjaciółmi. Zasłużył na kilka spokojnych lat po tym
wszystkim, co przeżył, a potem... - Umilkła, spoglądając Paulowi w oczy. - Polubiłbyś go,
gdybyś go poznał. Nawet teraz.
- Jestem tego pewien. Ale czy on polubiłby mnie?
Uśmiechnęła się.
- Mój tata lubi wszystkich. Zanim dostał kolejnych wylewów, nic nie sprawiało mu
większej przyjemności od wysłuchiwania ludzi, żeby dowiedzieć się, o co im wszystkim chodzi.
Był bezgranicznie cierpliwy i dlatego ludzie zawsze otwierali się przed nim. Nawet obcy. Mówili
mu rzeczy, których nie powiedzieliby nikomu innemu, wiedzieli bowiem, że mogą mieć do niego
absolutne zaufanie. - Adrienne zawahała się. - A wiesz, co zapamiętałam najlepiej? - Paul uniósł
lekko brwi. - Coś, co mi zawsze powtarzał od czasów, gdy byłam małą dziewczynką. Nieważne,
czy zrobiłam coś dobrze, czy zle, nieważne, czy byłam szczęśliwa, czy też smutna, mój tata
zawsze obejmował mnie i mówił:  Jestem z ciebie dumny . - Przez chwilę Adrienne milczała. -
Nie wiem, co tkwi w tych słowach, lecz zawsze mnie wzruszały. Z pewnością słyszałam je
milionkrotnie, ale za każdym razem, gdy ojciec je wypowiadał, pozostawało we mnie uczucie, że
będzie mnie kochał bez względu na wszystko. To zabawne, bo gdy już dorosłam, żartowałam z
nim sobie na ten temat. Lecz nawet wtedy, gdy już szykowałam się do wyjścia, powtarzał to i tak,
a mnie zawsze robiło się miękko na sercu. Paul uśmiechnął się ciepło.
- Twój ojciec naprawdę musi być niezwykłym człowiekiem.
- Bo jest - potwierdziła Adrienne, poprawiając się w fotelu. - I dlatego zrobię wszystko,
żeby nie musiał opuścić tej placówki. To dla niego najlepsze miejsce pod słońcem. Przede
wszystkim znajduje się blisko domu, a poza tym ojciec ma tam nie tylko wyjątkową opiekę, lecz
traktują go jak człowieka, a nie wyłącznie pacjenta. Zasługuje na takie miejsce i przynajmniej
tyle mogę dla niego zrobić.
- Ma wielkie szczęście, że trafiła mu się taka córka jak ty, troszcząca się o niego.
- Ja też mam szczęście. - Gdy wpatrzyła się w przeciwległą ścianę, jej wzrok wyraznie się
zamglił. Pokręciła głową, uprzytamniając sobie nagle, co mówi. - Ale słuchasz bez przerwy
moich wynurzeń. Przepraszam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum