[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Beau omiótł wzrokiem otoczenie. W ciągu ostatniej doby wykonał kawał roboty. Cieszył
się, że poza krótką drzemką nie potrzebował już normalnego snu. Inaczej wszystko to nie
byłoby możliwe.
W cieniu drzew, ale i na skąpanych słońcem trawnikach spacerowały dziesiątki psów
rozmaitych ras. W większości były to duże zwierzęta, a żadne nie było na smyczy. Beau
wiedział jednak, że są czujne jak wartownicy, i był zadowolony.
Raznym krokiem wrócił do przedsionka, aby dołączyć do Randy ego.
To jest to powiedział Beau. Możemy zaczynać. Co za dzień odparł Randy.
Wpuszczamy pierwszą grupę. Zaczną w sali balowej.
Randy wyjął telefon komórkowy, połączył się z jednym ze swoich ludzi i kazał mu
otworzyć bramę. Kilka chwil pózniej Randy i Beau usłyszeli śmiechy w rześkim porannym
powietrzu. Z miejsca, w którym stali, nie mogli dojrzeć bramy głównej, ale doskonale słyszeli
narastający gwar rozmów zbliżających się ludzi.
Huczący z podniecenia tłum zaroił się przed domem, otaczając wejście gęstym półkolem.
Beau uniósł rękę niczym rzymski wódz, a wszyscy natychmiast zamilkli.
Witajcie! zawołał. Oto nowy początek! Wy jesteście dowodem, iż podzielamy te
same idee i wizje. Wiemy, co musimy zrobić. Więc zróbmy to!
Tłum eksplodował brawami i okrzykami aprobaty. Beau popatrzył na promieniejącego
Randy ego. On także klaskał. Beau skinął Randy emu, żeby ten wszedł do domu, i zaraz
ruszył za nim.
Cóż za elektryzująca chwila powiedział Randy, wchodząc do ozdobionej sali balowej.
Jakbyśmy tworzyli jeden potężny organizm odparł Beau, kiwając głową ze
zrozumieniem.
Obaj mężczyzni znalezli się w dużym, słonecznym pokoju. Stanęli na uboczu. Tuż za
nimi weszli zgromadzeni goście. Wypełnili salę. Wtem, jakby w odpowiedzi na nie
wypowiedziany, niewidoczny gest, zaczęli demontować wystrój sali.
Cassy odetchnęła z ulgą, kiedy drzwi do domu Sellersów otworzyły się i ujrzała w nich
Jonathana. Spodziewając się najgorszego, przypuszczała, że od razu stanie twarzą w twarz z
Nancy Sellers.
Panna Winthrope! powiedział Jonathan z mieszaniną zaskoczenia i zachwytu.
Rozpoznajesz mnie także poza szkołą odpowiedziała Cassy. Jestem pod wrażeniem.
Oczywiście, że panią rozpoznaję. Jonathan zarumienił się. Siłą woli musiał się
powstrzymywać, aby jego wzrok nie powędrował poniżej szyi Cassy. Proszę wejść.
Czy rodzice są w domu? spytała Cassy.
Mama jest.
Cassy przyjrzała się obliczu chłopca. Z jasnymi włosami opadającymi na czoło i ciągle
uciekającym, nieśmiałym spojrzeniem wyglądał bardzo naturalnie. Ubranie jeszcze to
potwierdzało. Luzne bermudy i za duży blezer po prostu wisiały na nim.
Jak się ma Candee? spytała Cassy.
Nie widziałem jej od wczoraj.
A co z jej rodzicami?
Zaśmiał się krótkim, sardonicznym śmiechem.
To dziwacy. Moja mama rozmawiała z matką Candee. Zero rezultatów.
A jak się czuje twoja mama? Starała się przyjrzeć dokładnie oczom Jonathana.
Niestety, przypominało to pogoń wzrokiem za piłeczką pingpongową.
Moja mama jest w porządku. Czemu?
Wielu ludzi zachowuje się ostatnio dziwnie. No wiesz, jak rodzice Candee czy pan
Partridge.
Tak, wiem. Ale mama jest okay.
A tata?
Z nim też wszystko dobrze.
Zwietnie. No to teraz chętnie skorzystam z twojego zaproszenia. Przyszłam
porozmawiać z twoją mamą.
Jonathan zamknął drzwi za Cassy i ryknął na całe gardło, że przyszedł gość. Głos odbił
się echem we wnętrzu domu. Cassy aż podskoczyła. Zamiast zachowywać się spokojnie, była
napięta jak struny gitary.
Napije się pani czegoś? zapytał Jonathan.
Zanim zdołała odpowiedzieć, przy balustradzie na piętrze stanęła Nancy Sellers. Ubrana
była w sprane dżinsy i luzną bluzę.
Kto przyszedł, Jonathanie?! zawołała. Widziała Cassy, ale ponieważ promienie słońca
wpadały przez okno nad schodami, twarz dziewczyny znalazła się cieniu.
Jonathan odkrzyknął, kim jest gość, i skinął ręką na Cassy, aby weszła do kuchni. Jeszcze
dobrze nie usiadła przy barowym stole, a już zjawiła się Nancy.
A to niespodzianka powiedziała. Wypije pani filiżankę kawy?
Chętnie odparła Cassy. Obserwowała uważnie kobietę, gdy ta kazała synowi
przygotować filiżankę, a sama zajęła się ekspresem do kawy. O ile była w stanie stwierdzić,
Nancy wyglądała i zachowywała się tak samo jak podczas ich pierwszego spotkania.
Cassy poczuła pewną ulgę. Zaczęła się rozluzniać, gdy Nancy nalewała kawy. Nagle
zauważyła na palcu kobiety plaster i poczuła, jak serce zabiło jej żywiej. Jakakolwiek rana na
dłoni nie była tym, czego sobie w tej chwili najbardziej życzyła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Start
- Glen Cook Black Company 07 Bleak Season
- Glen Cook Garrett 08 Petty Pewter Gods
- Glen Cook The Tyranny of the Night
- Howard Pyle The Merry Adventures of Robin Hood
- Dick_Philip_K_ _Boza_inwazja
- Dick Philip K. BoĹźa inwazja
- Cook Robin (1995) Zaraza
- Robin Cook Dopuszczalne ryzyko
- Cook Robin Dewiacja
- Lowell Elizabeth PićÂkna marzycielka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agnos.opx.pl