[ Pobierz całość w formacie PDF ]

masztach, krzepka postać Busha były czymś nierzeczywistym, zjawami ze snu  a istniało tylko straszliwe zmęczenie i ból
wewnątrz czaszki. Usłyszał swój głos jakby z odległości kilku jardów.
 Tak jest, sir  powiedział bosman.
Wszystko, co znalazło się w zasięgu Królewskiej Marynarki Wojennej, dostawało się w jej tryby  Harrison był gotów
przerobić na marynarzy najdziwniejszych przedstawicieli rodzaju ludzkiego; w istocie nie robił niczego innego przez całe swoje
życie.
 Jaki wziąć kurs, sir?  zapytał Bush, gdy Hornblower wrócił na pokład rufówki.
 Kurs?  zapytał nieprzytomnie Hornblower.  Kurs?
Było mu niesłychanie trudno zdać sobie sprawę, że bitwa już skończona, że  Natividad zatonęła i że w promieniu tysięcy mil
nie ma na morzu żadnego wroga. Ale równie trudno było mu uświadomić sobie, że  Lydia jest w poważnym niebezpieczeństwie,
że szczękające monotonnie pompy nie są w stanie równoważyć przecieków, że okręt ma wciąż dno uszczelnione tylko plastrami
z żagli i ogromnie potrzebuje kompletnego remontu.
Stopniowo Hornblower zaczął sobie uprzytamniać, że musi teraz rozpocząć nowy rozdział w historii  Lydii , obmyślić nowe
plany. A tu długi rząd ludzi czekał już na rozkazy  był tam Bush, bosman, cieśla, artylerzysta i ten dureń Laurie. Musi zmusić
swój wyczerpany mózg do myślenia. Ocenił siłę i kierunek wiatru, jak gdyby wykonując zadanie szkolne, a nie coś, co robił przez
dwadzieścia lat i co stało się już jego drugą naturą. Zszedł zmęczonym krokiem do swej kabiny i wśród straszliwego bałaganu
odszukał pogruchotane skrzynki. Pochylił się nad podartą mapą.
Musi jak najszybciej donieść o swym zwycięstwie do Panamy  to była dlań rzecz oczywista. Może tam będzie można
naprawić okręt  chociaż się obawiał, że trudno będzie tego dokonać na tamtejszej niegościnnej, otwartej redzie, szczególnie że
w mieście panuje żółta febra. Tak więc musi wlec pogruchotaną,  Lydię do Panamy. Wytyczył kurs na przylądek Mala,
z najwyższym wysiłkiem uzmysłowił sobie, że wiatr ma pomyślny i wyszedł na pokład, by wydać rozkazy. Tam stwierdził, że
wszyscy ci ludzie, którzy chcieli coś od niego, znikli w jakiś cudowny sposób. Bush rozegnał ich, chociaż nigdy się do tego nie
przyznał. Hornblower podał mu kurs, a potem obok zjawił się Polwheal z opończą i leżakiem.
Hornblower nie miał już siły protestować. Pozwolił się owinąć i na pół zemdlały padł na leżak. Dwadzieścia cztery godziny
bez przerwy był na nogach. Polwheal przyniósł też coś do jedzenia, ale kapitan odmówił. Nie potrzebował jedzenia! Potrzeba mu
było tylko odpoczynku.
Potem ocknął się jeszcze na sekundę, przypomniawszy sobie Lady Barbarę zepchniętą na dół, razem z rannymi,
w ciemnościach i odorze wnętrzności okrętowych. Ale odpędził od siebie myśli o niej. Ta przeklęta baba może zadbać sama
o siebie  na pewno stać ją na to. Teraz nic nie miało znaczenia. Znów głowa opadła mu na piersi. Zbudził go odgłos własnego
chrapania, ale nie na długo. Pochrapując spał głęboko pośród zgiełku, jaki czyniła załoga, usiłując nadać znów  Lydii wygląd
okrętu.
Rozdział XVIII
Zbudziło Hornblowera słońce, które podniósłszy się nad horyzont świeciło mu prosto w oczy. Poruszył się, zamrugał i przez
chwilę, jak rozespane dziecko, zasłoniwszy twarz rękami, chciał spać dalej. Nie wiedział, gdzie się znajduje, ale wtedy nic go to
nie obchodziło. Powoli jednak zaczął sobie przypominać wydarzenia poprzedniego dnia i porzuciwszy myśl o dalszym spaniu
spróbował otrząsnąć się ze snu. Dziwna rzecz, pamiętał doskonale szczegóły bitwy, natomiast początkowo nie mógł sobie
przypomnieć zatonięcia  Natividad . Ocknął się na dobre, gdy pamięć przyniosła mu tamten obraz.
Podniósł się z leżaka i rozprostował zbolałe członki. We wszystkich stawach czuł wczorajsze zmęczenie. Bush stał przy
sterniku, a jego twarz, szara i poorana bruzdami, wydawała się dziwnie stara w ostrym świetle dnia. Hornblower skinął mu głową,
a Bush zasalutował, przykładając palce do trój graniastego kapelusza, który włożył na brudny bandaż owijający jego głowę.
Hornblower byłby się nawet odezwał do niego, gdyby nie to, że całą uwagę z miejsca zaabsorbował okręt. Rozejrzał się dookoła.
Silna wichura musiała w nocy skręcić w lewo, gdyż  Lydia z trudem utrzymywała kurs na wiatr. Szła pod normalnymi żaglami,
ale obrzuciwszy szybkim spojrzeniem takielunek Hornblower dostrzegł ogromną liczbę splotów na olinowaniu stałym
i ruchomym. Awaryjny bezanmaszt wydawał się dostatecznie dobrze spełniać swoje zadanie, lecz wszystkie żagle podziurawione
były kulami; niektóre miały tych dziur więcej niż tuzin. Nadawało to okrętowi wygląd obszarpanego włóczęgi. Trzeba więc
będzie zacząć dzień od założenia nowych żagli  z wymianą olinowania można jeszcze poczekać.
Dopiero sprawdziwszy, jak postawione są żagle, i zorientowawszy się w stanie pogody i kursie okrętu, marynarski wzrok
Hornblowera powędrował w dół ku pokładom. Od przodu słychać było monotonny szczęk pomp; czysta woda tryskająca z nich
na zewnątrz świadczyła najdobitniej, że przecieki są tak duże, iż z trudem daje się je równoważyć nieustannym pompowaniem.
W przejściu po zawietrzenej leżał długi rząd ciał owiniętych w płótna hamaków. Hornblower drgnął, zobaczywszy ile ich tam
jest, i całym wysiłkiem woli zmusił się do policzenia zabitych. Było ich dwudziestu czterech, wczoraj pochowano czternastu.
Niektórzy z tych, co leżeli tu martwi, mogli być  i prawdopodobnie byli  tymi, którzy poprzedniego dnia odnieśli śmiertelne
rany. Trzydziestu ośmiu zabitych oznaczało, że zapewne co najmniej siedemdziesięciu rannych leży w kokpicie. A zatem we
wczorajszej bitwie ucierpiała jakaś jedna trzecia załogi  Lydii . Zastanawiał się, którzy to byli  czyje zniekształcone twarze
kryły się pod płótnem hamaków.
Na pokładzie liczba zabitych przewyższała liczbę tych, co pozostali przy życiu. Bush posłał widocznie na dół wszystkich, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum