[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zresztą ku mojemu zdumieniu...
Darius przyglądał się jej z pełną rozbawienia rezygnacją. Posłała mu zadziorny
uśmiech.
Pogadała z dziewczynką, pózniej z Markiem, wreszcie oddała komórkę Dariusowi.
Pożegnał się z dziećmi i z uśmiechem popatrzył na Harriet.
- Jestem ofermą, tak? Niech ci będzie. I dzięki, bo wiele dla mnie zrobiłaś. - Ro-
zejrzał się. - Naprawdę masz dostawę.
- Tak, i to dużą. Co robisz?
- Udowodnię ci, że nie jestem fajtłapą. - Zaczął rozpakowywać wielkie pudło.
Po dwóch godzinach robota była skończona. Wylądowali w pubie na drinku, potem
się pożegnali. Wyglądało, że ich relacje wróciły do poprzedniego stanu.
Myliła się.
Trzy dni pózniej, gdy razem z Phantomem wychodziła z wody, zobaczyła, jak Da-
rius biegnie w jej stronę. Po chwili złapał ją za ramiona.
- Musisz mi pomóc. Wiem, że nie będziesz chciała, ale...
- Dlaczego miałabym nie chcieć?
- Wciąż cię o coś proszę. Ty ciągle dajesz, a ja biorę...
- Uspokój się i powiedz, w czym rzecz.
- Dostałem telefon od Mary. Babcia złapała wirusa, więc dzieci nie mogą u niej zo-
stać. Chcą przyjechać tutaj.
- To oczywiste.
- Tak, ale Mary zgodzi się pod warunkiem, że ty tu będziesz. Wygląda na to, że im
bardziej zależy na tobie niż na mnie.
- Bzdury, jesteś ich ojcem.
R
L
T
- Dopiero się uczę, a do ciebie Mary ma absolutne zaufanie. Jeśli się nie zgodzisz,
to ona też nie. Harriet, proszę cię.
Nie powinien tak na nią patrzeć. Kruszy jej opór.
- Chętnie ci pomogę, tylko musimy zawczasu ustalić, jak...
Zadzwoniła komórka.
- Mary? Tak, pytałem, zgadza się. Słucham? Tak, jest tutaj. - Podał jej telefon.
- Harriet? Wielkie dzięki! Sytuacja strasznie się skomplikowała.
- Chętnie pomogę, dzieciom na pewno się tutaj spodoba.
- Wiem. Piali z zachwytu po waszej rozmowie. Wystarczy, że z nimi będziesz.
- Będę.
- To dobrze ułożone dzieciaki. Bez problemu położysz je do łóżek, nie są grymaśne
przy jedzeniu...
- Poczekaj... Boże! Mary uznała, że będzie z dziećmi na okrągło, bo mieszka z ich
ojcem.
- To nie tak - zaczęła pośpiesznie. - Ja wcale nie... - Zobaczyła błagalny wzrok Da-
riusa. Musiał się domyślić, co chciała powiedzieć. - Ja wcale nie... Nie jestem zbyt dobrą
kucharką.
- To nie problem. Darius mówi, że Kate świetnie gotuje. Proszę jedynie, byś była
dla nich dobra, i wiem, że tak będzie, bo...
Nie słuchała. Dotarło do niej, na co się zgodziła. Ma zamieszkać z Dariusem pod
jednym dachem. Jak to będzie?
Za pózno, by się wycofać, odebrać mu nadzieję. Pożegnała się z Mary i poszła na
brzeg morza.
Co ja zrobiłam? Co ja najlepszego zrobiłam?
Usłyszała, że Darius ją woła, a gdy się odwróciła, objął ją ramionami.
- Dziękuję! Dziękuję!
- Posłuchaj... - Obejmował ją mocno, ale nie chciała uciekać. Serce zabiło jej szyb-
ciej. Już nie żałowała, że się zgodziła.
- Jutro odbiorę je z Londynu. Może pojedziesz ze mną?
- Jeśli będę mogła. Muszę odwołać dyżur. Zaraz zadzwonię.
R
L
T
- Nie masz wiele czasu, ale ja ci pomogę. O nic się nie martw. Wybierzesz sobie
pokój, wszystko będzie, jak zechcesz. Masz moje słowo, że...
- Przestań! - Położyła palce na jego ustach. - Pleciesz trzy po trzy!
Musnął ustami jej palce.
- Nic na to nie poradzę - wymruczał. - To dla mnie strasznie ważne.
- Będzie dobrze, zobaczysz. No to ruszajmy, czasu jest mało.
- Tak, chodzmy. Ty też - rzekł do Phantoma.
- On też?
- A jak inaczej? Dzieciaki go pokochają. Jak się zastanowić, jest nawet ważniejszy
niż ty.
- Też tak sądzę - odparła rozbawiona.
- Co będzie ze sklepem? - zagadnął, gdy szli do domu.
- Mam zastępczynię, jest też ktoś, kto pracuje u mnie dorywczo.
- Doskonale, zatrudnij tę osobę. Ja płacę. Bez dyskusji.
- Nie ma sprawy. Nie tylko ty robisz w biznesie.
Wesoło pogwizdując, szła przed nim tanecznym krokiem.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Załatwiła dodatkową osobę do sklepu, przewiezli do Dariusa rzeczy Harriet. Kate
oprowadziła ją po czterech wolnych sypialniach.
- Pewnie najbardziej pasuje ci ta w końcu korytarza - z nieprzeniknioną miną za-
gadnął Darius.
Była najdalej od jego pokoju i miała zamek w drzwiach. Była też strasznie brzyd-
ka.
Najładniejszy pokój był na froncie, tuż nad wejściem. Miał dwa wykuszowe okna,
na podłodze nową puszystą wykładzinę i szerokie łóżko.
Znajdował się na wprost sypialni pana domu.
- Na twoim miejscu tego bym nie wybierał - powiedział Darius. - Za blisko faceta,
który podobno ma fatalny charakter. Lepiej trzymać się od niego z daleka. Nawet nie
powinniśmy pokazywać ci tego pokoju, choć jest najbardziej komfortowy, a rano, gdy
wpada słońce, robi się naprawdę cudnie. W dodatku nie ma zamka.
- Ten facet obiecał nie sprawiać problemów. Jeśli dotrzyma słowa, to po co zamek?
- Szczera prawda.
- A jeśli nie dotrzyma... to poszczuję go psem. - Rzuciła się na łóżko, Phantom też.
- Tak, bierzemy ten. - Popatrzyła na psa. - Zgadzasz się? - Gdy Phantom zaszczekał, do-
dała: - Skoro tak, to postanowione.
Helikopter przyleciał punktualnie. Z lotniska pojechali po dzieci. Mark i Frankie
niecierpliwie wyglądali ich z okna.
- Tata! Przyjechałeś! - zawołała Frankie.
- Przecież powiedziałem, że przyjadę. Dzieci pominęły to milczeniem. Pewnie
wiele razy nie dotrzymał obietnicy, domyśliła się Harriet.
Złożona chorobą babcia przesłała pozdrowienia przez gosposię, a Darius przekazał
życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Po chwili byli gotowi do wylotu.
Harriet pochwyciła znaczące spojrzenia dzieciaków. Dałaby głowę, że usłyszała
szept Marka:
- Mówiłem ci, że przyjedzie.
R
L
T
Podczas drogi musiała opowiadać im o Herringdean. Dzieci nie mogły się docze-
kać, kiedy ujrzą wyspę z powietrza, a gdy wreszcie to nastąpiło, z wrażenia zaparło im
dech. Darius doskonale rozumiał, co czują.
- Też pomyślałem, że to najpiękniejsze miejsce na świecie.
Dzieci kiwnęły głowami, lecz po ich minach Harriet widziała, że nie uwierzyły oj-
cu. Niemożliwe, żeby tak pomyślał.
Phantom od razu zawojował ich serca. Uwielbiał być w centrum uwagi, a dzieci nie
mogły się od niego oderwać. Z miejsca się zaprzyjaznili.
Gdy po kolacji Mark i Frankie bez protestów poszli do łóżek, Darius napełnił wi-
nem kieliszki.
- Twoje zdrowie - wzniósł toast. - Nic by z tego nie wyszło, gdyby nie ty.
- Teraz wszystko zależy od ciebie.
- Widziałaś ich miny, gdy powiedziałem, że wyspa wydała mi się najpiękniejszym
miejscem na świecie? Nie wierzą, że mogę tak odczuwać. - Sposępniał. - Podobnie jak
ty.
- Przestań marudzić. To było dawno temu. Jesteś innym człowiekiem.
- Może... Ale jakim?
- Dowiesz się tego przy dzieciach.
- I przy tobie?
- Nie. Ja jestem z boku.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda - powiedział cicho.
Serce zabiło jej szybciej. Mogła wykorzystać moment, pozyskać go dla siebie,
omotać... Niby nic trudnego, jednak...
Czy jest na to gotowa? Ofiarować mu miłość, poprzestając na wdzięczności?
- Dlaczego tak wzdychasz? Sprawiłem ci przykrość?
- Nie, skąd.
- Wymogłem na tobie, byś się tu przeniosła. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Przestań być taki ponury. Pójdę z Phantomem na
spacer.
- Chodzmy razem.
R
L
T
- Lepiej nie. On chce mieć mnie przez chwilę dla siebie. Dobranoc.
Wymknęła się, nim zdążył powiedzieć coś więcej. Musiała znalezć się dalej od
Dariusa, jego bliskość za bardzo na nią działała. Pies pobiegł za nią. Darius przyglądał
się, jak znikają w ciemnościach. Zaczął wchodzić na schody i ujrzał dwie zaniepokojone
dziecinne twarzyczki.
- Co wy tu robicie? Mieliście spać.
- Harry sobie poszła - narzekała Frankie. - I zabrała Phantoma.
- Spokojnie, to tylko spacer. Niedługo wrócą.
- Słowo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum