[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w samej jednej koszuli nocnej niby lunatyczka. Czasami krzyczała, jakby śniło
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
się jej co strasznego. - Pani Raven pokręciła głową. - Niektóre dziewczęta
mówiły, że pomieszało się jej w głowie, ciągle coś gubiła, gadała pod nosem
do siebie. Nic dziwnego, że w końcu się zabiła, ale ja wiem jedno: bardzo bała
się rzeki. Kiedyś mi opowiadała, jak się jej przyśniło, że się topi.
- Dziwne, że wybrała właśnie taką śmierć, nie sądzi pani? - Sara
spojrzała pytająco na gospodynię.
- Tak, proszę pani - odparła pani Raven i dodała: - Ja tam złego słowa nie
powiem o panu Elworthym. Zawsze był z niego ludzki człowiek, ale
dziewczyny gadały między sobą, że dla niej nie był dobry. Dziecko urodziło
się za wcześnie, aby uważać, że pochodziło z prawego łoża. Szeptano, że on
wiedział, iż ona wcześniej była z innym, i nie mógł jej tego zapomnieć. Przy
mnie zawsze okazywał jej troskę, ale tak bardziej jak ojciec niż mąż, jeśli wie
pani, co mam na myśli. Widać tak musiało być, o ile prawdą jest to, co ludzie
mówią.
- Co ma pani na myśli? - Sara uważnie spojrzała na gospodynię.
- Nie wiem, czy wierzyć, czy nie, ale pan ponoć miał kochankę i
bynajmniej nie krył się z tym przed żoną. Nieboszczka pani kiedyś mi
powiedziała, że on kocha inną damę.
- Na pewno się myliła. Mąż jest człowiekiem honoru. Nawet jeśli miał
kogoś, zerwał z tą kobietą, gdy się ożenił.
- Skoro tak pani twierdzi... Ja tylko powtarzam, co słyszałam.
- Rozumiem, ale zapewniam panią, że mąż nie mógł uczynić nic
niewłaściwego. Niech wszyscy przyjmą do wiadomości, że nie zamordował
własnej żony. Nie ponosi żadnej odpowiedzialności za jej śmierć. Jeśli będzie
trzeba, poszukamy ludzi do służby spoza wioski. Ten dom musi znowu ożyć i
zamierzam tego dokonać. Takim czy innym sposobem, ale zrobię to -
podkreśliła z mocą Sara.
- Tak jest, proszę pani. - Gospodyni popatrzyła na Sarę z szacunkiem. -
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Cieszę się, żeśmy sobie porozmawiały. Zanim pani nastała, nie działo się tu
dobrze. Pan potrzebował kogoś takiego jak pani.
Z ust powściągliwej i wszystkim niechętnej pani Raven był to
komplement i Sara mogła czuć się zadowolona, że atmosfera nieco się
oczyściła. Uśmiechnęła się do gospodyni.
- Myślę, że będziemy lepiej się rozumiały. Zajrzę do Nathaniela i
przekonam się, jak radzi sobie nowa niania.
Sara spędziła z chłopcem i jego opiekunką ponad godzinę. June
Harrington okazała się miłą, przyjaznie nastawioną do ludzi dziewczyną i
widać było na pierwszy rzut oka, że dobrze czuje się w roli niani Nathaniela, a
i on najwyrazniej ją polubił. June przywitała Sarę uśmiechem.
- Cieszę się, że pani wróciła, pani Elworthy. Nathaniel był grzeczny, ale
tęsknił za tatą, za panią też. Pytał mnie kilka razy, kiedy znowu przyjdzie do
niego ta miła pani.
- Będzie widywał mnie codziennie - powiedziała Sara, spoglądając czule
na bawiącego się żołnierzykami chłopca. - Chciałam zapytać, czy dobrze się u
nas czujesz,June? Najszybciej jak to możliwe najmę kogoś, kto mógłby ci
pomóc.
- Znam kogoś takiego - oświadczyła June. - To moja kuzynka Mary. Ma
dopiero piętnaście lat, ale to dobra i pracowita dziewczyna. Zrobi wszystko, o
co tylko ją poproszę.
- Zapytaj ją, czy chciałaby pracować w Elworthy House. Musimy mieć
dużo służby, by przywrócić ten dom do życia. Niech wreszcie pojawią się
ludzie, niech w tych ścianach rozbrzmiewa śmiech, żeby to był prawdziwy
dom. Teraz jest tu zbyt pusto i cicho.
- To prawda, pani Elworthy - przytaknęła June z uśmiechem. - Ten dom
potrzebuje ludzi, którzy wypełnią go życiem. Zbyt długo zbierały się tutaj
cienie i gromadził kurz. Starszy pan Elworthy miał jeszcze kilka innych
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
majątków, które teraz przejął sir Phillip. Rodzina rzadko przyjeżdża, odkąd
młodszy pan Elworthy mieszka tu, po tym jak odziedziczył te włości po
dziadku.
- Zobaczysz, jak szybko znikną cienie i kurz - zapewniła Sara - a twoją
kuzynkę przyjmiemy z radością.
Pożegnawszy June i Nathaniela, wróciła do własnych pokoi. Już miała
otworzyć drzwi, gdy spostrzegła w korytarzu Johna.
- Pózno wczoraj przyjechałeś - odezwała się. - Martwiłam się, czekałam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angela90.opx.pl
  • Archiwum