[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie - odparł pan George. - Ale złożył śluby milczenia. Przez najbliższe cztery tygodnie nie
odezwie się ani słowem.
- I co z tego będzie miał?
- To obrzęd. Adepci muszą przejść cały szereg prób, zanim zostaną przyjęci do Kręgu
Zewnętrznego. Jednym z istotniejszych elementów jest udowodnienie nam, że potrafią milczeć. -
Pan George zaśmiał się. - Na pewno myślisz, że jesteśmy dziwakami, prawda? Proszę, wez tę
latarkę. Zawieś ją sobie na szyi.
- Co się teraz ze mną stanie?
- Poczekamy na kolejny przeskok w czasie.
- A kiedy on nastąpi?
- Och, tego nikt nie potrafi przewidzieć. U każdego podróżnika w czasie przebiega to inaczej. Na
przykład twoja praprzod-kini, druga urodzona w Kręgu Dwanaściorga, przez całe swoje życie
odbyła nie więcej niż pięć podróży w czasie. Ale zmarła na gorączkę popołogową w wieku
zaledwie osiemnastu lat. Sam hrabia jako miody człowiek podróżował w czasie co kilka godzin,
dwa do siedmiu razy dziennie. Można sobie wyobrazić, jak niebezpieczny wiódł żywot, zanim
udało mu się zrozumieć korzyści, jakie daje chronograf. - Pan George wskazał na olejny obraz nad
105
kominkiem. Przedstawia! on mężczyznę w peruce z białymi lokami. - Nawiasem mówiąc, to
właśnie on. Hrabia de Saint Germain.
- Siedem razy dziennie? To byłoby straszne. Nie mogłabym ani spokojnie spać, ani chodzić do
szkoły.
- Nie martw się. Jak się to zdarzy, obojętnie kiedy, wylądujesz w tym pomieszczeniu, a tu
zawsze jesteś bezpieczna. I wtedy po prostu poczekasz, aż przeskoczysz z powrotem. Nie musisz
się nawet ruszać z miejsca. A jeśli kogoś spotkasz, pokażesz ten pierścień. - Pan George zsunął
sobie z palca sygnet i podał mi go.
Obróciłam go w dłoni i przyjrzałam się grawerunkowi. To była dwunastoramienna gwiazda ze
splątanymi literami w środku. Mądra Leslie znowu miała rację.
- Pan Whitman, mój nauczyciel od angielskiego i historii, też ma taki.
- To miało być pytanie?
W oczach pana George'a odbijały się płomienie z kominka. Wyglądał jakoś tak przyjaznie.
- Nie.
Wcale nie potrzebowałam odpowiedzi. To było jasne jak słońce: pan Whitman należał do nich.
Leslie to podejrzewała.
- Czy nie ma nic więcej, o co chciałabyś zapytać?
- Kim jest Paul i co się stało z Lucy? O jakiej kradzieży była mowa? Co zrobiła wtedy moja
mama, że wszyscy są na nią tacy wściekli? - wyrzuciłam z siebie.
- Och! - Pan George, zmieszany, podrapał się po głowie. -Cóż, na to akurat nie mogę ci
odpowiedzieć.
- Tego się mogłam spodziewać.
- Gwendolyn, jeśli naprawdę jesteś naszym Numerem Dwunastym, opowiemy ci wszystko z
najdrobniejszymi szczegółami, obiecuję. Ale najpierw musimy mieć pewność. Chętnie natomiast
odpowiem ci na mniej błyskotliwe pytania.
- Jest tu gdzieś toaleta?
- Och, tak, naturalnie. Zaraz za rogiem. Zaprowadzę cię.
106
- Sama trafię.
- Naturalnie - powtórzył pan George, ale niczym cień towarzyszył mi do samych drzwi. Stał
tam, zupełnie jak żołnierz służby pałacowej, mężczyzna, który złożył śluby milczenia. - Następne
drzwi. - Pan George pokazał ręką na lewo. - Ja tu poczekam.
- W toalecie - małym pomieszczeniu, w którym roznosiła się woń środków dezynfekujących, z
sedesem i umywalką - wyjęłam z kieszeni komórkę. Brak zasięgu, oczywiście. A tak chciałam
zdać Leslie relację ze wszystkiego. Na szczęście zegar działał i byłam zaskoczona, że dopiero
minęło południe. Czułam się, jakbym tu była od wielu dni. I rzeczywiście chciało mi się siusiu.
Kiedy wyszłam z toalety, pan George przywita! mnie z uśmiechem ulgi. Najwyrazniej obawia!
się, że mogę zniknąć.
W pomieszczeniu archiwum znowu zajęłam miejsce na sofie, a pan George usiadł w fotelu
naprzeciwko.
- No to bawimy się dalej w pytania i odpowiedzi - rzekł. -Ale tym razem na zmianę. Jedno
pytanie ty, jedno ja.
- Okej - zgodziłam się. - Pan pierwszy.
- Chce ci się pić?
- Tak, poproszę o wodę, jeśli można. A może herbatę? Faktycznie, była tu woda, sok i wino, a
prócz tego czajnik.
Pan George przygotował dla nas dzbanek earl greya.
- Teraz ty - powiedział, kiedy znowu usiadł.
- Jeśli o zdolności podróżowania w czasie decyduje gen, to dlaczego data urodzenia w ogóle
odgrywa jakąś rolę? Dlaczego już dawno temu nie pobrano krwi Charlotcie i nie przebadano jej na
obecność tego genu? I dlaczego nie można za pomocą chronografu wysiać jej w jakiś bezpieczny
czas w przeszłości, zanim sama z siebie przeskoczy w czasie, zapewne narażając się na
niebezpieczeństwo?
- A więc przede wszystkim my tylko sądzimy, że chodzi o gen, nie wiemy tego na pewno.
Wiemy jedynie, że jest coś we krwi, co różni was od normalnych ludzi, ale owego czynnika x nie
107
udało się nam jeszcze znalezć. Mimo że pracujemy nad tym od wielu lat i że możesz spotkać w
naszych szeregach najwybitniejszych naukowców na świecie. Wierz mi, to by znacznie uprościło
sprawę, gdybyśmy mogli dowieść istnienia we krwi tego genu czy co tam w niej jest. Ale jesteśmy
zdani na obliczenia i obserwacje, których dokonały poprzednie pokolenia.
- Co by się stało, gdyby napełniono chronograf krwią Charlotty?
- W najgorszym razie mógłby stać się bezużyteczny - powiedział pan George. -1 proszę cię,
Gwendolyn, mówimy tutaj o maleńkiej kropelce krwi, a nie o napełnianiu całego zbiornika. Ale
teraz moja kolej. Gdybyś mogła wybierać, to do jakich czasów najbardziej chciałabyś się cofnąć?
Zastanowiłam się.
- Nie chciałabym się cofać daleko w przeszłość. Tylko o dziesięć lat. Wtedy mogłabym jeszcze
raz zobaczyć mojego tatę i porozmawiać z nim.
Na twarzy pana George'a odmalowało się współczucie.
- Tak, to marzenie jest całkiem zrozumiałe. Ale nie da się. Nikt nie może cofnąć się w przeszłość
w obrębie własnego życia. Najbliżej możesz przeskoczyć do czasów sprzed twoich narodzin.
- Och.
Szkoda. Już sobie bowiem wyobraziłam, jak cofam się do czasów szkoły podstawowej,
dokładnie do tego dnia, w którym pewien chłopak, George Forbes, nazwał mnie na szkolnym
boisku  wstrętną ropuchą" i cztery razy z rzędu kopnął mnie w piszczel. Pojawiłabym się tam niby
Superwoman - i George Forbes już nigdy nie kopnąłby małej dziewczynki, tego byłam pewna.
- Znowu twoja kolej - powiedział pan George.
- W miejscu, w którym zniknęłaby Charlotta, miałam narysować kredą na ziemi krzyż.
Dlaczego?
Pan George machnął ręką.
- Zapomnij o tych bzdurach. Twoja ciotka Glenda upierała się przy tym, by pilnować tego
miejsca. Mieliśmy potem wysłać w przeszłość Gideona z opisem tej pozycji, żeby Strażnicy mogli
czekać na Charlotte i pilnować jej, aż wróciłaby do naszych czasów.
108
- Tak, ale przecież nie byłoby wiadomo, do jakich czasów się cofnęła. Strażnicy pewnie
musieliby pilnować tego miejsca przez dziesiątki lat, dzień i noc.
- To prawda - westchnął pan George. - Masz rację. Ale teraz znowu moja kolej. Pamiętasz
jeszcze swojego dziadka?
- Oczywiście. Kiedy umarł, miałam już dziesięć lat. Był zupełnie inny niż lady Arista, wesoły i
wcale nie surowy. Zawsze opowiadał mojemu bratu i mnie straszne historie. Znał go pan?
- Ależ tak! Był moim mentorem i najlepszym przyjacielem. - Pan George przez chwilę w
zamyśleniu patrzył w płomienie.
- A kim był ten mały chłopiec? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum