[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ogarniała ją coraz większa panika. Nie! Nie może mu na to
pozwolić! To by ją zniszczyło! Zostanie jej tylko pogarda dla samej
siebie. Pogarda za to, że mu się poddała, pogarda za własne,
nierozumne uczucie, którym go darzyła.
- Nie! - powtarzała na głos, coraz gniewniej. Próbowała go
odepchnąć, lecz on był silniejszy.
Gorset upadł na ziemię i oto, drżąc i łkając, stała naga w jego
ramionach.
- Nie będę... Puść... Nienawidzę cię...
- To bardzo niedobrze - westchnął - bo ja wcale nie zamierzam
cię puścić, Leonie. Moja cierpliwość się skończyła.
Pochylił głowę i gorące usta spoczęły na jej nagim ramieniu.
Zadrżała z nagłej rozkoszy. Nie mogła znieść świadomości, że on
czyta z wyrazu jej oczu. Nie chciała dopuścić, aby wiedział, co ona
czuje. Z ciężkim westchnieniem oparła czoło na jego ramieniu,
wtuliła twarz w koszulę i przestała walczyć. Stała drżąc pod
dotykiem zaborczych dłoni, które z coraz większą siłą przesuwały
126
SR
się po jej ciele. Ogarnęło ją bezradne, niepohamowane, niszczące
pożądanie.
Nagle poczuła, jak jego dłoń dotyka jej podbródka i unosi twarz w
górę. Zmusił ją, aby spojrzała mu w oczy i wtedy zobaczyła w nich
pragnienie tak gwałtowne, jak bezlitosny huragan, jak sztorm. Może
ją nienawidził, ale nie było wątpliwości, że jej pragnął. Na samą myśl
o tym nogi się pod nią ugięły i gwałtownym ruchem chwyciła go za
szyję, aby nie upaść.
- Giles, nie...
- Jestem u granic wytrzymałości - szepnął. - Nic mnie teraz nie
zatrzyma. Czekałem tak długo. Całe życie. Po śmierci Malcolma
oczywiście wiedziałem, że jest zbyt wcześnie, aby nawet o tym
myśleć...
Co? Oniemiała, wpatrując się w niego. Po śmierci Malcolma? Za
wcześnie, aby myśleć o czym? Na co było za wcześnie? Zanim
zdążyła go o to zapytać, zaczął szybko mówić, jakby nagle wstąpiła w
niego jakaś dziwna moc.
- Postanowiłem sobie, że poczekam kilka miesięcy... Ale gdy
twoja matka powiedziała mi, że wyjechałaś do Włoch,
zdecydowałem, że zaryzykuję i pojadę za tobą...
- Co? - powtórzyła z niedowierzaniem i zobaczyła, jak twarz
Gilesa pokrywa się ciemnym rumieńcem. Jego głos przybrał teraz
jeszcze bardziej stanowczy ton.
- Tak. Pojechałem za tobą. Nie musiałem jechać do Włoch
osobiście, ale to, że konieczność podróży służbowej wynikła właśnie
wtedy, kiedy ty tam jechałaś, zdawało się być dobrym znakiem. Nie
mogłem przepuścić takiej okazji. W dniu, kiedy przyszedłem do
waszego hotelu, wy akurat wybrałyście się do Ravenny. Znów
pojechałem za tobą i widziałem cię. Byłaś nawet bardziej przyjazna
niż kiedykolwiek przedtem... Płakałaś w moich ramionach, ale nie
miałem wątpliwości, że wciąż opłakujesz Malcolma. Byłbym
głupcem tracąc czas, więc nie zostałem dłużej.
Była tak zaskoczona, że ich spotkanie w Ravennie nie było
przypadkowe, że nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłaby teraz
127
SR
powiedzieć - i tylko wpatrywała się w niego.
Poruszył się niespokojnie. Wcale nie było mu łatwo o tym
wszystkim mówić. Dla Gilesa Kenta spowiadanie się z uczuć było
rzeczą poniżającą.
Zacisnął jednak szczęki i kontynuował z zawziętym uporem:
- Tak więc wróciłem do domu mówiąc sobie, że jeszcze za
wcześnie... Uspokoiłem się, postanowiłem odczekać pół roku i
spróbować znów - zaśmiał się gorzko. - Wtedy dowiedziałem się, że
jesteś w ciąży! Boże, to był szok! Gdyby Malcolm wiedział, ale
śmiałby się ze mnie...
Drgnęła. Przeraził ją i zadziwił błysk zazdrości w jego oczach.
- Byłem wstrząśnięty - powiedział ochryple. - Nie mogłem
oprzeć się wrażeniu, że Malcolm sięga z zaświatów, roszcząc sobie
prawo do ciebie. Byłem zazdrosny o własnego brata i to nawet po
jego śmierci! - Przesunął ręką po twarzy i westchnął ciężko. - Nie
wiedziałem, co ze sobą zrobić, ale kiedy pierwsze wzburzenie
minęło, zrozumiałem, że wciąż cię kocham i pragnę tak samo. A
dziecko było częścią ciebie, więc także je pokochałem. Zrozumiałem,
że ono zmienia wszystko, że to jest pretekst, by cię częściej
widywać... %7łe ten malec może być tym, co nas połączy.
Leonie była oszołomiona i zdezorientowana. Giles ukazywał
miniony rok ich wzajemnych stosunków w zupełnie innym świetle.
Nie wiedziała, w co teraz wierzyć.
- Oczywiście, wszystkie moje grozby, że zostanę opiekunem
dziecka i ci je zabiorę, były czystą fantazją! %7ładen sąd nigdy nie
przyznałby mi racji. Dobrze o tym wiedziałem...
- Wyssałeś to wszystko z palca?! -jęknęła.
- Pragnąłem cię z taką desperacją, że byłem w stanie
powiedzieć wszystko - przyznał stłumionym głosem. - Nie sądziłem,
że uwierzysz. Każdy prawnik powiedziałby ci, że plotłem bzdury.
%7ładen sąd nie odebrałby ci dziecka, ani nie uczyniłby mnie jego
opiekunem, póki żyje matka. Aapałem się ostateczności. Wszystko,
by tylko utrzymać kontakt z tobą i z dzieckiem. Szczególnie po tym,
gdy powiedziałaś mi, że będziesz mieszkała z tym Colpittem.
128
SR
- Nic takiego nie powiedziałam! Mieszkanie należało do jego
matki! Ile razy mam ci powtarzać, że między nami nic nie było! -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Start
- Cherry, C J Cyteen 1, La Traicion
- Anthony, Piers Prostho Plus()
- 63 Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i Mumia Egipska
- Aislinn_Kerry_ _A_Queen's_Dowry
- Turbo Pascal projektowanie kart dśĹźwićÂkowych
- 144. Broadrick Annette Bracia z Teksasu 02 Zaloty po teksasku
- Sekretny jezyk kwiatow Vanessa Diffenbaugh
- May Karol Maskarada w Moguncji
- WDI
- Ciro Alegria GśÂodne psy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- g4p.htw.pl