[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy poznał pan, co on przedstawia?
- Myślę, że każdy może go odczytać po swojemu.
- To jest kocia kołyska.
- Ach, tak - powiedziałem. Bardzo dobrze, - Te zadrapania to sznurek, tak?
- Jedna z najstarszych gier na świecie. Znana nawet wśród Eskimosów.
- Co pan powie?
- Od czterech tysięcy lat albo dłużej dorośli splatają zawiłe pętle ze sznurków przed
nosami swoich dzieci.
Newt siedział nadal skulony w leżaku. Wyciągnął przed siebie upaćkane dłonie, jakby
miał na nich rozpiętą kocią kołyskę.
- Nic dziwnego, że dzieci wyrastają potem na wariatów. Kocia kołyska to tylko kilka
iksów ze sznurka pomiędzy czyimiś palcami i dzieciak patrzy, i patrzy na te iksy...
- I co?
- I nic. Nie ma żadnego cholernego kota, żadnej cholernej kołyski.
75. PROSZ POZDROWI ODE MNIE ALBERTA SCHWEITZERA
W tym momencie weszła Angela Hoenikker Conners, tykowata siostra Newta, oraz Julian
Castle, ojciec Filipa, założyciel Domu Nadziei i Miłosierdzia w Dżungli. Ubrany był w
workowaty garnitur z białego płótna i krawat z tasiemki. Miał niechlujne wąsy. Był łysy i
kościsty. I był świętym, jak sądzę.
Przedstawił się Newtowi i mnie. Aura świętości rozwiała się, kiedy zaczął mówić kątem
ust, jak bohaterowie gangsterskich filmów.
- Jeśli się nie mylę, jest pan uczniem Alberta Schweitzera? - zagadnąłem go.
- Tylko na odległość - odpowiedział z uśmiechem zwyrodnialca. - Nigdy nie widziałem
tego dżentelmena.
- On zapewne wie o pańskiej działalności, tak jak pan wie o nim.
- Może tak, a może nie. Czy pan widział się z nim kiedyś?
- Nie.
- A czy spodziewa się pan go zobaczyć?
- To zupełnie możliwe.
- Więc jeśli w czasie którejś ze swoich podróży spotka pan przypadkiem doktora
Schweitzera, może mu pan powiedzieć, że on nie jest dla mnie wzorem - powiedział Julian
Castle, zapalając grube cygaro.
Kiedy cygaro rozpaliło się już na dobre, skierował jego rozżarzony koniec w moją stronę.
- Może mu pan powiedzieć, że on nie jest dla mnie wzorem, ale może mu pan też
powiedzieć, że dzięki niemu wzorem dla mnie stał się Jezus.
- Myślę, że ta wiadomość sprawi mu przyjemność.
- Guzik mnie to obchodzi. To jest sprawa pomiędzy Jezusem i mną.
76. JULIAN CASTLE ZGADZA SI Z NEWTEM, %7łE WSZYSTKO
JEST BEZ SENSU
Julian Castle i Angela podeszli do obrazu Newta. Castle zrobił z palców lunetę i
zmrużywszy oko lustrował dzieło Newta.
- Co pan o tym sądzi? - spytałem go.
- To jest coś czarnego. Co to ma być - piekło?
- Obraz przedstawia to, co na nim widać - powiedział Newt.
- W takim razie to jest piekło - warknął Castle.
- Przed chwilą dowiedziałem się, że to jest kocia kołyska - wtrąciłem.
- Informacja z pierwszej ręki jest zawsze cenna - powiedział Castle.
- Mnie się to specjalnie nie podoba - poskarżyła się Angela. - Dla mnie to jest brzydkie,
ale nie znam się na nowoczesnej sztuce. Chciałabym, żeby Newt przeszedł jakieś kursy, żeby
wiedzieć na pewno, czy to, co robi, ma jakąś wartość.
- Jest pan samoukiem? - spytał Julian Castle Newta.
- A czy wszyscy nie jesteśmy samoukami? - powiedział Newt.
- Bardzo dobra odpowiedz - stwierdził Castle z szacunkiem.
Wziąłem na siebie wyjaśnienie głębszego znaczenia kociej kołyski, ponieważ Newt nie
zdradzał ochoty do powtórzenia swojego wywodu.
Castle kiwnął głową w zadumie.
- Więc to ma być obraz powszechnego bezsensu! Zgadzam się całkowicie.
- Zgadza się pan? - spytałem. - Przed chwilą mówił pan coś o Jezusie.
- O jakim Jezusie?
- O Jezusie Chrystusie.
- A - powiedział Castle - o tym. - Wzruszył ramionami. - Człowiek musi coś mówić, żeby
nie wyjść z wprawy. Trzeba mieć sprawnie funkcjonujące narządy głosowe na wypadek, gdyby
miało się coś naprawdę ważnego do powiedzenia.
- Rozumiem.
Wiedziałem już, że napisanie popularnego artykułu o nim nie będzie łatwym zadaniem.
Będę musiał skoncentrować się na jego świątobliwych uczynkach i pominąć całkowicie jego
szatańskie myśli i wypowiedzi.
- Może mnie pan zacytować - powiedział. - Człowiek jest zły i cała jego działalność
polega na robieniu niepotrzebnych rzeczy i gromadzeniu niepotrzebnej wiedzy.
Pochylił się i potrząsnął usmarowaną dłoń małego Newta.
- Zgadza się?
Newt skinął głową po chwili wahania, jakby zastanawiał się, czy Castle trochę nie
przesadził.
- Zgadza się - powiedział.
I wówczas święty człowiek podszedł do obrazu Newta i zdjął go ze sztalug. Spojrzał na
nas z uśmiechem.
- Zmieć, jak i wszystko inne - powiedział i wyrzucił obraz, który uniósł się, poderwany
prądem powietrza, zawisł na moment, a potem zawrócił jak bumerang i zniknął w wodospadzie.
Małemu Newtowi nie pozostało nic do powiedzenia.
Pierwsza przerwała milczenie Angela.
- Masz całą buzię w farbie, kochanie. Idz się umyć.
77. ASPIRYNA I BOKO-MARU
- Czy może nam pan powiedzieć, doktorze, jak się czuje  Papa" Monzano? - spytałem
Juliana Castle.
- Skąd mam wiedzieć?
- Sądziłem, że to pan go leczy.
- Nie rozmawiamy ze sobą. - Castle uśmiechnął się. - To znaczy, on nie odzywa się do
mnie. Ostatnią rzeczą, jaką mi powiedział, mniej więcej trzy lata temu, było, że jedynie
amerykańskie obywatelstwo ratuje mnie przed zawiśnięciem na haku.
- Czym go pan tak obraził? Przyjechał pan tutaj i za swoje własne pieniądze założył pan
szpital, w którym leczy się za darmo jego ludzi...
-  Papie" nie podoba się nasze całościowe podejście do pacjenta - powiedział Castle - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum