[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwadzieścia minut dotarcie do głównego wejścia pogotowia, lecz nie do środka.
Krążyłam wokół szpitala, dopóki nie znalazłam małego murku by na nim usiąść,
siedząc tak w cieniu oglądałam samochody i ludzi. Bezdomny spał na
tekturowej płycie dziesięć metrów dalej, a za nim młoda kobieta przykucnęła z
papierosem w jednej dłoni i butelką Gatorade w drugiej. Nuciła sobie. Nikt nie
zwracał na mnie uwagi. Wysłałam smsa do Granta, a pięć minut pózniej
dostałam odpowiedz: TRZYMAJ SI Z DALEKA. UKRYJ SI.
Miałam nadzieję, że jest to lepsze niż zamartwianie się tym, że nie mogę z
nim tam być. Tam gdzie jest jedna kula, będzie i następna. Morderca będzie
chciał mieć pewność, że robota została wykonana. Niestety, dopóki policja nie
odjedzie, najlepszym wyjściem będzie zniknięcie z zasięgu wzroku. Nie mogłam
podać swojego nazwiska, pseudonimu lub czegokolwiek innego, co widniałoby
w kolejnym raporcie policyjnym. Jeśli trafiłby on do Suwaniego i McCowana, to
musiałabym założyć, że będą do mnie mieli mnóstwo pytań. A magia Granta nie
mogła mnie w nieskończoność ochraniać, a nie byłam gotowa by iść dalej.
Nie jestem gotowa  mówiła Winfrieda.
Za murkiem, na którym siedziałam, znajdował się mały ogród. Spojrzałam
nad ramieniem na parę ostrych czerwonych oczu.
- Zrobiłeś to celowo. Umyślnie pozwoliłeś by postrzelono tę kobietę.
Zee posłał mi zagadkowe spojrzenie.
 Dług został spłacony, Maxine.
- Winifreda wciąż żyje  sapnęłam.  Zabójca spróbuje ponownie. Muszę
wiedzieć, kto to robi.
Zawahał się i coś we mnie pękło. Odwróciłam się, chwyciłam go za
ramiona. Potrząsnęłam nim, przynajmniej starałam się to zrobić zaparł się
piętami i owinął pazury wokół mojego ramienia. Oboje się popychaliśmy. W
każdym bądz razie tak to wyglądało.
Znałam jego siłę. Mógł zmiażdżyć moje kości lekkim szczypnięciem lub
pociąć mnie w plasterki jednym machnięciem. Ale nie bałam się. Nigdy nie
obawiałam się Zee czy innych. Byliśmy rodziną. Ale rodzina czasami jest jak
wrzód na tyłku.
Dek i Mal wychylili się z moich włosów. Raw i Aaz podkradli się bliżej,
wybałuszyli oczy.
- Jestem chora, - szepnęłam  nie słysząc nigdy prostej prawdy.
- Prawda nigdy nie jest prosta,  chrapnął Zee.  Tylko śmierć, proste.
Tylko narodziny, proste. Nić pomiędzy sercem i życiem oraz my nie jesteśmy
interpretowani. My tak, ty nie.
Rozluznił uchwyt. Ja również, lecz nie puściliśmy się.
Zee szepnął:
- Przeszłość i terazniejszość są zawsze splątane. Zbyt wiele tajemnic 
dotknął swojej piersi.  Tylko prawda jest twoja. Tylko prawda ma znaczenie.
Jak ty to widzisz. Nie tak, jak my. Nie tak, jak ci to powiemy.
Zamknęłam oczy.
- Zee. Potrzebuję pomocy.
- Pomożemy  wyszeptał, przyciskając swój szorstki, ciepły policzek do
mojej ręki.  Ale tutaj nie ma odpowiedzi. Nigdy nie było. Tylko cienie.
Wspomnienia.
- Mogłeś mi to powiedzieć  cały mój gniew zmienił się w zmęczenie. 
Więc jeśli nie tutaj, to gdzie?
Znów to dziwne wahanie.
- W podróży, Maxine. Daleko stąd.
- Obiecujesz, że będą odpowiedzi?
- Obietnice wystarczą  odparł.
- Grant i Winifred amuszą być chronieni.
- Czas ich ochroni.  Zee chwycił moja prawą dłoń. Jego słowa odbijały się
echem w mojej głowie, czas, czas, czas, okropne uczucie zagościło w moim
sercu ze strachem. Otworzyłam usta by zaprotestować, ale było za pózno. Raz i
Aaz owinęli ramiona wokół Zee, a zbroja na mojej prawej ręce, ukryta pod
rękawiczką, zaczęła mrowić i piec.
Mięśnie wokół moich kości zamieniły się w ciecz, a każdy miękki narząd w
moim ciele zaczął się kruszyć. Pochłonęła mnie ciemność.
Zawsze ciemność.
Rozdział 5
Tłumacz: Lady.Agnes
Korekta: Kaajjaa
Było gorąco, kiedy zaczęłam ponownie oddychać. Niezdrowe ciepło
wdzierało się w moje nozdrza uderzeniami powietrza tak mocno, że oddychanie
było prawie takie jak picie zepsutego wina. Mogłam posmakować
poszczególnych nut moczu i kału, a także czosnku i dymu. Przewróciłam się na
bok, z pulsującą głową, zakneblowana, w kałuży, która pachniała gorzej niż to,
czym oddychałam. Tył mojej głowy był mokry. Mój żołądek zaprotestował
ponownie, ból iskrzył za moimi oczami. Dotknęły mnie małe ręce.
- Gdzie? - Odparłam chrapliwym, kaszlącym głosem. Uderzyłam w beton,
uciskając mocno. Czyjeś ramiona oplotły mnie, podnosząc z kolan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum