[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w Bibliotece Wojewódzkiej trafiłem na dalszy trop. Bibliotekarka przyniosła mi z
magazynu wydaną w ostatnich latach XIX wieku obszerną niemiecką monografię
archelogiczno-architektoniczną Wzgórza Tumskiego. Znalazłem gotycki kościół
Zwiętego Krzy\a. Autor zamieścił tu kilkanaście reprodukcji starych drzeworytów i
miniatur przedstawiających budowlę. Wczytałem się w wyjątkowo trudny tekst,
zapisany jak na złość szwabachą - ozdobnym niemieckim alfabetem naśladującym
gotyk.
Pierwotnie opodal kościoła, niczym mnisie eremy, stało kilkanaście gotyckich
kanonii. Jedna z nich nale\ała nawet przez pewien czas do Mikołaja Kopernika. Mo\e
to w niej mieszkał Solfa? Ostatecznie byli zaprzyjaznieni. Mo\e gdzieś tam na strychu
przez kolejne stulecia stał egipski sarkofag z mumią, która kiedyś nale\ała do lekarza?
Niestety, w połowie XIX wieku budynki te zostały całkowicie zburzone.
Kolejna ciekawa nić zerwała mi się w ręce. Czy aby do końca? Zamyśliłem
się. Rozbierając stare budynki robotnicy mogli znalezć mumię ukrytą jeśli nie na
strychu, to mo\e zamurowaną w jakiejś niszy. Co z nią zrobili? Zawiadomili pewnie
nadzorującego ich majstra, ten poleciał po in\yniera, in\ynier do biskupa, ten znów do
arcybiskupa... Z pewnością duchowni ci byli wykształceni i zorientowali się, jak
cenne znalezisko mają przed sobą. Co mogli z nim zrobić? Naturalnie byli zbyt
światli, by zniszczyć artefakt. Mo\e poświęcili znalezisko i pogrzebali Egipcjanina po
chrześcijańsku? A mo\e uznali, \e to kuriozum warte pokazania innym?
W takim wypadku mumia powinna być wymieniona w inwentarzu Muzeum
Diecezjalnego... Wróciłem do Archiwum Państwowego. Odesłano mnie do Archiwum
Archidiecezji... Tam dostałem inwentarze z ostatnich stu lat. Mieli dwie mumie. Jak
się jednak okazało nie ludzi, ale... kotów. Podarował je powstającej kolekcji ksiądz,
który wracając z misji w Afryce zatrzymał się na kilka tygodni w Egipcie.
Zniechęcony usiadłem na ławce i patrzyłem na piękną katedrę. Zadzwonił
telefon. Szef.
- Jesteś we Wrocławiu? - zapytał.
- Tak. Całkowity impas. Tyle tropów i nic...
- Zagadka rozwiązana. Nasza mumia jest prawdopodobnie na wydziale
antropologii. Jedz tam, dokonaj identyfikacji, ustal, skąd się wzięła, to znaczy jakie
były jej losy...
- Czemu sądzi pan, \e to nasza? - nie chciałem sobie robić złudnych nadziei.
- Bo nie ma sarkofagu...
Pojechałem. Po drodze zastanawiałem się głęboko. Mają tu mumię. Z
pewnością to zabytek jeszcze poniemiecki, ewentualnie przywieziony z kresów, gdy
Związek Radziecki wysiedlał stamtąd Polaków... Czy mogło być tak, \e mumia trafiła
gdzie indziej, a sarkofag gdzie indziej? Teoretycznie tak. Ale było to raczej skrajnie
mało prawdopodobne.
Na wydziale byłem o szesnastej i miałem du\o szczęścia, bo doktor
Stanisławski, opiekujący się zbiorami, właśnie skończył pracę i wybierał się do domu.
Przyjął mnie jednak bardzo serdecznie i gościnie.
- Chce pan zobaczyć naszą mumię? - ucieszył się.
- Nie wystawiacie jej chyba na widok publiczny? - zainteresowałem się.
- W zasadzie nie mamy nawet gdzie... Chyba \eby w holu, ale wie pan, ktoś
mógłby się niepotrzebnie zszokować. To dość zaskakujący widok. Zapraszam do
magazynu.
Powędrowaliśmy. Brr, okropne to było miejsce. Szafy typu bibliotecznego
zastawione dziesiątkami czaszek, szkielety ludzi i zwierząt, jakieś narządy pływające
w słojach z formaliną... Większość tej makabry szczęśliwie skrywał półmrok.
- Czemu zawdzięczam wizytę wysłanników ministerstwa? - zapytał prowadząc
mnie coraz głębiej i głębiej.
- Znalezliśmy sarkofag, prawdopodobnie od waszej mumii - powiedziałem - i
teraz przetrząsamy kraj, szukając, \e się tak wyra\ę, lokatora... A tak właściwie to
skąd ją macie? Z jakiegoś przedwojennego zbioru?
- Ach, zabawna historia, dostaliśmy ją od milicji. Wie pan, zaraz po wojnie we
Wrocławiu strach było mieszkać. Z jednej strony watahy Rosjan, z drugiej Wehrwolf.
No i właśnie takich kilkunastoletnich gówniarzy nakrył patrol, jak włamywali się do
poniemieckiej apteki.
- Apteki? - zdumiałem się.
- Jak się okazało, jeden z ich kumpli został postrzelony przez
czerwonoarmistów i chcieli zdobyć lekarstwa... Apteka była od wielu miesięcy
zamknięta, właściciel uciekł, a na zapleczu milicjanci znalezli skrzynię z mumią...
- Powiedział pan: skrzynię. Sarkofag?
- Nie, zwyczajną skrzynię, nawet nie trumnę. Aptekarz chciał zabytek jakoś
zabezpieczyć... Nie bardzo wiedzieli, co z nią zrobić, więc zawiezli na uniwersytet. I
słusznie, bo co innego mo\na zrobić z egipską mumią w mieście, w którym nie ma
jeszcze ani jednego czynnego muzeum...
- Czy to na pewno egipska? - zaciekawiłem się. - Słyszałem, \e na Zląsku pod
kilkoma kościołami znajdują się krypty ze zmumifikowanymi ciałami dawnych
parafian...
- Badali ją specjaliści - wyjaśnił. - Początkowo te\ sądzono, \e to nic
nadzwyczajnego, ale kilkanaście lat temu zrobiono fachową obdukcję i sekcję...
Zatrzymaliśmy się pod ścianą. Stała tu podłu\na, drewniana skrzynia. Mój
przewodnik, nie bawiąc się w \adne wstępy, podniósł wieko. Widziałem w \yciu całą
masę zwłok. Będąc na wykopaliskach odsłaniałem ludzkie szczątki, ale mimo
wszystko nie byłem przygotowany na coś takiego.
Ciało le\ało na plecach. Ktoś wra\liwy nakrył je niczym całunem płócienną
płachtą. Spod przykrycia wystawała tylko głowa... Wyschnięta, nieco popękana skóra
ciasno opinała czaszkę. Zcięgna pod brodą napięły się jakby w skurczu. Resztki
włosów...
Odwróciłem się, nie mogąc dłu\ej patrzeć.
- Makabra - mruknąłem.
Z ulgą usłyszałem dzwięk opadającej klapy. Uff.
- Przepraszam, wie pan, jak się na co dzień robi sekcje, to człowiek się
przyzwyczaja, nie sądziłem, \e tak panem wstrząśnie - powiedział doktor
Stanisławski. - Chodzmy stąd, kieliszek koniaku dobrze panu zrobi.
- Nie mogę koniaku. Jestem samochodem.
- No to kawki się napijemy - zdecydował. - Musi pan czegoś łyknąć na
odprę\enie.
Z ogromną ulgą opuściłem magazyn. Serce dziwnie mi kołatało. Strasznie się
zdenerwowałem.
- Wygląda faktycznie trochę nieciekawie - powiedział. - A i tak w sumie
niewiele wystaje... Ale mo\e zmieńmy temat, bo jeszcze pan tu zemdleje. Nie ma się
czego wstydzić. Normalna reakcja - dodał pocieszająco. - Studentki ju\ stąd
wynosiliśmy.
- Swoją drogą to a\ dziwne, \e w XX wieku w Niemczech coś takiego było w
aptece - zdziwiłem się. - Rozumiałbym dwieście lat wcześniej: proszek mumiowy i te
sprawy.
- O, mumia ma ślady, \e u\ywano jej kawałków do przygotowywania leków,
kto wie, mo\e nawet jeszcze w 1945... Wiem, dla nas to obrzydliwe - trafnie odgadł
wyraz mojej twarzy. - Ale i dziś są ludzie, którzy nadal wierzą w takie rzeczy.
- Ale to raptem sześćdziesiąt lat temu... Prawie jak wczoraj...
- No có\... Gdybyśmy zajrzeli do chińskich aptek i dziś znalezlibyśmy
rozmaite średniowieczne medykamenty... Leczenie ludzi to konserwatywna dziedzina
nauki. Niby jest ogromny postęp, klonuje się zwierzęta, w Portugalii pracują ju\ nad
sztucznym okiem, a jednocześnie ciągle ludzie piją naftę, bo to ponoć pomaga na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum