[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znaczy to słowo. Przecież nigdy dotąd nie kochała - z wzajemnością czy bez. Spojrzała
na tego fascynującego, a zarazem budzącego w niej lęk mężczyznę. Dobrze poznała ży-
cie wypełnione wyłącznie pracą i obowiązkami, dlatego nagle zapragnęła przełamać ba-
rierę chłodnego profesjonalizmu, którą odgrodził się od świata. Przeczuwała, że to po-
mogłoby im obojgu. Poza tym są w życiu gorsze rzeczy niż zamieszkanie w imponującej
toskańskiej rezydencji - na przykład los bezrobotnej samotnej matki w Anglii.
R
L
T
Uśmiechnęła się figlarnie i spróbowała znalezć jakiś wyłom w jego murze obron-
nym.
- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że mogłam odrzucić twoją propozycję i
odmówić przeprowadzenia się do tej rezydencji?
Jej słowa przekonały Alessandra, jak bardzo jest naiwna.
- Nie, ani przez chwilę. Potrzebowałaś pomocy, a tylko ja mogłem ci jej udzielić. -
Ponieważ pokojówka właśnie postawiła na stole wspaniały tort, zapytał: - Masz ochotę
na deser?
Skinęła głową. Odniosła wrażenie, że udało jej się nieco przełamać lodowatą re-
zerwę Alessandra.
- Nie potrafiłabym się oprzeć takiej pokusie - odpowiedziała.
Zarumieniła się na widok gorącego błysku w jego oczach i zmieszana odwróciła
wzrok. Lecz on nadal przyglądał jej się z uśmiechem i pod wpływem tego spojrzenia za-
pragnęła go jak jeszcze nigdy żadnego mężczyzny.
Alessandro nałożył na talerzyk porcję tortu i podał jej. Miała nadzieję, że przy tym
ich dłonie znów przelotnie się zetkną, lecz tak się nie stało. Kolejny błysk w jego oczach
niemal jej to wynagrodził, ale nie całkiem. Niemniej wydało jej się, że zasłona kryjąca
jego prawdziwe uczucia uchyliła się na moment.
- Zaczekaj jeszcze - powiedział, gdy pojawiła się pokojówka z kryształowym
dzbanuszkiem pełnym miodu.
- Czy ciasto nie zrobi się zbyt słodkie? - zaniepokoiła się Michelle.
- Mój kucharz celowo dał mniej cukru. Miód jest doskonałym dodatkiem, zwłasz-
cza że pochodzi z naszej posiadłości. Spróbuj.
Michelle z wahaniem pochyliła się nad słoikiem.
Dotąd znała tylko miód z supermarketu, który niezbyt jej smakował. Lecz ten upa-
jająco pachniał wonnymi kwiatami. Nabrała na srebrną łyżeczkę trochę tego płynnego
słońca i polała nim swój deser.
Pod stołem Alessandro znów musnął kolanem jej nogę. Oszołomiona pożądaniem
Michelle miała nadzieję, że to nie był przypadek. Kurczowo ścisnęła łyżeczkę i skoncen-
trowała się na jedzeniu tortu. Przymknęła oczy i rozkoszowała się jego wybornym sma-
R
L
T
kiem. Pochłonęła wszystko do ostatniego okruszka i z zadowolonym westchnieniem roz-
parła się w krześle.
- Deser był pyszny.
- Cieszę się, że ci smakował - rzekł Alessandro, który już skończył swój kawałek. -
Napijesz się kawy?
- Raczej nie - odrzekła ze szczerym żalem, gdyż każdy pretekst byłby dobry, aby
przedłużyć przebywanie tak blisko Alessandra, z wyjątkiem tego jednego. - Nie mogę
znieść nawet zapachu kawy, odkąd...
- Rozumiem - wszedł jej w słowo, zanim zdążyła wspomnieć o ciąży. - Wobec te-
go, może chciałabyś zwiedzić dom? Naturalnie, o ile nie jesteś zbyt zmęczona.
Propozycja sprawiła jej ogromną radość. Ten dzień zaczął się zle, ale teraz układał
się bajecznie. Znalazła się w zupełnie odmiennym świecie i miała tyle do obejrzenia. A
chociaż nadal wyczuwała niechęć Alessandra, nie potrafiła zrezygnować z okazji dalsze-
go spędzenia z nim czasu. Być może, obudzi się i stwierdzi, że wszystko to było tylko
pięknym snem. Ostatecznie przecież Alessandro raz już zniknął nagle z jej życia.
Wyruszyła więc na zwiedzanie pod jego przewodnictwem, zdecydowana nie obja-
wiać zbytniego podziwu. Lecz okazało się to niemożliwe. Gdy zaprowadził ją na dół do
imponującego centrum odnowy biologicznej, wpadła w nieukrywany zachwyt. Już sama
przebieralnia była większa od jej domu w Anglii, a widok basenu i baru kompletnie ją
oszołomił.
- Powinnaś zażywać dużo ruchu - stwierdził; Alessandro. - Przeczytałem, że pły-
wać będziesz mogła aż do dnia urodzenia dziecka.
Michelle przypatrywała się barwnej mozaice z kafelków na ścianach i podłodze ba-
senu, skomponowanej z motywów kwiatów i owoców, która jarzyła się w blasku
umieszczonych pod wodą świateł. Za przeciwległą ścianą ze szkła znajdował się obszer-
ny taras, skąd roztaczał się wspaniały widok.
- To przypomina tropikalny ogród - zawołała z zachwytem, rozglądając się po tera-
kotowych żardynierach, zawierających rozmaite rodzaje egzotycznych roślin. Palmy, ba-
nany, maranty i orchidee rosły bujnie w ciepłym wilgotnym powietrzu. Spostrzegła małą
rzekotkę drzewną, mrugającą do niej pośród liści.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum