[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zwietnie  rzekła Maren.  Wyląduj przy jego biurze. Niech ci zredaguje nakaz
sądowy.
 Nic nie rozumiem.
Przy niej poczuł się znowu jak mały chłopiec, posłuszny, ale zdezorientowany.
Stojący wobec spraw, które przerastają jego wątłe siły.
 Do Rady trzeba skierować nakaz sądowy  powiedziała Maren.  Który zobo-
66
wiąże Nitza do wpuszczenia cię na salę obrad. Lars, masz do tego święte prawo. Mówię
poważnie. Masz święte prawo wejść do sali konferencyjnej w kremlu i brać udział w po-
dejmowaniu wszystkich decyzji.
 Ale  rzekł Lars chrapliwie  ja nie mam im nic do zaoferowania. Nic.
Kompletnie nic!
Zrobił rozpaczliwy gest pod jej adresem.
 Mimo to masz prawo uczestniczyć w konferencji  powiedziała Maren.  Nie
przejmuję się tym kretyńskim satelitą; o ciebie się martwię.
I nagle, ku jego zdziwieniu, wybuchnęła płaczem.
12.
Trzy godziny pózniej  bo tyle czasu zajęło prawnikowi załatwienie podpisu sę-
dziego Sądu Najwyższego pod zredagowanym przez siebie nakazem  Lars wsiadł
do pneumatycznego zeroczasowego pociągu i pomknął z Nowego Yorku do Festung
Waszyngtonu. Podróż łącznie z hamowaniem trwała osiemdziesiąt sekund.
Wkrótce znalazł się w centrum miasta na Pennsylvania Avenue w powierzchnio-
wym ruchu ulicznym. Jak żółw podążał w kierunku skromnie wyglądającej budowli,
która była wejściem do podziemnego kremla.
O godzinie piętnastej trzydzieści Lars stanął wraz z doktorem Todtem przed schlud-
nym, młodym, uzbrojonym w strzelbę laserową oficerem wojsk powietrznych i bez sło-
wa wręczył mu nakaz.
Minęło trochę czasu, ponieważ nakaz musiał zostać przeczytany, przestudiowany,
poświadczony i podpisany przez szereg urzędników będących pozostałością po struk-
turze administracyjnej Hardinga.
W końcu jednak Lars i doktor Todt znalezli się w bezszelestnej windzie hydraulicz-
nej, która wiozła ich w głąb ziemi.
Razem z nimi zjeżdżał jakiś blady i spięty kapitan.
 Jak tu się dostaliście?  zapytał. Najwyrazniej był gońcem albo spełniał inną nie
wymagającą szczególnej inteligenci funkcję.  Jak udało się wam przejść przez tłumy
ochroniarzy?
 Kłamałem  odparł Lars.
To ucięło dalszą rozmowę.
Drzwi windy otworzyły się; cała trójka wyszła na korytarz. Lars i doktor Todt, któ-
ry milczał przez całą drogę i w trakcie każdorazowego uciążliwego przedstawiania na-
kazu odnośnym Władzom, długo szli dalej, aż wreszcie dotarli do ostatniej i najbardziej
wyszukanej bariery, która szczelnie oddzielała od świata salę posiedzeń Rady NZ-Z
Narbez-u.
W broni, którą aktualnie wycelowano prosto w niego i doktora Todta, z dumą roz-
poznał projekt firmy Lars Incorporated. Przez maleńkie okienko w przezroczystej, lecz
68
nieprzenikliwej grodzi Lars pokazał wszystkie dokumenty. Siedzący w dali siwy cywil-
ny urzędnik, którego twarz o drapieżnych rysach zdawała się nawet mądra, z wprawą
eksperta przestudiował papiery identyfikacyjne i nakaz. Zastanawiał się jakby trochę
za długo... ale może to wcale nie było za długo. Cóż można stwierdzić w tak szczegól-
nej sytuacji?
 Może pan wejść, panie Powderdry. Ale towarzysząca panu osoba nie  rzekł
przez głośnik.
 To mój lekarz  zaprotestował Lars.
 Nic mnie to nie obchodzi, nawet jeśli jest pańską matką  odparł urzędnik.
Grodz rozsunęła się tworząc otwór, przez który Lars ledwo zdołał się przecisnąć.
Natychmiast odezwał się alarm.
 Ma pan przy sobie broń  rzekł ze stoickim spokojem urzędnik i wyciągnął w je-
go kierunku rękę.  Proszę mi ją oddać.
Lars wydobył z kieszeni wszystkie przedmioty.
 Nie mam broni  powiedział.  Klucze, pióro kulkowe, monety. Sam pan widzi.
 Proszę to wszystko tutaj zostawić  rzekł urzędnik wskazując okno w ścianie,
przez które urzędniczka o surowym spojrzeniu wystawiła druciany koszyk.
Lars wrzucił do niego całą zawartość kieszeni, a potem, zgodnie z poleceniem, rów-
nież pasek z metalową sprzączką. Gdy ściągał buty, pomyślał, że chyba śni. W samych
skarpetkach i bez doktora Todta podreptał do wielkiej sali konferencyjnej. Otworzył
drzwi i wszedł do środka.
Siedzący przy stole adiutant generała Nitza, Mike Dowbrowsky, również generał, tyle
że z trzema gwiazdkami, podniósł wzrok na wchodzącego. Z obojętną miną skinął mu
na powitanie głową i wskazał, w sposób stanowczy i bezapelacyjny, wolne miejsce obok
siebie. Lars przydreptał do stołu i bezszelestnie usiadł. Nie przerwano dyskusji, nikt nie
zwrócił uwagi na jego przybycie.
Głos miał człowiek od propagandy, Gene Jakiś tam. Stał w samych skarpetkach, żywo
gestykulował i mówił wysokim, piskliwym głosem. Twarz Larsa na pozór przybrała wy-
raz skupionej uwagi, ale w rzeczywistości Powderdry był zmęczony, więc wyłączył się
i odpoczywał. Dostał się do środka. To, co działo się teraz było błahostką w porównaniu
z jego wcześniejszymi przeżyciami.
 No proszę, zjawił się pan Lars  odezwał się znienacka generał Nitz, przerywając
mowę Gene a Jakiegośtam.
Lars przestraszył się. Natychmiast wyprostował się na krześle, starając się nie poka-
zać po sobie, że drży.
 Przyleciałem tak szybko jak tylko mogłem  odparł głupio.
 Panie Lars  powiedział generał Nitz  powiedzieliśmy Rosjanom, że kłamią.
%7łe to oni umieścili na orbicie nowego satelitę BX-3 z naszym kodem. Pogwałcili część
69
trzecią Protokołu w sprawie Lemieszowania z roku 2002. Oświadczyliśmy, że jeśli w cią-
gu godziny nie przyznają się, że to oni umieścili satelitę na orbicie, zniszczymy go poci-
skiem ziemia  powietrze.
Zapadła, cisza. Zdawało się, że generał Nitz czeka na reakcję Larsa.
Więc Lars powiedział:
 A co na to sowiecki rząd?
 Sowieci na to  rzekł Mike Dowbrowsky  że z miłą chęcią skierują na sateli- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum