[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na Susan i dodał:  Zupełnie tak jak pani.
 Nonsens!  skomentowała Susan.  Ja wcale nie jestem twarda. Na miłość boską,
szkoda, że pan nie widział, panie doktorze, jak się tu męczyłam, chodząc wzdłuż łóżka.
Gdyby nie wsparcie siostry àelmy, już po dwóch krokach wylÄ…dowaÅ‚abym na ziemi.
 Miałem na myśli to, że jest pani silna psychicznie  wyjaśnił McGee.
 No cóż... Silna, słaba płeć  rzekła, zmieszana nieco komplementem, bo nadal nie
wiedziała, co leżało u jego podłoża. Czy się do niej zalecał? Czy to tylko rutyna? Wolała
zmienić temat:  Gdyby pan odsunął te zasłonki, to pani Seiffert mogłaby ze mną po-
oglądać telewizję.
 Ona śpi  wyjaśnił McGee.  Zasnęła, gdy do niej mówiłem. Ona teraz sypia po
szesnaście godzin na dobę.
 Może pózniej się obudzi  nalegała Susan.
 Problem polega na tym, że ona nie chce, żeby ją odsłaniać. Wstydzi się swojego
obecnego wyglÄ…du.
 Wiem. Siostra àelma mówiÅ‚a mi o tym. Ale ze mnÄ… czuÅ‚aby siÄ™ dobrze. Może
z początku byłaby zmieszana, ale ja już bym ją rozruszała.
 Wiem, że jest pani do tego zdolna, ale...
 To takie straszliwie nudne leżeć cały dzień w łóżku. Telewizja umiliłaby jej czas,
który zacząłby wtedy płynąć szybciej.
McGee pokręcił przecząco ręką.
 Susan, wiem, że pani ma dobre intencje, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli zostawimy
zasłonki tak, jak są. Nie chcę się sprzeciwiać życzeniu pani Seiffert. Proszę nie zapomi-
nać, że ta kobieta umiera. Może ona nie chce, żeby czas płynął szybciej? Może, zamiast
oglądania kolejnego odcinka  Dallas czy  Jeffersonów woli spokojną kontemplację?
67
Chociaż McGee mówił głosem łagodnym, Susan czuła się skarcona. Lekarz miał
rację. Telewizja nie była tym, o czym mogła teraz marzyć umierająca staruszka, zawie-
szona między pełną cierpień jawą a na wpół narkotycznym snem.
 Niech pan nie myśli, że jestem nieczuła  próbowała usprawiedliwić się Susan.
 Nigdy bym tak nie pomyślał. Ale niech pani da jej spać w spokoju i nie martwi się
o nią.  Wziął Susan za rękę, pogłaskał po dłoni i położył na kołdrze.  Zajrzę do pani
rano. Na kilka minut.
Wyczuła, że mężczyzna zastanawia się, czy nachylić się nad nią i pocałować ją w po-
liczek. Zaczął już to robić, potem cofnął się, jakby nie był pewien, w jaki sposób ona na
to zareaguje. A może Susan tylko to sobie wyobrażała? Trudno jej było rozstrzygnąć,
jaki naprawdÄ™ jest doktor McGee.
 %7Å‚yczÄ™ pani dobrej nocy.
 Jestem pewna, że będzie dobra  odpowiedziała.
Lekarz podszedł do drzwi, zatrzymał się i odwrócił w stronę łóżka.
 Ach, jeszcze coś... Zaplanowałem dla pani na jutro fizykoterapię.
 Co to jest?
 wiczenia mięśni, gimnastyka, głównie po to, żeby rozruszać nogi. Będą też zaję-
cia w basenie z masażem podwodnym. W jakiś czas po śniadaniu przyjedzie po panią
sanitariusz i zabierze na dół.
* * *
Pani Seiffert nie była w stanie jeść samodzielnie, więc musiała być karmiona przez
pielęgniarkę. Ale nawet ta czynność odbywała się za zaciągniętymi zasłonkami.
Susan jadła kolację, czytając kryminał. Bardzo ją zaciekawił, a co najważniejsze nie
pozwalał myśleć o sobowtórach Harcha i Quince a.
Pózniej, gdy zjadła już wszystkie ciasteczka i popiła mlekiem, poczłapała do łazienki,
podtrzymując się ściany. Droga powrotna do łóżka wydawała jej się dwa razy dłuższa.
Jeszcze pózniej siostra z nocnej zmiany przyniosła jej środki uspokajające. Susan
wiedziała, że i bez nich będzie spać całkiem niezle, ale je zażyła. Wkrótce zasnęła.
 Susan... Susan... Susan...
...obudził ją cichy głos przyzywający jej imię. Nie mogła spać i usiadła prosto na
łóżku.
 Susan...
Serce zaczęło walić jej jak młotem, bo choć z natury nie była strachliwa, to w głosie
tym wyczuła coś złowieszczego.
Lampka nocna nie dawała dużo światła, ale w pomieszczeniu nie było zupełnie
ciemno. Rozejrzała się wokół. Nie dostrzegła nikogo.
68
Wstrzymała oddech, oczekując, co nastąpi.
Cisza.
 Kto tam?  spytała wreszcie, wpatrując się uporczywie w zaciemniony kąt.
%7Å‚adnej odpowiedzi.
Odegnała resztki snu i zdała sobie sprawę z tego, że głos dobiegł z lewej strony, tam
gdzie znajdowało się zasłonięte łóżko, a głos nazwałaby raczej męskim niż kobiecym.
Zasłony wciąż wisiały wokół łóżka. Widziała je mimo panującego mroku. Biała ma-
teria odbijała i nawet wzmacniała słabe światło nocnej lampki. Prześcieradła wydawały
się błyszczeć, jakby były nafosforyzowane.
 Jest tam kto?  spytała.
Cisza.
 Pani Seiffert?
Zasłony się nie poruszyły. N i c się nie poruszyło.
Spojrzała na stojący na stoliku zegar, wyświetlający czas jasnym światłem. 3:42.
Susan wahała się przez chwilę, a potem zapaliła górne oświetlenie. Jasny blask ośle-
pił ją na chwilę. Szybko zgasiła światło, gdy tylko zorientowała się, że nikt nie chowa się
po kątach. Zasłonięte łóżko Jessiki Seiffert w jasnym blasku też wyglądało mniej groz-
nie niż w ciemnościach.
Po zgaszeniu światła cienie wróciły na swoje miejsca, czyli znów przykryły prawie
całą salę.
Może to mi się śniło? pomyślała. Może ten głos słyszałam tylko we śnie?
Ale raz zasiany niepokój musiał dać efekt w postaci nieprzespanej nocy. Była o tym
przekonana.
Pomanipulowała z boku łóżka i uniosła oparcie do pozycji półsiedzącej. Przez chwilę
wsłuchiwała się w ciszę i czekała.
Myślała, że już nie zaśnie. Ten dziwny głos przypomniał jej o istnieniu sobowtórów
Harcha i Quince a i strach do reszty wybił ją ze snu. Ale wkrótce dały o sobie znać le-
karstwa, które zażyła. Ich działanie sprawiło, iż po upływie kilku minut znów znalazła
się w objęciach Morfeusza.
6
Cały poprzedni dzień była burza. Przez posiniałe niebo gnały kłęby chmur. Raz po
raz przecinały je błyskawice.
We wtorkowy poranek znów, i to zupełnie niespodziewanie, zaczęła się kolejna za-
wierucha. Jedyną jej zapowiedzią było pojedyncze uderzenie pioruna, ale tak potężne,
że szpital zatrząsł się w posadach. Potem zaczął padać deszcz, grubymi kroplami rozbi-
jajÄ…c siÄ™ o szyby i parapety.
Teraz, kiedy łóżko po przeciwległej stronie było zasłonięte, Susan nie widziała okna,
nie mogła więc też widzieć burzy. Ale słyszała uderzenia piorunów, a światło błyskawic
co chwila rozświetlało salę. Wrażenie uzupełniał werbel kropli deszczu.
Zjadła pożywne śniadanie, składające się z płatków kukurydzianych z gorącym mle-
kiem, grzanki, soku i słodkiej bułeczki, a potem przespacerowała się do łazienki i z po-
wrotem. Tym razem kosztowało ją to mniej bolesnego wysiłku, ale szła bardziej uważ-
nie. Wreszcie położyła się do łóżka z kolejnym kryminałem w ręce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum