[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na dziecko w jego wieku.
- Nic mi nie jest.
- Wiem, kochanie. Ale od tego jest pan doktor, żeby to sprawdzić.
Ostatnio byłeś taki osowiały...
- Co to znaczy  osowiały"?
- Smutny.
- No, bo jestem smutny. Wszyscy chłopcy mają mamy i tatusiów, a ja
mam tylko ciebie i ciotkę Peavy. Pytają mnie, gdzie mój tata, a ja nie
wiem. Nic mi nie powiedziałaś...
Daisy zamarła. Po długiej chwili milczenia odparła:
- Nie martw się. Może któregoś dnia będziesz miał tatę...
Kto wie, może ten pomysł Kaela nie jest taki zły. Nie
byłoby zle, gdyby okazał się ojcem, pomyślała. I co za zbieg
okoliczności, że Travis myśli o tym samym.
- Tak myślisz, mamo? - Travis poweselał.
- Może któregoś dnia wyjdę za mąż i będziesz miał tatę.
- Naprawdę?
- Naprawdę, kochanie. Uważam, że musimy pojechać do pana doktora.
To wcale nie będzie bolało.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- No to dobrze.
- A teraz idz spać, bo wcześnie wstajemy.
Zaprowadziła chłopca do pokoju, dopilnowała, by złożył ubranie i umył
się. Otuliła go i ucałowała, a potem wróciła do kuchni, gdzie jeszcze miała
sporo roboty.
Była bardzo niespokojna, bowiem wyznanie Travisa spowodowało, że
zaczęły pojawiać się nowe wątpliwości. Co będzie, jeśli Kael okaże się
ojcem? Czy nie będzie chciał sam wychowywać syna? Czy nie spróbuje
odebrać go przybranej matce? Chyba tego nie zrobi. Kael może być
nieodpowiedzialny i narwany, ale nie jest podły.
Przez siedem lat nie widziała Kaela. Tylko pan Bóg wie, co z niego
wyrosło, jeśli oczywiście wyrosło. A może pozostał tym samym
niesfornym chłopakiem? Trzeba przyznać, że w jego zachowaniu dostrzec
można odpowiedzialność i stanowczość, której poprzednio nie objawiał.
Stanowczość czy siłę? Może jedno i drugie.
Kael! Co on czuje do niej? A co ona czuje do niego? Pasja dawno
wygasła. Miłość, jeśli to była miłość, a nie zwykłe młodzieńcze
zauroczenie, też chyba wygasła. Chociaż...
Kael chciał jej coś powiedzieć. Usiłował mówić o swoich uczuciach do
niej.
A ona? Właściwie w głębi serca też o nim ciepło myśli. Zbyt ciepło.
Poważne, głębokie uczucie nadal się w niej chyba tli, bo w obecności
Kaela serce bije jej szybciej.
Bzdura! Serce bije jej szybciej, bo się na pewno zdenerwowała tym, co
powiedział albo zrobił. Skoro to bzdura, to dlaczego, kiedy ją przy ulach
pocałował, na krótką chwilę znów poczuła się zakochaną
dziewiętnastolatką? To tylko wywołane pocałunkiem wspomnienie, a nie
żaden dowód obecnego stosunku do Kaela... Właściwie to dobrze, że przez
siedem lat nie zaglądał do Eagleton. To by ją tylko denerwowało.
Dlaczego? Bo by się bała, że on zauważy, iż jej miłość, najprawdziwsza
miłość dziewiętnastolatki, wcale nie wygasła. Boże, jakie to wszystko
powikłane, poplątane... I jak z tego wybrnąć? Mechanicznie układała
talerze i chowała do szuflady sztućce.
Kael będzie miał ją na muszce, jeśli się okaże, że Travis jest jego synem.
Może ją zmusić do wszystkiego, szantażować. Może domagać się praw
rodzicielskich. Z jednej strony Daisy chciała, by Travis zyskał ojca, z
drugiej bała się tego, gdyż to oznaczało konieczność dzielenia się chłopcem
z drugą osobą. A gdyby w dodatku tą drugą osobą miał być ktoś taki jak
Kael Carmody. Uparty, chcący zawsze narzucić swoją wolę...
A jeżeli...? A jeżeli przyjdzie mu do głowy szalony pomysł, by go
poślubiła? Zastygła porażona własną myślą. Znowu serce zabiło jej
mocno... no bo się zdenerwowała.
Pozostawało jej modlić się teraz, by próba krwi wy kazała, że Kael nie
jest ojcem Travisa.
ROZDZIAA PITY
Kael rzadko tracił zimną krew i absolutny spokój. Bez chwili wahania
potrafił dosiąść dzikiego byka, ale myśl o tym, że może być ojcem
siedmioletniego chłopca, napawała go takim lękiem, że cały się trząsł.
Zdawał sobie sprawę, że za kilka godzin jego życie może radykalnie się
zmienić.
Kiedy podjechał w poniedziałek pod dom Daisy, trawa pokryta była
jeszcze poranną rosą. Tego ranka nie jadł nawet śniadania. Był tak
roztrzęsiony, że nie potrafił przełknąć kęsa.
Daisy i Travis czekali na ganku. W odświętnych ubraniach i z
poważnym wyrazem twarzy sprawiali wrażenie udających się na pogrzeb.
Travis miał na sobie wyprasowane dżinsy oraz białą koszulę, a Daisy
czarną suknię do kolan, na nogach miała wygodne spacerowe obuwie.
Włosy podpięła do góry. Nawet tak ubrana i uczesana była
nieprawdopodobnie piękna. Otworzył drzwi i wyszedł z samochodu, gdy
Daisy i Travis schodzili z ganku na jego spotkanie.
- Dzień dobry! - powiedział Kael z wahaniem, bo właściwie chciałby
powiedzieć coś bardziej osobistego, ciepłego.
- Dzień dobry! - odparta Daisy sztywno i oficjalnie.
Travis mruknął coś bardzo niewyraznie.
- Dziękujemy za podwiezienie nas do lekarza - powiedziała Daisy. -
Miło z pana strony, że pan nas zabiera, ponieważ nasza furgonetka jeszcze
jest w reperacji.
Kael podniósł brwi, słysząc oficjalny ton. Ale domyślał się, że jest to
przedstawienie dla Travisa. Ciekawe, co mu powiedziała na temat wizyty u
lekarza?
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł. - I tak jechałem do Corpus
Christi.
- Bo ja muszę mieć próbę krwi - poinformował go dumnie Travis. -
%7łeby być pewnym, że nie jestem chory czy coś takiego.
- Bardzo dobry pomysł - zgodził się Kael. - Jeśli państwo gotowi, to
proszę wsiadać. - Szarmancko otworzył im drzwiczki.
Travis ochoczo wskoczył pierwszy, za nim, ociągając się, Daisy. Usiadła
sztywno i tępo patrzyła przed siebie.
Ale będę miał drogę, pomyślał Kael wsiadając. Spojrzał w lusterko i
zobaczył, że Daisy obejmuje Travisa, jakby się bała, że ktoś jej w czasie
drogi go odbierze.
No tak, a czego miał się spodziewać? Uradowanej twarzy? Daisy
zgodziła się na proponowaną próbę krwi głównie pod presją, a tylko
częściowo z poczucia własnej winy. Nie, właściwie tylko pod presją, gdy
zagroził jej, że wezmie adwokata. Z pewnością zaszkodził tym sobie w
stosunkach z Daisy. Ona nigdy nie zapomni mu tego szantażu. W głębi
serca wie chyba jednak, że dla dobra Travisa trzeba to zrobić.
Wkrótce po wyjezdzie na główną szosę Travis zasnął. Widząc to w
lusterku, Kael powiedział:
- Biedak nie wyspał się... I nie miej takiej miny, Daisy. Dobrze wiesz, że
trzeba to zrobić.
- Po co? Dla zaspokojenia twojej ciekawości?
- Obaj mamy prawo to wiedzieć. On i ja. Ty też...
- I co dobrego wyjdzie z tej wiedzy? Znając ciebie, nie sądzę, abyś
zagrzał tu miejsce. Wkrótce się gdzieś ulotnisz i co...?
- Zmieniłem się, Daisy.
- Od kiedyż to?
- Od wypadku. A sprawa pożaru to był kolejny wypadek, który jeszcze
bardziej kazał mi zastanowić się nad sobą. Teraz nie ma już powrotu do
dawnych nieprzemyślanych decyzji.
- Ha! - rzuciła ironicznie.
- Zmiłuj się, Daisy, przestań mnie przygważdżać...
- Może mam ci się rzucić na szyję i dziękować, że jesteś taki inny? Nie,
mój drogi! Nie mam zamiaru przyjmować cię z otwartymi ramionami ani
też nie mam większej ochoty pozwolić ci się mieszać do życia mojego
syna.
Czuł palący wzrok Daisy na swoich plecach. Skręcał się wewnętrznie i
jednocześnie był pełen podziwu dla tej kobiety, która nawet nie zdawała
sobie sprawy z tego, że całkowicie nim zawładnęła. Była jedyną kobietą,
którą pragnął poślubić. Wtedy, przed siedmioma laty, i teraz.
- Oskarżasz mnie, że przez siędem lat nie dawałem znaku życia, a teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum