[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czerpujące fizycznie, okazało się zajęciem nużącym.
Droga powrotna była o niebo łatwiejsza niż jazda do Salem. Aż do samego
Bostonu ruch był niewielki. Ze Storrow Drive Kim pod wpływem impulsu zje-
chała na Fenway. Nagle przyszło jej do głowy, żeby zamiast dzwonić do Edwarda,
wpaść do niego do pracowni. Ponieważ cała operacja złożenia głowy Elizabeth na
swoim miejscu okazała się nieskomplikowana, czuła się trochę winna, że tak się
tym denerwowała.
Przeszła przez portiernię Szkoły Medycznej okazując szpitalny identyfikator
i weszła po schodach. Znała drogę, jako że była już kiedyś w pracowni razem
z Edwardem, po którejś kolacji. W sekretariacie było ciemno, zapukała więc
w matową szybę w drzwiach, które, jak wiedziała, prowadziły prosto do pracowni.
Nie było odpowiedzi. Zapukała jeszcze raz, nieco głośniej Nacisnęła klamkę,
ale drzwi były zamknięte na zasuwę. Za trzecim razem zobaczyła przez szybę, że
ktoś nadchodzi.
Drzwi otworzyły się i Kim stanęła oko w oko z urodziwa smukłą blondynką,
której figura nawet pod obszernym fartuchem laboratoryjnym rzucała się w oczy.
 Tak?  rzuciła Eleanor niedbale.
Zlustrowała Kim od stóp do głów.
 Szukam doktora Edwarda Armstronga.
 W tej chwili nie przyjmuje interesantów. Sekretariat będzie czynny jutro
rano.  Już chciała zamknąć drzwi.
 Sądzę, że ze mną zechce się zobaczyć  powiedziała Kim z wahaniem
w głosie.
W rzeczywistości nie była tego tak zupełnie pewna i zaczęła się zastanawiać,
czy nie lepiej było jednak zadzwonić.
 Doprawdy? O tej porze?  spytała Eleanor z wyższością.  Jak się pani
nazywa? Jest pani studentką?
 Nie, nie jestem studentką.  Pytanie było dość bezsensowne, zważywszy
że Kim ciągle miała na sobie mundurek pielęgniarski.  Nazywam się Kimberly
130
Stewart.
Eleanor nie odpowiedziała i po prostu zamknęła jej drzwi przed nosem. Kim
czekała. Przestąpiła z nogi na nogę żałując, że w ogóle tu przyszła. Nagle drzwi
otworzyły się znowu.
 Kim!  zawołał Edward.  Skąd się tu wzięłaś?
Kim wyjaśniła, że wolała przyjść niż zadzwonić. Przeprosiła, że być może
zjawiła się nie w porę.
 Skądże znowu  zaprzeczył Edward.  Rzeczywiście jestem zajęty, ale
to nic nie szkodzi. Właściwie jestem bardziej niż zajęty. Ale wejdz.
Cofnął się, żeby przepuścić ją przez próg. Kim weszła i poszła za Edwardem
w stronę jego stanowiska pracy.
 Kto to jest ta kobieta, która otworzyła mi drzwi?
 Eleanor  odparł Edward przez ramię.
 Nie można powiedzieć, żeby była przesadnie uprzejma  zauważyła Kim,
niepewna, czy w ogóle powinna o tym wspominać.
 Eleanor?  zdziwił się Edward.  Na pewno ci się zdawało. Zawsze bar-
dzo łatwo nawiązuje kontakty. Jedyny mruk w pracowni to ja. Ale trzeba przyznać,
że oboje jesteśmy trochę wykończeni. Tempo jest szaleńcze. Pracujemy non stop
od soboty rano. Właściwie Eleanor pracuje tak już od piątku wieczorem. Prawie
nie śpimy.
Stanęli przy biurku Edwarda. Edward wziął z krzesła stos periodyków, cisnął
je w kąt i zaprosił Kim, by usiadła. Sam usiadł na stołku.
Kim przyglądała się jego twarzy. Zdradzała oznaki nadmiernego pobudzenia,
jakby wypił tuzin kaw. %7łuł gumę; szczęka chodziła mu nerwowo tam i z powro-
tem. Pod chłodnymi niebieskimi oczami zarysowały się ciemne kręgi. Policzki
i brodę pokrywał dwudniowy zarost.
 Skąd taka gorączka?  spytała.
 To ten nowy alkaloid. Już to i owo o nim wiemy, zapowiada się niesamo-
wicie.
 Gratuluję. Ale dlaczego taki pośpiech? Macie coś zrobić na określony ter-
min?
 Z podniecenia. Ten alkaloid może się okazać fantastycznym lekiem. Ko-
muś, kto nigdy nie zajmował się pracą naukową, trudno zrozumieć, co się dzieje
z człowiekiem, kiedy odkryje coś w tym rodzaju. Człowiek doznaje prawdziwej
euforii, a nasza powiększa się z każdą godziną. Jak na razie stwierdzamy w nim
same zalety. To wręcz nieprawdopodobne.
 Możesz mi powiedzieć, co takiego stwierdziliście? Czy to sekret?
Edward pochylił się i zniżył głos. Kim rozejrzała się po pracowni, ale nie
zobaczyła nikogo. Nawet Eleanor była niewidoczna.
 Wpadliśmy na trop związku, który wchłania się po przyjęciu doustnym,
bariera krew-mózg nie stanowi dla niego żadnej przeszkody, działa na psychikę,
131
a to działanie jest tak silne, że ujawnia się już w dawkach rzędu mikrogramów.
 Myślisz, że to on był przyczyną opętania w tej historii z czarami?  spytała
Kim.
Jej myśli ciągle zaprzątała Elizabeth.
 Bez wątpienia. To jest właśnie diabeł z Salem.
 Ale przecież ludzie, którzy jedli zanieczyszczony chleb, padli ofiarą zatru-
cia. Mieli koszmarne napady, byli uważani za opętanych. Co może być ekscytują-
cego w takiej substancji? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum