[ Pobierz całość w formacie PDF ]

środek nasenny.
 A ta czekolada?
 Niestety, koktajl nie ma najlepszego smaku i radzimy po jego wypiciu
skosztować czekolady.
 Rozumiem. Ile to potrwa?
 Dla Pana stan świadomości skończy się 10-15 minut po wypiciu mikstu-
ry. Zapadnie Pan w spokojny, bardzo głęboki sen... Po kolejnych 30 minu-
tach powinno być po wszystkim.
 Dobrze, proszę włączyć kamerę  poprosiłem.
Asystent uczynił to. Potem ukłonił się i opuścił pokój. Mineli poszedł
w jego ślady dokładnie w ten sam sposób. Jego rola już się skończyła,
reszta sztuki należała do mnie. Zostałem w pokoju sam.
Rozpiąłem marynarkę. Poluzniłem krawat i stanąłem nad stolikiem, wle-
piając gały w szklankę z przygotowanym  koktajlem . Wyciągnąłem rękę,
ale zamiast szklanki, złapałem butelkę whisky. Wypiłem z gwinta duży łyk i
poczekałem chwilę, aż odwaga, która nagle gdzieś uciekła, powróci.
Po kilku minutach wróciła. Podniosłem szklankę z  koktajlem i zajrzałem do
środka. Płyn w niej był mętny i brzydko pachniał. Tysiącem szpitali, uryną,
może nawet trochę gównem. A ja miałem to wypić. Kurwa...
Znowu pociągnąłem wiskacza i przespacerowałem się po pokoju. Relak-
sująca muza wypełniała pomieszczenie kojącymi dzwiękami, ale wcale mi
to nie pomagało. Trzymałem się dzielnie przez cały czas, dopóki nie zosta-
łem sam. Teraz zacząłem się bać...
66
Wciąż chciałem to zrobić. Raz na zawsze zakończyć ten pierdolony cyrk.
Przestać się w końcu męczyć. Nareszcie dać innym odpocząć od siebie.
Już od wielu lat nosiłem się z tym zamiarem. Już od gówniarza siedziało to
we mnie i ciągle rosło. Aż w końcu stało się duże, dojrzałe i gotowe.
Przynajmniej mentalnie. To, co istniało w myślach i co wydawało się takie
łatwe, stawało się niezwykle trudne, kiedy próbowałem wcielić to w życie.
Za każdym razem brakło mi odwagi. Nie mogłem wykonać kroku, aby
polecić w dół z wysoka, czy też zmusić się do naciśnięcia spustu. Stryczek
nigdy nie wchodził w grę, bo to jest dobry sposób dla ludzi bez wyobrazni.
A ja miałem jej wiele i całe życie z niej korzystałem. Dlatego nie chciałem
skończyć banalnie. W Polsce stosunkowo niski odsetek ludzi kończył życie
skacząc z wysokości, jeszcze mniejszy strzelając sobie w łeb. Za to wie-
szał się co drugi delikwent. Zawsze chodziłem własnymi drogami, tym bar-
dziej w swojej ostatniej chwili nie chciałem dać ponieść się prądowi.
Tyle, że za każdym razem brakło mi odwagi. Moje liczne depresje nigdy nie
były tak głębokie, abym bezczelnie władował się do łodzi i kazał Charonowi
wiezć się na drugą stronę. Brakowało mi kogoś, kto pchnąłby mnie w plecy.
Aż pewnego razu natrafiłem w Internecie na wzmiankę o organizacji
 Dignitas . To było to. Mineli był właściwym człowiekiem do zepchnięcia
mnie z krawędzi.
Cena, której żądał za pomoc, nie stanowiła problemu. Miałem pieniądze.
Miałem ich tyle, aby odejść w spokoju, nie martwiąc się o los bliskich.
Zresztą nie ja je zarobiłem, więc być może tu także tkwił mój problem ze
sobą. Byłem facetem po trzydziestce, który pasożytował na czyichś
pieniądzach, z marnymi widokami na swoje własne, równie duże. Całkowi-
ta klęska na tym polu. Dorzucając jeszcze porażki z innych poletek, nikt,
przy zdrowych zmysłach i odrobinie szacunku dla siebie, nie chciałby cią-
gnąć tego dalej. Ja nie chciałem. Dlatego obgadałem sprawę z Minelim,
robiąc z siebie śmiertelnie chorego starucha, aby łatwiej zgodził się pomóc
mi w odejściu. Z tego, co się dowiedziałem, młodym i zdrowym ludziom,
którym tylko po prostu znudziło się życie, Mineli odmawiał  pomocy .
Chociaż formalnie szwajcarskie prawo nie miało nic przeciwko. Za to
schorowanych starców przyjmował z otwartymi ramionami. Zagrałem więc
tą kartą, wiedząc, że gdy już znajdę się w Szwajcarii i stanę przed Minelim,
z łatwością przekonam go, aby przymknął oko na mój wiek.
67
Teraz byłem na końcu drogi. Trzymałem w ręku przepustkę do raju lub
piekła, czekając na właściwy moment, aby przekroczyć próg tajemnicy.
Mineli i asystent, nie odczekali nawet godziny i weszli do pokoju po jakichś
czterdziestu minutach. Byli pewni, że już dawno wypiłem truciznę i kipną-
łem, albo byłem już tego bliski. Dlatego stanęli jak wryci ujrzawszy
mnie w pełni świadomego, rozwalonego na łóżku i z prawie już opróżnio-
ną butelką whisky w ręku. Oczy ich obu machinalnie powędrowały na
stolik i spoczęły na wciąż pełnej szklance  koktajlu . Mineli uśmiechnął się
sztucznie.
 Czy potrzebuje Pan więcej czasu?
 Tak  odparłem.
 Dobrze, to my wyjdziemy i jeszcze poczekamy.
 Potrzebuję znacznie więcej czasu, niż godzina, dwie, czy nawet cały
dzień.
Spojrzeli na mnie pytająco.
 Wychodzi na to, że jestem tchórzem  wyjaśniłem.
Szwajcarzy spojrzeli na siebie.
 Przecież jeszcze nie tak dawno wydawał się Pan zdecydowany i pewny.
Może to tylko chwilowy brak odwagi, który, co zrozumiałe, zdarzał się już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum