[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obiedzie chciałby się z panem spotkać. Co pan na to?
- To dla mnie zaszczyt - odparł Adam.
Jennifer odwróciła się od okna i spojrzała na przyjaciółkę. Z bladą twarzą i
świeżo umytymi blond włosami, Cheryl wyglądała niemal jak aniołek.
Najwyrazniej zadziałał środek uspokajający, który jej podano, bo spała, z
głową wygodnie ułożoną na poduszce.
Jennifer nie wiedziała, co ma robić. Cheryl przewieziono z sali zabiegowej do
pokoju i poinformowano ją o śmierci Foleya. Marlene Polaski usiłowała ją
przekonać, że doktor Stephenson jest równie dobry i że powinna się poddać
zabiegowi. Przypomniała jej, że z każdym dniem aborcja będzie coraz bardziej
ryzykowna.
W końcu Jennifer przyznała Marlene rację i także próbowała nakłonić
przyjaciółkę, żeby zmieniła zdanie. Dziewczyna upierała się jednak, że nie
pozwoli się dotknąć nikomu innemu. Zachowywała się tak, jakby nie chciała
uwierzyć w samobójstwo Foleya.
Przyglądając się jej nieruchomej postaci, Jennifer zauważyła, że oczy
przyjaciółki powoli się otwierają.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - odparła sennie Cheryl.
- Chyba już pójdę - powiedziała Jennifer. - Muszę przygotować kolację, nim
Adam wróci do domu. Zadzwonię do ciebie. Jeśli chcesz, jutro przyjdę znowu.
Jesteś pewna, że nie chcesz, by doktor Stephenson przeprowadził zabieg?
Głowa Cheryl opadła na bok.
- Co mówiłaś? - wybełkotała. - Nie zrozumiałam dokładnie.
- Powiedziałam, że już pójdę - powtórzyła Jennifer, uśmiechając się mimo woli.
- Chyba dali ci szampana, nim cię tu przywiezli. Mówisz, jakbyś była pijana.
- Nie piłam żadnego szampana - wymamrotała Cheryl, wygrzebując się z pościeli.
- Odprowadzę cię do windy. - Odrzucając koc, zahaczyła niechcący o wciąż
przymocowany do jej ramienia przewód od kroplówki.
- Lepiej nigdzie się stąd nie ruszaj - poradziła Jennifer. Uśmiech zniknął z
jej twarzy i poczuła, że ogarnia ją strach. Wyciągnęła rękę, by powstrzymać
Cheryl.
Ale dziewczyna już spuściła nogi z łóżka i niezdarnie próbowała usiąść. W tym
momencie zauważyła, że wyrwała sobie igłę od kroplówki. Miejsce po niej
krwawiło.
- Zobacz, co narobiłam - powiedziała i w tej samej chwili straciła równowagę.
Jennifer usiłowała przytrzymać ją za ramię, ale Cheryl powolnym, płynnym
ruchem osunęła się na podłogę. Wylądowała zgięta wpół, z głową na kolanach.
Przyjaciółka mogła jedynie złagodzić jej upadek.
Jennifer nie wiedziała, co robić: wezwać pomoc czy próbować podnieść Cheryl.
Jako że dziewczyna znajdowała się w tak nienaturalnej pozycji, zdecydowała
najpierw położyć ją z powrotem na łóżko, a potem dopiero zawołać pielęgniarkę.
Gdy chwyciła ją za ramiona, ujrzała lecącą z nosa i ust Cheryl krew.
- O Boże! - krzyknęła. Położyła przyjaciółkę na wznak. Zauważyła wokół jej
oczu sine obwódki, jakby dziewczynę pobito. Jeszcze więcej krwi spływało jej
po nogach, wyciekając spod szpitalnej koszuli.
Przez dłuższą chwilę Jennifer stała jak sparaliżowana. Zaraz jednak
kilkakrotnie nacisnęła przycisk dzwonka, którym wzywało się pielęgniarkę.
Cheryl wciąż leżała bez ruchu. Jennifer puściła przycisk, rzuciła się do drzwi
i zaczęła rozpaczliwie wzywać pomocy. Niemal natychmiast zjawiła się Marlene.
Odsunęła dziewczynę, która bezradnie oparła się o ścianę korytarza i zasłoniła
usta dłonią. Do pokoju wpadły też inne pielęgniarki. Któraś z nich wybiegła i
włączyła alarm.
- Pani Schonberg - Jennifer poczuła, że ktoś bierze ją za ramię - czy mogłaby
nam pani opowiedzieć, co się stało?
Odwróciła głowę i zobaczyła Marlene. Pielęgniarka miała na policzku krew.
Jennifer zajrzała do pokoju. Robiono Cheryl sztuczne oddychanie metodą usta-
usta.
- Rozmawiałyśmy. Nic jej nie dolegało. Tylko mówiła trochę jak pijana.
Próbowała podnieść się z łóżka i upadła. A potem wszędzie było pełno krwi...
Korytarzem nadbiegło kilku lekarzy - wśród nich doktor Stephenson - i zniknęło
w pokoju Cheryl. Niebawem zjawił się jeszcze jeden, pchając coś, co wyglądało
jak wózek anestezjologiczny. Marlene pomogła mu wprowadzić go do pokoju i
Jennifer została sama. Zrobiło jej się słabo, więc oparła się o ścianę.
Niejasno zdawała sobie sprawę, że z sąsiednich pokoi wyglądają pacjenci.
Obok niej przebiegło dwóch sanitariuszy z wózkiem. W chwilę potem Jennifer po
raz ostatni widziała Cheryl, którą ponownie zabierano do sali operacyjnej. Na
kredowobiałej twarzy dziewczyna miała czarną maskę anestezjologiczną. Wokół
niej, wykrzykując rozmaite polecenia, kłębiło się z dziesięć osób.
- Dobrze się pani czuje? - spytała Marlene, która pojawiła się nagle tuż obok
Jennifer.
- Chyba tak - odparła. Jej głos brzmiał bezbarwnie, zupełnie jak głos
Stephensona.
- Co się stało Cheryl?
- Jeszcze nie wiadomo.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała Jennifer bardziej do siebie niż do
Marlene.
- Doktor Stephenson jest jednym z naszych najlepszych lekarzy - stwierdziła
pielęgniarka. - Może pójdzie pani ze mną do świetlicy. Jest naprzeciwko pokoju
pielęgniarek. Nie chcę, żeby pani tu sama siedziała.
- W pokoju została moja torba.
- Proszę poczekać, przyniosę ją. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum