[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Smith zasiadał za stołem zastawionym małymi przedmiotami z jadeitu, które
oglądał, jeden po drugim, przez szkło powiększające. Był przystojnym, ciemnowłosym
mężczyzną o ziemistej cerze i zielonych, jadeitowych oczach. Qwilleran pamiętał go w
roli Humberta Humberta, towarzysza Lolity podczas balu walentynkowego. Oczy tego
człowieka połyskiwały przebiegle i nietrudno było sobie wyobrazić, że zdolny jest do
niewyobrażalnych bezeceństw. W dodatku na imię miał John; nawet ktoś najbardziej
ufny musiałby odnieść się podejrzliwie do człowieka, mającego na imię John, a na
nazwisko Smith.
- Słyszałem - odezwał się Qwilleran - że z Sali Florenckiej zginęło cenne dzieło
sztuki.
- Skąd ta wiadomość?
- Ktoś zawiadomił o tym gazetę. Nie znam dokładnego zródła.
- To bezpodstawna plotka. Przykro mi, że tracił pan czas. Natomiast jeśli
potrzebuje pan materiału na artykuł, to nasze muzeum właśnie otrzymało od jednego
z członków swej komisji administracyjnej cenny dar, tę kolekcję przedmiotów z
jadeitu.
- Dziękuję, z przyjemnością o niej napiszę - powiedział Qwilleran - ale kiedy
indziej. Dziś interesuje mnie Florencja. A zwłaszcza grawerowany złoty sztylet
przypisywany Celliniemu, którego jakoś nie mogę znalezć.
Smith machnął lekceważąco ręką.
- Katalog zawiera mocno optymistyczne stwierdzenie. Do naszych czasów
dotrwało bardzo niewiele prac Celliniego, no ale skoro państwo Duxbury chcą
wierzyć, że udało im się zdobyć jego dzieło, przecież nie będziemy się z nimi spierać.
- Mniejsza o artystę, chciałbym po prostu obejrzeć ten sztylet, nieważne, kto go
wykonał. Czy nie zechciałby pan przejść się ze mną i pokazać mi go?
Kurator odchylił się w fotelu i rozłożył ręce.
- No dobrze. Niech już panu będzie. Sztylet chwilowo znajduje się gdzie indziej,
nie chcemy jednak tego rozgłaszać. Mogłoby to wywołać falę kradzieży. Wie pan, takie
rzeczy się zdarzają - cały czas nie zaproponował dziennikarzowi, by ten usiadł.
- Ile jest wart?
- Wolelibyśmy tego nie określać.
- To jest miejskie muzeum - rzekł Qwilleran - toteż czytelnicy mają prawo
wiedzieć o kradzieży. Ponadto dzięki informacji w gazecie sztylet może zostać
odnaleziony. Czy powiadomiliście państwo policję?
- Nie możemy policji i gazetom zawracać głowy każdym drobiazgiem, który
gdzieś się zawieruszył.
- Kiedy zauważono jego brak? Smith zawahał się.
- Jeden ze strażników stwierdził to w swoim raporcie tydzień temu.
- I przez ten czas nic państwo nie zrobiliście?
- Rutynowy raport został przekazany panu Farharowi, ale ponieważ, jak pan
wie, dyrektor odchodzi, ma teraz wiele innych rzeczy na głowie.
- O jakiej porze dnia strażnik stwierdził brak sztyletu?
- Rano, podczas pierwszego obchodu.
- Jak często dokonuje takiego obchodu?
- Kilka razy dziennie.
- Podczas poprzedniego sztylet wciąż znajdował się w swojej witrynie?
- Tak.
- Czyli - kiedy to było?
- Poprzedniego dnia wieczorem, przed zamknięciem.
- A więc zniknął w nocy.
- Na to wygląda - John Smith miał zaciśnięte usta i odpowiadał na pytania z
wyrazną niechęcią.
- Czy stwierdzono jakieś ślady włamania do muzeum, a może ktoś ukrył się w
nim na noc?
- Nic takiego nie miało miejsca. Qwilleran dopiero się rozgrzewał.
- Inaczej mówiąc, mógł to zrobić ktoś z wewnątrz. W jaki sposób zabrano
sztylet z witryny? Czy szkło zostało stłuczone?
- Nie. Zostało zdjęte, a następnie umocowane z powrotem.
- Zdjęte?
- Tak, chodzi o szklany klosz przymocowany do postumentu.
- Pod tym samym kloszem były też inne przedmioty, prawda?
- Owszem.
- Jednak pozostały nietknięte.
- Zgadza się.
- Jak się zdejmuje taki klosz? Przyglądałem się im, ale nie mogłem na to wpaść.
- Jest dopasowany do postumentu i tak sprofilowany, że mocujące go śruby są
niewidoczne.
- Czyli - stwierdził Qwilleran - trzeba wiedzieć, jak to działa, żeby dostać się do
tych rzeczy. Tak więc sztylet musiał zostać zabrany przez kogoś, kto zna ten system; w
dodatku stało się to po godzinach otwarcia muzeum. Nadal pan twierdzi, że nie
wygląda to na robotę kogoś z wewnątrz?
- Zdecydowanie nie podoba mi się to określenie, panie Qwilleran - oznajmił
kurator. - Wścibstwo dziennikarzy bywa niezwykle uciążliwe, a nasze muzeum już
miało okazję się o tym przekonać. Zabraniam panu ogłaszać drukiem jakichkolwiek
informacji na temat tego incydentu, o ile nie uzyska pan zgody od pana Farhara.
- Wie pan, w tym kraju nie mówi się gazetom, co mają drukować, a czego nie -
zauważył Qwilleran, starając się panować nad sobą.
- Jeśli ten artykuł się ukaże - oznajmił Smith - będziemy musieli stwierdzić, że
 Daily Fluxion" jest nieodpowiedzialną gazetą goniącą za tanią sensacją. Po pierwsze,
może to być fałszywy alarm. Po drugie, może on zaowocować epidemią kradzieży.
Oraz, po trzecie, może to uniemożliwić odnalezienie sztyletu, o ile rzeczywiście został
skradziony.
- To już pozostawię mojemu redaktorowi - powiedział Qwilleran. - A tak z innej
beczki, czy po odejściu Farhara czeka pana awans?
- Jeszcze nie ogłoszono, kto będzie jego następcą - ziemista cera Smitha
przybrała teraz kolor pergaminu.
Na kolację Qwilleran wybrał się do  Artist and Model", modnego lokaliku
mieszczącego się w piwnicy. W tle grała muzyka poważna, menu było francuskie, a
ściany zawieszone dziełami sztuki. Nie można ich jednak było podziwiać, ponieważ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum