[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uciekniemy oboje, Avenelu! przekonywa³a go.
Nie zwa¿a³ jednak na jej s³owa. Niespodziewanie pochwyci³ bicz
i zaci¹³ klacz po wra¿liwym zadzie.
WynoS siê st¹d! powtarza³, uderzaj¹c Królewnê raz po raz. Nie-
trudno by³o j¹ sp³oszyæ, ale jakimS cudem Brienne zdo³a³a poskromiæ
zwierzê i cofn¹æ siê poza zasiêg uderzeñ.
Nie mogê ciê tu zostawiæ!
Wzdrygnê³a siê na widok krwi lej¹cej siê ze zranionego uda. Roz-
leg³ siê jeszcze jeden wystrza³. Orillon rzuci³ siê jak szalony w g¹szcz,
gdzie z pewnoSci¹ kry³ siê wróg. Z zajad³ego warczenia Orillona pozna-
³a, ¿e pies jest rozwScieczony: zapach krwi Avenela, która splami³a bia³e
psie futro, doprowadzi³ zwierzê do sza³u.
Brienne, to twoja szansa! Orillon wykoñczy tego bydlaka. Ucie-
kaj! Mo¿e czaj¹ siê tu inni&
Masz racjê. Kto wie, czy nie ma tu innych! No, w drogê! Wracamy
do Osterley przerwa³a mu Brienne. I tak by jej nie namówi³ do porzu-
cenia go. Zerknê³a na polanê miejsce tragedii i przeszed³ j¹ dreszcz.
Przeczuwa³a, ¿e za tê napaSæ odpowiedzialny jest jej ojciec. Odwróciw-
szy siê do Avenela, ujrza³a jak bardzo cierpi. Usi³owa³ zacisn¹æ d³oni¹
ranê i zatamowaæ up³yw krwi.
Nie mo¿emy tkwiæ bez koñca w tych krzakach. Ten, kto do ciebie
strzela³, z pewnoSci¹ nas tu wypatrzy. Zbierz si³y i jedx za mn¹. Wraca-
my do Osterley! znów omiot³a polanê przera¿onym wzrokiem.
Dobrze. Prowadx!
Chwyci³ siê za nogê i zacisn¹³ zêby. Brienne puSci³a Królewnê k³u-
sem. Nie czekaj¹c na powrót Orillona zawrócili w stronê Osterley Park.
Przedzierali siê przez mroczny las prawie pó³ godziny; wkrótce sta-
³o siê jasne, ¿e jeSli maj¹ dotrzeæ do Osterley, trzeba najpierw opatrzyæ
ranê Avenela. Rciekaj¹ca krew pozostawia³a Slad na leSnym poszyciu,
a rana, nawet przyciSniêta z ca³ej si³y d³oni¹, nie przestawa³a krwawiæ.
Widz¹c w jak rozpaczliwym stanie jest Avenel, Brienne zebra³a wszyst-
kie si³y. Serce skaka³o jej do gard³a przy ka¿dym dobiegaj¹cym z ty³u
szmerze. Nawet szelest przemykaj¹cych leSnych zwierz¹t rozlega³ siê
niezwykle g³oSno w ciszy spowitego mrokiem lasu. Dodawa³a jej jednak
odwagi mySl, ¿e ujechali ju¿ kawa³ drogi, a dot¹d nikt ich nie goni³.
Mia³a nadziejê, ¿e Avenel siê nie myli³, a Orillon rozprawi³ siê raz na
zawsze z wrogiem.
Avenelu, musimy chyba odpocz¹æ powiedzia³a. Twoja noga&
Wracaj do Osterley! Ja spêdzê noc w mySliwskim domku.
176
Ledwo móg³ mówiæ z bólu.
Gdzie jest ten domek?
Niedaleko. Nieoczekiwanie poda³ jej swój pistolet. Jest nabity,
Brienne. Bierz go i jedx! Ale zrób coS dla mnie: powiedz w Osterley, by
wezwali Cumberlanda z Londynu.
Zaprowadx mnie do tego domku, Avenelu! Musimy sprawdziæ,
czy nie kryj¹ siê w nim zbiry mego ojca. Zatrzymamy siê tam i wrócimy
do Osterley jutro rano.
Kwiatku& masz, czego chcia³aS. JesteS& wolna!&
Avenel by³ przekonany, ¿e Brienne go nie zrozumia³a.
Gdzie jest ten domek? Chcia³a rzuciæ to pytanie rozkazuj¹cym
tonem, ale na widok poszarza³ej twarzy Avenela zdoby³a siê tylko na
szept. Zrozum, proszê! Nie wrócê bez ciebie.
Przez chwilê zastanawia³ siê nad tym, co powiedzia³a. Potem do-
szed³ widaæ do wniosku, ¿e znacznie ³atwiej bêdzie us³uchaæ Brienne
ni¿ j¹ przekonaæ. Wskaza³ g³ow¹ kierunek.
JakieS pó³tora kilometra st¹d.
Zauwa¿y³a, ¿e Avenel oddycha z trudem i kuli siê z bólu. Obdarzy³a
go dr¿¹cym, sp³oszonym uSmiechem.
W porz¹dku. Ruszamy!
W ci¹gu kilku minut dotarli do ma³ego leSnego domku. Brienne zsia-
d³a z konia i ruszy³a Scie¿k¹ z pistoletem w garSci. Nie bardzo wiedzia³a,
jak siê nim pos³ugiwaæ, ale trzyma³a groxn¹ broñ przed sob¹ w nadziei,
¿e ten widok odstraszy napastników. Za ni¹, ledwie widoczny w mroku,
Avenel chwia³ siê w siodle.
Rozejrzawszy siê pospiesznie doko³a, Brienne z ulg¹ stwierdzi³a, ¿e
od dawna nikt tu nie goSci³. Podesz³a do otwartych drzwi, stanê³a w pro-
gu i zajrza³a do mrocznego wnêtrza.
I wówczas przerazi³a siê jak nigdy w ¿yciu: z domku wyskoczy³ ku
niej& duch na czterech nogach!&
Bo¿e Swiêty! Nie wystrzeli³a do zjawy tylko dlatego, ¿e nie wie-
dzia³a jak to zrobiæ. I nagle rozp³aka³a siê z ulgi. Orillon! Sk¹d siê tu
wzi¹³eS?!
By³ tu kiedyS ze mn¹ us³ysza³a za plecami g³os Avenela. Zsiad³
z konia, ale trzyma³ siê nadal za zranion¹ nogê i by³ bliski omdlenia.
Uwi¹za³em konie. Be³kota³ jak pijany. Utrata du¿ej iloSci krwi sprawi-
³a, ¿e mówi³ z wielkim trudem.
To dobrze.
Brienne podesz³a do niego, ³agodnie objê³a go ramionami i pomo-
g³a wejSæ do domku. Opanowa³a jakoS wstrêt na widok dwóch wielkich
12 Uzurpator
177
szczurów, gapi¹cych siê na ni¹ z okiennego parapetu. Przy jednej z bocz-
nych Scian dostrzeg³a siennik. Podprowadzi³a do niego Avenela i pomo-
g³a mu po³o¿yæ siê. Ranny jêcza³ przy ka¿dym ruchu, a jej robi³o siê
s³abo na widok jego cierpieñ.
Postaram siê oSwietliæ izbê. I wtedy opatrzê ci nogê.
Zanim podesz³a do pokrytego kurzem kominka, zamknê³a na dwa
spusty uczernione sadz¹ drzwi. Dreszcz j¹ przeszed³ na mySl o tym, co&
albo kto& czai siê byæ mo¿e w ciemnoSci za nimi. Zebra³a jednak si³y
i pokona³a strach. Musi byæ dzielna: nie ma innego wyjScia!
W jednym z k¹tów odkry³a wSród pajêczyn stosik polan. Kilka z nich
u³o¿y³a na palenisku. Na gzymsie kominka znalaz³y siê jakimS cudem
hubka i krzesiwo; wkrótce na palenisku trzaska³ ju¿ weso³o ogieñ. Do-
konawszy tego, Brienne wróci³a do rannego.
Gdybym& Prze³knê³a z trudem Slinê, patrz¹c na krew zakrzep³¹
na rêce, któr¹ zaciska³ ranê. Gdybym ci sprawi³a ból, mów od razu!
Co za ironia losu: w³aSnie ty opatrujesz moje rany& zauwa¿y³
z posêpnym uSmiechem.
Brienne w odpowiedzi uSmiechnê³a siê dr¿¹cymi wargami. Pochyli³a
siê i Sci¹gnê³a z siebie dwie halki z cieniutkiego batystu. Podar³a je na
pasy, by zrobiæ z nich banda¿e. W ³agodnym blasku ognia wyjê³a z buta
Avenela nó¿ i rozciê³a nim nogawkê zamszowych spodni. Trwa³o to bar-
dzo d³ugo, kiedy jednak noga by³a ju¿ na wierzchu, obanda¿owa³a ranê
paskami batystu. Kula rozdar³a miêSnie uda. Rana by³a paskudna i Avenel
jêkn¹³ kilkakrotnie podczas opatrunku. Za ka¿dym razem Brienne serce
siê Sciska³o. Gdy wreszcie skoñczy³a, opuSci³a dr¿¹ce rêce i z ulg¹ pode-
sz³a do kominka w nadziei, ¿e ciep³o ognia ukoi jej stargane nerwy.
Pogrzeba³a patykiem, by o¿ywiæ p³omienie. Us³yszawszy za sob¹
jakiS szmer, odwróci³a siê nerwowo. Avenel przesun¹³ siê na brzeg sien-
nika, pod sam¹ Scianê. Poklepa³ wolne miejsce, daj¹c jej wyraxnie do
zrozumienia, ¿e powinna po³o¿yæ siê przy nim. Wpatrywa³ siê w ni¹
z niezwyk³ym natê¿eniem. Zdawa³o siê jej, ¿e dostrzega w jego wzroku
czu³oSæ& ale to przecie¿ by³o niemo¿liwe!
Jest za ma³o miejsca szepnê³a. Mog³abym ciê uraziæ w nogê.
JesteS taka malutka, kochanie! Nie zrobisz mi ¿adnej krzywdy,
tylko mnie ogrzejesz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Start
- Jack McKinney RoboTech 09 The Final Nightmare
- Jack McKinney RoboTech 05 Force of Arms
- wyklad 23
- Anderson, Poul Corr
- Mackenzie McKade The Charade (EC)
- Dav
- James P. Hogan Catastrophes, Chaos and Convolutions
- Delinsky Barbara Marzenie(1)
- 015. Dixie Browning Wypatrywanie burzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- helpmilo.pev.pl