[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie próbowała za nim nadążyć, wręczyła mu po
prostu pęk kluczy, a po skończonym przeglądzie
Ascanio je uczciwie zwrócił.
 Teraz jestem,.moja pani, na twoje rozkazy
rzekł.
 Wstąpmy zatem na chwilę do Petit-Nesle,
kawalerze, skoro i ty uważasz, że tak wypada.
 Jakże by nie! Wielkim nietaktem byłoby,
gdybym postąpił inaczej.
 Ale przy Colombe sza! o celu twojej wizyty,
młodzieńcze.
 Boże mój! o czym w takim razie będę z nią
rozmawiał?  zmartwił się Ascanio.
 No, proszę, jak cię to zakłopotało, piękny
kawalerze! Mówiłeś wszak, żeś złotnikiem.
 A tak.
127/234
 Rozmawiaj więc z nią o klejnotach; ten tem-
at zawsze raduje serce najmądrzejszej nawet pan-
ny. Albośmy córami Ewy, albo nie, a. skoro
jesteśmy, kochamy wszystko, co błyszczy. Biedne
dziecko, ma przecież tak mało rozrywek w tej
pustelni, że zaiste błogosławieństwem jest, gdy
ją kto nieco rozweseli. Co prawda rozrywką
odpowiednią w jej wieku byłoby dobre zamążpójś-
cie. Toteż kiedy imć pan Robert przychodzi tutaj,
nie obejdzie się nigdy, żebym mu nie szepnęła na
ucho: Wydaj za mąż, panie, to biedne dziewczę,
wydaj ją za mąż!
I nie zauważając, że wyjawienie takiej po-
ufałości mogło w gościu wzbudzić pewne domysły
co do jej funkcji u imć pana prewota, jejmość Per-
rine zawróciła do Petit-Nesle i z Ascaniem podąża-
jącym w tyle wesała do komnaty, gdzie zostawili
Colombe.
Colombe siedziała nadal zamyślona i rozmar-
zona w tej samej pozycji, w jakiejśmy ją zostawili.
Tylko ze dwadzieścia może razy uniosła głowę i
spojrzenie utkwiła w drzwiach, przez k,tóre
wyszedł gładki kawaler, tak że ktoś, kto by śledził
jej wzrok, mógłby mniemać, iż go oczekuje. Led-
wie jednak ujrzała, jak drzwi się otwierają, wróciła
do swego zajęcia z takim pośpiechem, że ani jej-
128/234
mość Perrine, ani Ascanio nie mogli się domyślić,
iż pracę przerwała.
W jaki sposób odgadła, że młodzieniec idzie
za Perrine, można by wyjaśnić tylko za pomocą
fenomenu magnetyzmu, gdyby w owych czasach
już go znano.
 Przyprowadzam ci z powrotem tego, co
nam wodę święconą podaje, moja duszko, bo to
on we własnej osobie, nie pomyliłam się. Miałam
go odprowadzić do bramy Grand-Nesle, skoro
spostrzegł, że się z tobą nie pożegnał. Słusznie
zauważył, bo przedtem nie wyrzekliście do siebie
ani słówka. A przecież żadne z was nie jest nieme.
Bogu dzięki!
 Moja Perrine...  przerwała zmieszana
Colombe.
 No co? Nie trzeba się tak rumienić. Pan
Ascanio to przyzwoity kawaler, tak jak ty jesteś
skromną panienką. Poza tym zdaje się, że to do-
bry artysta, ze złota i szlachetnych kamieni wyra-
bia rozmaite ozdóbki, w których młode panny na
ogół się lubują.
 Nic mi nie trzeba  szepnęła Colombe.
 W tej chwili to możliwe; musisz jednak
liczyć się z tym, że nie umrzesz jak pustelnica
w tej przeklętej samotni. Mamy szesnaście lat,
129/234
moja gołąbko, i przyjdzie dzień, kiedy zostaniesz
piękną narzeczoną, której ofiarowuje się najprz-
eróżniejsze klejnoty; a potem wielką damą, ta zaś
potrzebuje rozlicznych garniturów. Lepiej zatem
dać pierwszeństwo temu kawalerowi niż wyrobom
jakiegoś innego artysty, który z pewnością mu nie
dorówna.
Colombe cierpiała katusze. Ascanio, niezbyt
rad z przewidywań Perrine, spostrzegł to i
przyszedł z pomocą biedactwu, bezpośrednia
bowiem rozmowa w mniejsze ją wprawiała za-
kłopotanie niż ten monolog czcigodnej niewiasty.
 Och, panno Colombe  rzekł  nie odmaw-
iaj rni łaski obejrzenia moich wyrobów; mam teraz
wrażenie, jakbym je dla ciebie wykonał, a robiąc
je, myślał o tobie. O tak, uwierz, proszę, bo my,
złotnicy, do złota, srebra, szlachetnych kamieni
dodajemy niekiedy własne myśli. Do diademów
zdobiących wasze główki, do bransolet skuwają-
cych wasze ramiona, do naszyjników pieszczą-
cych wasze szyje, do kwiatów, ptaków, aniołów,
chimer, które brzęczą wam u uszy, dorzucamy
czasami pełne szacunku uwielbienie.
I tu, jako kronikarz, przyznać musimy, że na
te słodkie słowa serce Colombe rosło, bo Ascanio,
tak długo milczący; przemówił wreszcie, i to.
przemówił w sposób, jaki ona sobie wyśniła, al-
130/234
bowiem nie podnosząc wzroku dziewczyna czuła
na sobie jego gorące spojrzenie, a dziwnego uroku
tym słowom, nowym i Colombe nie znanym, do-
dawał nawet obcy . akcent głosu, akcent głęboki
i uwodzicielski prostego i melodyjnego języka
miłości, który młode panny rozumieją, zanim
jeszcze zaczną nim mówić.
 Wiem dobrze  ciągnął Ascanio ze wzrok-
iem ciągle utkwionym w Colombe  że urody
waszej nie powiększamy. Nie czyni się Boga bo-
gatszym, ozdabiając jego ołtarz. Ale przynajmniej
otaczamy wasz urok wszystkim tym, co jak on
jest cudowne i piękne, a kiedy zmroku naszych
otchłani patrzymy, ubodzy i pokorni wyrobnicy
magii j blasku, jak nas mijacie w świetności,
pociechą za to, że stoimy o wiele niżej nizli wy,
jest świadomość, że sztuką swoją jeszcze was
wyżej wynosimy.
 Twoje piękne dzieła, kawalerze  odparła
zmieszana Colómbe  będą mi niechybnie za-
wsze obce, a przynajmniej zbędne; żyję w odosob-
nieniu i zapomnieniu, a ten stan rzeczy nie tylko
mi nie ciąży, lecz przyznaję, radam z tego, prag-
nęłabym tu na zawsze pozostać, choć nie kryję,
że bardzo bym chciała obejrzeć twoje ozdoby, nie
z myślą o sobie, lecz o nich; nie po to, by je
włożyć, ale podziwiać.
131/234
I przestraszona, że już za dużo powiedziała
i że powie jeszcze więcej, Colombe, rzekłszy te
słowa, złożyła ukłon i wyszła tak szybko, iż dla
mężczyzny bardziej obeznanego w tej materii
wyjście owo wyglądałoby na najzwyklejszą
ucieczkę.
 No, doskonale!  rzekła jejmość Perrine.
 Nareszcie pojawia się w niej trochę zalotności.
Atoli prawdą jest, kawalerze, że prawisz niby z
książki. Zda się, zaiste, że w twoim kraju znacie
tajemnicę urzekania ludzi; dowodem to, że od
razu zaczęłam ci sprzyjać, i na honor, życzę ci, że-
by imć pan prewot nie dał ci się zbytnio we zna-
ki. No to do zobaczenia, młodzieńcze, a szepnij
swemu mistrzowi, żeby na siebie uważał. Uprzedz
go, że imć d'Estouteville to okrutnie twardy człek
i ma na dworze mocne poparcie. I gdyby twój mis-
trz mi zawierzył, zrezygnowałby z zamieszkania
w Grand-Nesle, a zwłaszcza z zajęcia go siłą. A
ciebie przecie zobaczymy jeszcze? Colombe zaś
nie wierz: sam spadek, po jej zmarłej matce jest
o wiele większy, niżby trzeba, żeby się wyrzekać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum