[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kłamiesz!
- To idz do fabryki, a przekonasz się. Przestałeś pracować i straciłeś kontakt. Cała
załoga wie, że dyrektor żyje, chodzili do szpitala z kwiatami. %7łyje i, co ważniejsze, będzie żył.
Odzyskał przytomność.
Wrak osunął się na łóżko i wpatrywał się w mówiącego nieruchomym spojrzeniem
bladych oczu. Jeszcze nie wierzył.
- Dostał nożem prosto w serce - wybełkotał. - Po takim uderzeniu nikt nie może żyć!
- Ale on żyje. Jak to było?
- Jak było? - zapatrzył się w okno, wrócił myślą do pamiętnej nocy. - Zadzwoniłem
gdzieś koło drugiej nad ranem. Wiedziałem, że śpi w tyra małym pokoju najbliżej drzwi
frontowych, bo mi to mówiłeś. Na schodach było ciemno. Usłyszałem, że wychodzi do
przedpokoju. Spytał, kto tam. Odpowiedziałem:  Andrzej ... On nie zapalił światła, do dziś nie
wiem czemu, i było tam prawie zupełnie ciemno, tylko trochę światła z jego pokoju. Coś tam
jeszcze powiedział, otworzył, odwrócił się plecami. Więc wtedy uderzyłem. Bardzo mocno, pod
lewą łopatkę. Potem uciekłem. Jak to możliwe, że on żyje?
- Po coś to zrobił? Przecież mówiłem ci tyle razy: żadnej mokrej roboty! Mogłeś go
stopniowo wykończyć psychicznie, znalazłby się w końcu w zakładzie i miałbyś największą
radość, ty mścicielu dla ubogich! A teraz milicja wyłazi ze skóry, żeby cię znalezć.
Wrak skoczył na równe nogi, twarz mu zbielała.
- Mnie?! Jak to, mnie?
- Zabójcę Czertwana. Za usiłowanie zabójstwa odpowiada się tak jak za mord. Pójdą
krok za krokiem, trop w trop i wreszcie dojdą do ciebie.
Wrak ochłonął trochę, usiadł z powrotem i wytarł dłonią mokre czoło.
- Mnie nie znajdą - odparł twardo. - Mnie mogą najwyżej złapać za ten handel. Ale za
tamto? Wykluczone. %7ładnych powiązań. %7ładnych dowodów. Nikt mnie nie widział. Z jakiej
racji taki najniższy, najskromniejszy pracownik  Poksydu , taki niepozorny sprzątacz w dziale
opakowań miałby zabijać dyrektora! Zresztą... - uśmiechnął się drwiąco - skąd wiesz, czy ktoś
nie widział wtedy na podwórzu, jak podszedłeś do samochodu i zamieniłeś pudełko? Jak teraz
zaczną szukać, węszyć, rozpytywać, na pewno znajdzie się ktoś, kto cię zapamiętał.
- Nie - powiedział Wygodzki. - Na sekretarza nigdy nie padnie posądzenie. Ja miałem
zupełne prawo ruszać teczkę - dyrektora, do mnie się nie przyczepią. Zresztą, już mnie trochę
wypytywali. I nic.
- A ta Wanda? Sekretarka? Jeżeli zezna, że była w bufecie pół godziny, nie pięć minut?
- No i co z tego? Zastępowałem ją w sekretariacie. Powiem im, że nikt nie wchodził do
gabinetu Czertwana, on sam ustawił domek z klocków, bo mu się zaczynało mieszać w głowie.
Bo już przedtem mylił się w notatkach, gubił je, wpisywał nie te liczby, co trzeba. O tym on wie
doskonale. I dlatego można mu śmiało wmówić i tę historię z pudełkiem.
- Poczekaj - Wrak patrzał na niego ze zdumieniem. - Ty mi wcale nie mówiłeś, że te
pomyłki i te notatki, to sam Czertwan...
Wygodzki wzruszył ramionami.
- Pewnie, że on sam. Niejeden tak robi, kiedy jest przepracowany. Ale żaden nie bawi
się w klocki i nie wsypuje śmieci do pudełka, które ma zawiezć na konferencję u ministra.
Zgodziłem się wtedy, jak mnie prosiłeś, żeby zamienić. Po jaką cholerę się zgodziłem, nie wiem.
- Ty go nie lubisz.
- Ani lubię, ani nie lubię.
- Kłamiesz. Ty mu zazdrościsz. Wygodzki roześmiał się nieszczerze.
- Czego?
- Stanowiska. Tego, że cię traktuje jak chłopca na posyłki. Nie wiesz, że cię w fabryce
nazywają  dyrektorski piesek ?...No widzisz. Myślałem, że wiesz.  Kaziu tu, Kaziu tam. Zrób,
załatw, kup, zawiez, przynieś. I Kaziu załatwia, przynosi, kupuje. Masz przecież wyższe
studia. Mógłbyś być na jego miejscu. Dlaczego siedzisz na tym stanowisku? Ja ci powiem,
dlaczego. Bo to jest dla ciebie wygodny parawan. Taki użyteczny płaszczyk, pod którym nosisz
chamski zawód handlarza. W fabryce, sekretarz pana dyrektora, na państwowej posadzie,
wszystko cacy, któż by śmiał posądzić. A po pracy - brudne pieniążki od chłopaczków, co się
szprycują. Duże pieniążki. Warto ryzykować..
- Czego, ty chcesz!? - syknął Wygodzki, mieniąc się na twarzy. - Na morały ci się
zebrało?
- Nie. Drażnisz mnie. Jesteś fałszywy. Taki... podwójny. Ja się nie wstydzę tego handlu,
ja go lubię, ten gnój, ja w nim siedzę i żyję. A ty, taki ulizany, gładziutki sekretarzyk i ze swego
kochanego dyrektorka robi wariata. Ty jesteś gorsza świnia niż ja! - stwierdził ze zdziwieniem. -
Ja przynajmniej wiem, dlaczego, to wszystko robię.
Nagle poczuł znużenie, Ogarnęła go apatia.  Czertwan żyje - myślał uporczywie.
Jeszcze nie wiedział, co to dla niego oznacza i jak będzie dalej postępował.
- Aha - przypomniał sobie. - U Skazy jest taki jeden, nowy. Przyjechał z Anglii. Na
krótko. Można by z nim pogadać o przerzucie. Coraz trudniej o dostawę, a chłopaki się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum