[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieszkanie przy pałacu biskupim koło katedry i przeniósł się do małego, dzikim winem opiętego
domku na przedmieściu, by wziąć w swe mocne, stalowe ręce rząd dusz potępieńców.
Zaczął od procesyj błagalnych. W dąbrowie na wschodniej rubieży  Bugaju" spuścili drwale
olbrzymie, stuletnie drzewo, poobcinali konary, ogołocili z gałęzi. Przyszli cieśle, ściosali pień,
wygładzili granie, przybili potężną przecznicę i zrobili krzyż. Potwornych rozmiarów, bo na 20 m
długie, a na 8 szerokie drzewo męki, poświęcone w kościółku Sw. Wojciecha na Przylaskiej Kępie,
spoczęło na barkach pokutników; wspierając jedni drugich, w znoju, w pocie i udręce, z oczyma
nabiegłymi krwią, w zgrzebnych koszulach, parcianych opończach lub szorstkich, z wyciętymi po
bokach na ręce otworami worach, dzwigali ten krzyż pokutny z pieśnią na ustach, a rozpaczą w
duszach. I szła straszliwa procesja przy blasku świec ogromnych, triangałów w kształcie
trójgranu49, gromnic śmiertelnych i latarek krepą osnutych przez ulice przedmiejskie, place, sady,
ogrody, wlokła się wśród jęku dzwonów pod turkusową kopułą majowego nieba przez pola, ścieże i
drogi, prażona żarem szalejącego słońca, śniada od pyłu, szara od kurzawy, którą wiatr skwarny
wzbijał tumanami nad ludzkim pogłowiem. Z zachrypłych od prochu krtani, ze zduszonych
strachem gardzieli płynęła ciężka jak roztopiony ołów i grozna jak potępienie melodia suplikacyj:
 Zwięty Boże, Zwięty mocny, Zwięty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami!..."
W skwarze dnia upalnego, w pogodę pastwiącego się jak na ironię słońca biła z ziemi w
przeczysty lazur nieb okrutna skarga-modlitwa.
Pośród łanu głów czernił się krzyż-olbrzym długą, żałobną, wyciągniętą sztywnie belką i
posuwał się powoli naprzód w podrzutach barków i pleców. Gdy wyczerpani ciężarem pokutnicy
walili się z nóg i omdlewali ze znużenia, w miejsce ich podsuwali się pod brzemię inni, by dzwigać
je dalej w mące i katuszy. Wiatr wplątywał im się we włosy i wichrzył w nich nielitościwie, szarpał
dziko krucze i płowe bugaje niewiast. Z opuszczonych nisko ku ziemi przez drętwiejące palce
świec ściekały cicho duże, gorące łzy...
48
s y r y n g a (wl.) - strzykawka lekarska t r ó j g r a n - trójkąt
49
Trójgran - trójkąt
42
Pod wieczór, gdy już rozpaliło się na niebie pokrwawię zachodu, a spod uznojonej ziemi zdały
się iść w bezmiary przestrzeni strzeliste akty bólu i rozpaczy, zatrzymała się procesja przed jedną
ze studzien. Tu w blaskach konającego słońca pochylała się nad marmurową konchą wodotrysku
słodka postać Madonny. Ostatnie rzuty promieni całowały koralową pieszczotą stopy Przedziwnej,
spływając po fałdach Jej szat na lśniącą miriadem migotów gładz wody. Z przepełnionej po brzegi
muszli przelewał się z szelestem zatruty jadem płyn i ściekał srebrzystym obrusem w zbiornik
cysterny. Wśród ciszy wieczora zabrzmiał głęboki, metaliczny głos księdza:
Zliczna Panno, Gwiazdo czysta, Maryja!
Opiekunko zródeł, studzien, Maryja!
- Maryja! - podjął melodię tłum. - Maryja! O Maryja Królowa! Poszybowała pieśń przez
wieczorne mroki hen, w dal, pomiędzy domy i ulice, rozeszła się w szerokich kręgach po polach i
łęgach, aż zgłuchła gdzieś na skraju dąbrowy pośród drzewnych ustroni.
Z wysuniętym na czoło feretronem Najśw. Panny szła procesja od studni do studni, od cysterny
do cysterny, wielbiąc i adorując Opiekunkę zródeł i fontann.
A pózno w noc, gdy już cienie otuliły umęczoną ziemię, orszak dziewic, usiadłszy z ołtarzykiem
procesyjnym do łodzi, przy świetle pochodni odpłynął z nim na Przylaską Kępę. Tu otoczony
blaskiem żagwi i lamp jaśniał z dala w potokach światła wizerunek Przeczystej, odbierając przez
noc całą hołd adoracji. Najpiękniejsze dziewice  Bugaju" błagały aż do świtu Opiekunkę studzien o
uzdrowienie ich wód i zródeł...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Aż w trzeci i ostatni z Dni Krzyżowych, w chwili gdy procesja pokutna okrążała stary cmentarz,
pojawiła się nagle pośród pół zapadłych grobów gromada ludzi, biczujących się wzajemnie
skórzanymi pletniami po obnażonych plecach. Zwist razów mieszał się z tępym stekiem
smaganych ciał i jękiem modlitwy:
- Boże, bądz nam miłościwi Boże, zlituj się nad nami! W potokach krwi naszej ugaś, Panie,
pożar Twego gniewu!
I siekli się bez litości po barkach, po ramionach, po lędzwiach, bili kańczugami kurczące się od
bólu plecy, chłostali do krwi skórę. Mężczyzni, niewiasty zamężne, dziewczęta, dzieci nawet. %7łar
pokutniczy przemógł wstyd i bez sromu wystawiały kobiety grona piersi na razy smagańców.
Spłynęły strugami krwi białe łona, pokryły się siecią sinych pręg cudnie sklepione biodra i kulsze...
Umilkła pieśń procesji; zahipnotyzowana widokiem samodręczycieli rzesza zatrzymała się u
cmentarnego obejścia i jak skamieniała śledziła ruchy opętańców. Ponad krzyk ich pohutnywania
wybił się nagle ostrym, wibrującym tonem czyjś histeryczny śmiech. Jakaś kobieta młoda i dorodna
wypadła z głębi procesyjnego zastępu i zdarłszy z siebie suknie, nastawiła śnieżne plecy pod ciosy
pletni. Trysła krew, plamiąc czerwoną strugą niewieścią bieliznę.
Wtedy ogarnął ludzi jakby szał. W jednej chwili procesja rozprzęgła się. Porwani straszliwym
43
przykładem, ogałacali się z szat i z dzikim okrzykiem wtargnąwszy pomiędzy biczowników,
poddawali się chłoście. Inni, zwłaszcza mężczyzni, wyrywali im z rąk świszczące narzędzia kazni i
z kolei zadawali sobie okrutne razy. Wkrótce na całym przedmieściu rozszalała opętana gońba
flagelantów50. Hordy zziajanych, ociekających własną i cudzą krwią ludzi, z podniesionymi do ciosu
pętlami sznurów i rzemieni, przewalały się z jednego kąta  Bugaju" w drugi. Z żarem żądzy w
obłąkanych oczach wystawiały niewiasty swój biały srom pod uderzenia ważkich, nielitościwych
rąk męskich, z niewysłowionym uczuciem lubieży czuły na swych skatowanych piersiach, plecach,
lędzwiach moc ich dziką, okrutną, nieubłaganą, tę samą moc, co kiedy indziej miażdżyła im łona w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum