[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie odzywała się przez chwilę, potem powiedziała z wahaniem:
 Rozmawiałam z tym panem, który tam kładzie glazurę w łazience, powiedział mi,
jak nazywają się ludzie, którzy kupili dom. Znam ich, tato.
Zaskoczyła mnie.
 Nie mówili mi o tym.
 Bo ani Kacper, ani oni nie wiedzą, że ty jesteś moim ojcem, nie zgadało się
jakoś...
 A ja chyba powiedziałem, że moja córka ma na imię Martyna.
 Możliwe, ale Kacper zawsze mówił o mnie Tina, więc nikt nawet tego nie skoja-
rzył.
Wzięła do ręki wodę toaletową Achmeda, otworzyła nakrętkę i powąchała. Nie pa-
trzyła na mnie, kiedy podawała mi butelkę, po którą sięgnąłem, żeby ją schować do ne-
seseru.
 Przykro mi, tato  powiedziała.  To chyba będzie dla ciebie trudne.
 A dla ciebie nie?
Pokręciła głową przecząco.
 Nie, dla mnie jest już po wszystkim, kurtyna.
 Nie rozumiem.
 Kurtyna, koniec. To prawda, że życie zabrało się za pisanie kolejnego aktu, ale ja
już w nim nie wystąpię. To, co chciałam zagrać w tej sztuce, zagrałam.
 Czy nie mogłabyś mi...
 Nie!  przerwała.  Nie mogłabym.
 To trzeba było nie zaczynać rozmowy.
Szybko zaciągnąłem suwak wokół neseseru Achmeda. Postawiłem go obok walizki,
może trochę zbyt energicznie, ale czułem, że niedomówienia Tiny ostatecznie wypro-
80
wadzają mnie z równowagi.
 Spokojnie! Pies jest niewinny  powiedziała nagle Tina.
A czy ona była spokojna? Spojrzałem na nią, nie miała na twarzy śladu emocji. Pies
niczemu nie jest winny, nie ma problemu. Popatrzcie na mnie, czy dobrze gram orę-
downiczkę psa bez winy?
Achmed schodził z góry, dzwigając swoją drugą walizkę.
 Wujku, ty rzeczywiście musisz jechać na noc?
 Tak postanowiłem. Preferuję jazdę w ciemnościach, jest mniejszy ruch, a ja nocą
jako kierowca czuję się doskonale.
 Jeszcze dziś rano nie wybierałeś się w podróż.
 Owszem, wybierałem się, nie wiedziałem tylko, czy przypadkiem coś mi się nie
odmieni, więc nic nie mówiłem, nie lubię rzucać słów na wiatr. Podczas gdy wy odby-
waliście swój spacer, zamówiłem hotele na całej trasie, którą chcę przebyć. Cieszę się
tą podróżą, Polska jest piękną krainą, a ja zamierzam przejechać ją wszerz i wzdłuż.
Marcinie, swój testament położyłem u ciebie na biurku pod przyciskiem w kształcie
lewka, w razie potrzeby znajdziesz go bez trudu.
Tina jęknęła.
 Wujku, przestań!
Achmed nie zwracał na nią uwagi. Schylił się i mówił dalej, jednocześnie miękką
szczoteczką polerując buty, które wsunął na nogi.
 Jednak mimo całej sympatii dla waszego pięknego kraju, który stał się przecież dla
mnie drugą ojczyzną, życzę sobie, aby pochowano mnie tam, skąd wywodzą się korze-
nie mojego rodu, będziesz miał zatem trochę kłopotu z moimi szczątkami, Marcinie, za
co z góry przepraszam, mam nadzieję, że mi wybaczysz w stosownym momencie.
 Wujku!  krzyknęła Tina.  Uspokój się natychmiast!
 A czyż nie jestem spokojny?
Moja droga Martyno, zamiast w nieładny sposób podnosić na mnie głos, bądz tak
miła i zaparz nam dobrej herbaty, chociaż pora na herbatę nie jest może zbyt odpo-
wiednia. Mam jednak nieprzepartą chęć na niewielką filiżankę Nuwara Eliya Fop.
A nawiązując do poprzedniej sprawy: każdy wyjeżdżający w długą podróż musi pomy-
śleć o tym, co zostawia.
 Nie podoba mi się twój wisielczy humor, wujku!
 Za to spodoba ci się mój testament, koteczko! Herbata, o której wspomniałem,
stoi na najwyższej półce w drewnianym pojemniczku. Spójrzcie, moje buty lśnią jak
kasztany świeżo wypadłe z łupin.
Przy całej mojej słabości, którą od wieków żywiłem do Achmeda, pomyślałem, że
może jego wyjazd nie jest najgorszym pomysłem. Noski butów Achmeda błyszczały.
Pochwaliłem je, ale nie mogłem powstrzymać uwagi.
81
 Czy nie mógłbyś założyć mniej twardych butów? W tych nie będzie ci się dobrze
prowadziło.
 Mnie się zawsze dobrze prowadzi  zbył mnie krótko.
 Pisz do nas, wujku!  zawołała Tina z kuchni.  Zawsze przepadasz i nie wiado-
mo, co się z tobą dzieje.
 Dobrze, moja Martyno, ale również i ty wez sobie głęboko do serca tę cenną
uwagę.
Delikatny karmelowy zapach herbaty Nuwara Eliya Fop ożywił powietrze, Tina po-
stawiła przed nami filiżanki i dzbanek z pikowanym w kratkę przykryciem, starannie
nałożonym na jego pękaty brzuszek.
 A ty? Nie napijesz się z nami?
 Nie, wujku, dziękuję, nalałam sobie coli.
 Ach, Boże, to straszne! Mieć przed sobą dzbanek Nuwara Eliya Fop i decydować
się na colę! Czy nie uważasz, Marcinie, że dzisiejsza młodzież zatraca w ogóle smak
i elegancję? Boleję nad tym.
 Gdyby to była jedyna pretensja, którą można do nich mieć, nie byłoby najgorzej,
Achmedzie.
 Och, doprawdy, mówicie jak dwaj starcy!  wtrąciła się Tina. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum