[ Pobierz całość w formacie PDF ]

67
R S
- Przekonała mnie, o ile łatwiej mi będzie, jeśli się nauczę brajla.
Często ludzie, którzy stracili wzrok w dojrzałym wieku, nie uczą się tego.
Mam specjalną metkownicę, dzięki której mogę sobie umieszczać metki na
ubraniach, żebym wiedział, co do czego pasuje, lub znakować, która
przyprawa jest która i tym podobne rzeczy. Mam też rodzaj skanera, który
przekształca e-maile i strony internetowe na tekst mówiony i inne
urządzenia ułatwiające życie, jak mój mówiący zegarek. Teraz jest
mnóstwo takich rzeczy, chociaż nie wszystkie są naprawdę potrzebne.
- A co było dla ciebie najtrudniejsze? Nawet się nie zawahał.
- Musiałem się nauczyć używać zmysłu dotyku i oceniać odległości,
ustawienie mebli. Trzeba się też nauczyć dzwięków ruchu ulicznego.
- A ludzie? Trudno jest odgadnąć, kto do ciebie mówi?
- Na ogół nie. - Jego lasku wymacała krawężnik i zatrzymał się,
właśnie gdy Lynne chciała go ująć pod ramię. - Powiedz mi, jak będziemy
mieli światło - dodał. - O ile nie jest to ktoś, kogo bardzo dawno nie
widziałem, to dobrze rozpoznaję głosy.
- Jesteś niezwykły - powiedziała szczerze. - Chyba nikt z nas nie wie,
jak by się zachował, póki go coś takiego nie spotka, ale ja nie zrobiłabym
tyle co ty.
- Po prostu żyję - skwitował.
- Samodzielnie - podkreśliła. - Niezależnie. Zarabiasz na siebie i
zajmujesz się dwoma psami.
- Jak trzeba, to trzeba. Gdybyś mnie zapytała, kiedy byłem
studentem, jak bym sobie poradził w takiej sytuacji, na pewno
powiedziałbym, że to wszystko jest niemożliwe.
68
R S
- Pewnie tak. Naprawdę uważała, że jest niezwykły. Kiedy się przy-
zwyczaiła do jego towarzystwa, trudno było pamiętać że jest niewidomy.
Jest po prostu... Brendanem.
Doszli do restauracji i delikatnie skierowała go do wejścia. Gdy
powiesili płaszcze i hostessa prowadziła ich do stolika, zwrócił się do
Lynne:
- Mogę cię wziąć pod rękę? Możesz mnie doprowadzić do naszych
miejsc?
- Oczywiście. Lewą czy prawą?
- Lewą. To jest tak zwany sposób widzącego przewodnika. Trzymasz
rękę przy boku, a ja podsuwam swoją pod twój łokieć. W ten sposób jesteś
krok do przodu, a ja się orientuję, czy schodzimy w dół, czy idziemy w
górę, i na nic nie wpadam.
Ustawiła się i czekała. On uniósł prawą rękę i poszukał jej łokcia.
Palcami musnął jej żebra i bok piersi. Przeszyła ją błyskawica i mogłaby
przysiąc, że usłyszała uderzenie pioruna. Zrobiło jej się gorąco. Czy jakiś
mężczyzna kiedyś tak na nią działał?
- Lynne?
Usłyszała jego głos tuż przy swoim uchu, a gdy odwróciła głowę,
jego usta znajdowały się zaledwie centymetry od jej ust. Wiele by dała,
żeby jeszcze zmniejszyć tę odległość.
- Czekałam, aż hostessa wskaże nam stolik - próbowała się
tłumaczyć, ruszając do przodu. Zatrzymała się, gdy stanął obok swojego
krzesła. - Krzesło jest po twojej lewej stronie, oparcie tuż przy lewej ręce.
Usiadł sprawnie, ona po drugiej stronie, ale gdy spojrzała na niego,
miał taką minę jak tydzień temu, gdy wpadł na jej pudła.
- Co się stało?
69
R S
- Nic. - Wzruszył ramionami, po czym westchnął. - Wkurza mnie to,
że nie mogę się zachowywać jak na normalnej randce, podsunąć ci krzesło,
otworzyć drzwi.
- To nieważne - odpowiedziała. - Byłoby, gdybyś widział, ale był
zbyt zajęty sobą, żeby cię to obchodziło.
Zachichotał.
- Znałaś takich?
- Nie wyobrażasz sobie, ile razy byłam na randkach na których facet
traktował mnie jak modny dodatek - Przypomniała sobie liczne nudne
wieczory w towarzystwie kolejnego zepsutego playboya, który ją aktu-
alnie podrywał.
Zapanowało krótkie milczenie.
- Rozumiem, że wiele razy spotykałaś się z takimi zajętymi sobą?
Prawie zapomniała, że Brendan nigdy jej nie widział i nie miał
pojęcia, kim była.
- Nie tak znowu wiele - starała się minimalizować straty - ale może
dlatego dobrze to zapamiętałam, bo randki były wyjątkowo nieudane.
- A te udane?
- Udane randki? Owszem, też były.
- I ktoś na tych randkach? - spytał, pozornie lekkim tonem.
- Był taki jeden, o którym myślałam, że jest księciem a okazał się
ropuchą.
- %7łabą - poprawił. - W bajce pocałowała żabę.
- Wiem, ale ten zdecydowanie był ropuchą.
- Co takiego zrobił, że zasłużył sobie na ten status?
Starannie dobierała słowa, przypominając sobie, jak poznała
Jeremy'ego na przyjęciu po pokazie.
70
R S
- Poznałam go, gdy byłam młoda i naiwna. Był Brytyjczykiem,
bardzo bogatym, i rodzina miała wobec niego pewne oczekiwania. Może
mnie kochał, ale bardziej jako ozdobę na swoim ramieniu niż osobę. Za-
częłam marzyć, że się ze mną ożeni, ale niedwuznacznie mi powiedział, że
na żonę się nie nadaję, natomiast chętnie miałby mnie na boku, gdy się już
ożeni.
- Zasługujesz na coś lepszego - obruszył się Brendan.
- Tak też sobie powiedziałam. A ty? Miałeś jakieś ropuchy w
przeszłości?
- Nie. Jeżeli już, to ja byłem ropuchą.
- Jak to? - Przechyliła głowę, zaciekawiona.
- Ja też byłem kiedyś zaręczony. - Przerwał na moment, jakby
czekając na jej reakcję. Zwiadomie nie odpowiadała i nie wiedzieć
dlaczego, nie spodobała jej się ta informacja, że był bliski ślubu. Zdawała
sobie sprawę, że to głupie, bo przecież ona sama też była kiedyś zaręczona.
- To... no, po prostu nie zdawało egzaminu, więc zakończyłem. Ona nie
chciała zrywać, ale ja się uparłem, więc chyba okazałem się ropuchą.
- Musiałeś mieć ważne powody.
- Wtedy tak mi się wydawało. Uderzyło ją coś w jego tonie...
- A teraz żałujesz?
- Pózniej żałowałem, przez długi czas, ale...
Podeszła kelnerka i nie skończył. Kolacja była bardzo miła, jedzenie
przygotowane i podane jak w ubiegłym wieku. Rozmawiali sympatycznie,
ale nie było już mowy o jego życiu osobistym, a bardzo chciała wiedzieć,
co miał zamiar jeszcze powiedzieć. Jednak gdyby zaczęła wypytywać,
musiałaby się spodziewać tego samego, a wtedy on mógłby zadać pytania,
których wolała uniknąć. Obiecała sobie, że mu w końcu powie, ale jeszcze
71
R S
nie teraz. Miło było, że ktoś ją traktował jak zwykłą dziewczynę, a nie
A'Lynne, rudowłosą super modelkę z okładki  Sports Illustrated".
Po kolacji, gdy wrócili pieszo do domu, wchodząc na schody,
spytała:
- Czy chciałbyś wejść na kawę?
- Z przyjemnością.
Wszedł za nią i usiadł na kanapie, a ona poszła do kuchni. Feather
natychmiast ułożyła się u jego stóp. Lynne słyszała z kuchni, jak
przemawiał czule do starego psa. Coś w jego tonie przypomniało jej ojca,
jak się do niej zwracał, kiedy była mała. Westchnęła. Starała się nie myśleć
o nim przez cały tydzień. Robiła to bardzo skutecznie, a teraz Brendan
naruszył jej wymyśloną barierę. Nikt nie mógł powiedzieć, że jej ojciec nie
kochał swoich dzieci, tylko dlaczego wciąż się musiał żenić? Nie chodziło
oczywiście o żaden spadek, bo miała dosyć odłożonych pieniędzy, a jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum