[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wybuchu kłótni.
- W agencji powiedziano nam, że rodzice Daniela są studentami - rzekł
spokojnie.
- 91 -
S
R
Informacja zainteresowała jego ojca.
- Wiesz, gdzie studiują? Może na uczelni należącej do najlepszej
dziesiątki?
- Raczej wybrali najtańszą - pogardliwie rzuciła jego żona.
Reese nie wytrzymała nerwowo, nie potrafiła dłużej ukryć irytacji.
- Co to ma do rzeczy? - zawołała. - Ich uczelnia jest bez znaczenia.
- Uspokój się, moja droga, szkoda nerwów - mitygowała ją teściowa. - Po
prostu interesuje nas, co powiedziano wam o dziecku, na ile znacie historię jego
rodziny. Nasza ciekawość jest naturalna.
- Nie jest. Moim zdaniem byłoby naturalne, gdybyście złożyli nam
gratulacje. Byłoby naturalne, gdyby babcia ucieszyła się na widok wnuczka,
wzięła go na kolana.
Tak postąpiliby jej rodzice.
Jaka szkoda, że dziadkowie cieszący się z wnuka mieszkają bardzo
daleko, a mieszkający blisko są zimni i obojętni.
Głośno sapała ze złości, chociaż zdawała sobie sprawę, że jest śmieszna, a
obojętność dziadków w tym wypadku korzystna. Powinna wreszcie przyjąć do
wiadomości, że niektórzy ludzie nigdy się nie zmienią.
Zerknęła na męża, który początkowo też był powściągliwy, ale w
pierwszych latach małżeństwa nauczył się spontanicznie okazywać uczucia. W
ciągu ostatnich dwóch tygodni zdarzały się momenty, gdy znowu zachowywał
się jak człowiek, którego pokochała. Spędzał czas w domu, interesował się
dzieckiem. Chwilami miała nadzieję, że stosunki między nimi ulegną poprawie.
I to nie tylko dla dobra dziecka, ale ze względu na nich.
Niemowlę zakwiliło, więc zaczęła je kołysać.
- Przepraszam, złotko - szepnęła. - Nie chciałam cię niepokoić.
- Ale nas chciałaś obrazić - rzekła teściowa z wyrzutem.
- Jestem jak najdalsza od tego - odparła chłodno. Nie była w nastroju do
przepraszania, więc nie przeprosiła teściów.
- 92 -
S
R
Oburzona pani Newcastle wymownie spojrzała na syna. Zawsze tak robi,
pomyślała Reese. Próbowała ich skłócić. Dawniej Duncan zachowywał
neutralne stanowisko, naśladując irytujący zwyczaj swego ojca, który, aby
uniknąć kłótni, udawał, że nie słyszy złośliwych uwag żony.
Reese nie uznawała uników, więc krytykowała takie postępowanie. Wiele
razy przypominała mężowi, że zawsze powinien stawać po jej stronie.
Tym razem tak zrobił, i to dosłownie.
Podniósł się z krzesła, stanął obok niej. Reese ze zdumienia oniemiała, a
teściowa gniewnie sapnęła.
- Mamo, a propos twojego pytania o rodzinę Daniela. - Chrząknął raz i
drugi. - Otrzymaliśmy dość skąpe informacje, nasza wiedza dotyczy ogólnego
stanu zdrowia krewnych. To wszystko.
Wysoko uniosła brwi.
- Jaki on jest?
Duncan zerknął w bok. Reese powinna odpowiedzieć, bo przestudiowała
wszystkie dane, a on tylko część.
- Jeden dziadek ma nadciśnienie - zaczęła. - Pradziadek podobno miał
zawał w stosunkowo młodym wieku. Poza tym... - Urwała i wzruszyła
ramionami.
Teściowa przygryzła wargę, jakby chciała powstrzymać się przed
wygłoszeniem uwagi:  A nie mówiłam?".
- W naszej rodzinie też mamy nadciśnieniowców - odezwał się Duncan. -
Tato, o ile dobrze pamiętam, wuj Bartholomew miał zawał.
- Zciślej mówiąc, atak serca. - Wprawdzie Louise spojrzała na męża
wzrokiem bazyliszka, ale udał, że tego nie widzi, i dodał: - Wuj miał pierwszy
atak w wieku czterdziestu pięciu lat, a ostatni, śmiertelny, tuż przed
sześćdziesiątką. Między innymi z tego powodu lekarz radzi mi jeść mniej woło-
winy i wieprzowiny.
- Czyli każdy jest, jaki jest - mruknął Duncan.
- 93 -
S
R
Reese była niebotycznie zdumiona, ponieważ mówił tak, jakby dla niego
pochodzenie i DNA dziecka było nieważne. A jeszcze przed kwadransem cofnął
się jak parzony, gdy chciała podać mu niemowlę.
- Wiecie coś o charakterze tych ludzi? - zapytała pani Newcastle. - Moja
matka często powtarzała, że żadne wychowywanie nie zmaże skazy złej krwi.
Reese była bliska wybuchu. To już nie był zwykły snobizm, tylko
bezmyślne okrucieństwo. Z trudem się opanowała i względnie spokojnym
głosem odparła:
- O ich charakterze dobrze świadczy fakt, że zgłosili dziecko do adopcji.
Na pewno je kochają. Gdy okazało się, że dziewczyna jest w ciąży, pewnie
rozpatrywali różne rozwiązania, różne wyjścia z kłopotliwej sytuacji. Podjęcie
decyzji o adopcji wymagało...
- Altruizmu. - Duncan popatrzył na dziecko ze smutkiem i dodał: - Czy
potraficie sobie wyobrazić, jakiego poświęcenia wymaga oddanie takiego
skarbu?
Reese poczuła łzy pod powiekami. Przełożyła niemowlę i schwyciła męża
za rękę.
- Danielek jest skarbem, prawda?
Nie odpowiedział, lecz w jego oczach dostrzegła odpowiedz, którą od
dawna pragnęła otrzymać. Gdyby pokochał to dziecko, może wtedy...
- Skąd wiecie, że ci studenci się nie rozmyślą? - zapytała pani Newcastle.
- W mediach często mówią o nieodpowiedzialnych rodzicach nieślubnych
dzieci...
Duncan chrząknął i spojrzał na matkę.
- Oboje zrzekli się praw rodzicielskich i już nie mogą rościć żadnych
pretensji do dziecka.
- Tak wam powiedziano... - Pokręciła głową, wymownie westchnęła. -
Oby wasze kłopoty się skończyły. Już dosyć wycierpieliście.
- 94 -
S
R
Słowa teściowej przypomniały Reese o dręczących ją obawach i dlatego
zmieniła temat.
- Danielek jest wyjątkowo grzeczny. Rzadko płacze, nawet nie marudzi.
- Bo kochająca mamusia rzadko zostawia go w łóżeczku - rzekł Duncan,
uśmiechając się półgębkiem.
- Uważajcie, żeby nie zrobił się rozkapryszony. - Babcia popatrzyła na
wnuka odrobinę łagodniejszym wzrokiem.
- Na pewno nie będzie rozkapryszony. - Reese objęła niemowlę,
pocałowała w główkę. - Jestem bardzo szczęśliwa, że mam synka. Zawsze
będzie mógł na mnie liczyć, zaspokoję wszystkie jego potrzeby. Zawsze
będziemy razem.
- Nierozerwalna więz - mruknął Duncan.
Czyli to, czego sam z uporem unikał. Czy dlatego, że nie potrafił
przywiązać się do dziecka? A może nie chciał albo po prostu się bał?
- Dla dzieci najważniejsza jest pewność, że są kochane - oświadczyła
Reese z przekonaniem i wiedziona nieomylnym instynktem podała synka
mężowi. - Potrzymaj go, a ja przygotuję kawę.
Nie miał wyboru, musiał wziąć dziecko.
Reese nalała wody do czajnika, postawiła na szafce cztery porcelanowe
filiżanki i spodki z odświętnego serwisu. Miała wyrzuty sumienia, ponieważ
zastosowała wobec męża przymus. Głowiła się, dlaczego tak postąpiła, lecz nie
znalazła odpowiedzi. Wydawała się sobie śmieszna, ponieważ w słowach i
spojrzeniach Duncana doszukiwała się czegoś, czego tam nie było. Marzyła, aby
i on poczuł bezgraniczną radość i miłość, która ją ogarniała, gdy patrzyła na
synka.
Lecz nie należy się łudzić, bo Duncan nie był w stanie obdarzyć cudzego
dziecka takim uczuciem. Przyznał się. Trzeba pamiętać o tym, przyjąć prawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum